Jak z wielkiej F1 zrobić kabaret - kilka słów o GP Australii
Zapewne wielu ludzi miało z tyłu głowy, że start sezonu jest zagrożony. Formuła 1 szła w zaparte i dotarła aż do dalekiej Australii, by przeciwstawić się okolicznościom i rozpocząć wielkie ściganie. Wydawało się, że dadzą radę.Niestety, dla samego widowiska, cały misterny plan poszedł... wszyscy wiedzą gdzie. Poszedł, bo zabrakło właśnie planów. Tylko, że w obliczu pandemii to nie widowisko było najważniejsze. A może było? Chciałbym spojrzeć na sytuację z perspektywy różnych stron, bo o ile pewne jest, że była to wpadka, błąd, nawet całe stado wielbłądów, tak patrząc na chłodno - Formule 1 można wybaczyć pewne próby. Spokojnie, zanim się ktoś oburzy, wielu rzeczy nie można. Krew będzie, ale bez przesady, bo emocje opadły.
Kibicowałem Formule 1, by upiekło jej się, chociaż poszła pod prąd. Ktoś powie, że poszli odważnie, ktoś powie, że głupio. Był w tym jednak jakiś sens, bo "cash is king", jak to mówił Lewis Hamilton, a osoby rządzące takimi organizacjami mają swoje priorytety. Inaczej by tam nie doszły.
Teraz powinniśmy denerwować się, bo ten kierowca znowu zrobił błąd lub cieszyć się, bo nasz ulubieniec znowu się popisał. A tak będziemy denerwować się popisami Formuły 1. Średni kompromis. Jeśli ktoś nie czytał, co tam się działo, a jest ciekawy, wystarczy kliknąć tutaj.
W zeszłym roku teksty były po każdym wyścigu. Teraz wyścigu nie było, ale tekst będzie, bo coś jednak się wydarzyło i jest kogo krytykować. Może to jakaś rekompensata. Przynajmniej mogę też zapowiedzieć pewną nowość, zamiast zaskoczyć. Miał być nią ranking, coś w rodzaju ocen po każdym Grand Prix. Więc tak - McLaren dostaje 10, Vettel i Raikkonen po 9, a Formuła 1.
Czy ten wyścig mógł się odbyć?
Krótko - tak. Chętnych było wielu, opłacało się jechać (albo inaczej, nie opłacało się odwoływać). Zabrakło naprawdę bardzo mało, a runda zostałaby na siłę przeprowadzona. Może nie runda, ale na pewno piątkowe treningi, jeśli wierzyć, że później sprawa byłaby rozpatrywana ponownie.
F1 pamięta jazdę kilku samochodów. To też byłby wstyd oraz pokazanie pewnej niesolidarności i bezwzględności. Wszystko w normie.
Rywalizację 12 bolidów oglądałoby się z niesmakiem. Niby coś by się działo, ale w dziwnych okolicznościach. Dlaczego 12? Bo takie jest minimum, a 4 zespoły, mające 8 aut, czyli McLaren, Ferrari, Alfa Romeo i Renault, kategorycznie nie chciały jechać.
Zabrakło Mercedesa, który zmienił zdanie po interwencji Daimlera. Może i dobrze, bo smród po wymuszeniu wyścigu tak przerzedzonej stawki chyba ciągnąłby się dłużej. Odwołanie wydaje się normalne, skoro odwołują wszystko. Nie oznacza to jednak, że żadnego smrodu nie ma.
Dwa tygodnie wcześniej
W momencie pisania tego tekstu minęło już trochę od mojego powrotu z Barcelony (29 lutego). Na Twitterze znalazłem informację o ponad 6000 zakażonych w całej Hiszpanii, po publikacji jest ich na pewno więcej. Na 1,5 godziny przed moim wylotem (25 lutego), w Katalonii pozytywny wynik miała 1 osoba.
Wtedy jeszcze sytuacja na świecie wyglądała inaczej. Generalnie jasne było, że wirus będzie się rozprzestrzeniać, ale do przyspieszenia doszło, gdy klamka już zapadła. Szefowie na testach mówili, że do wylotów pierwszych pracowników zostało kilka dni. Wszystko funkcjonowało normalnie. Prawdopodobnie większość obecnych w Hiszpanii, gdyby nie internet i pytania dziennikarzy, nawet nie zauważyłaby, że coś się dzieje.
Dlaczego to przytaczam? Bo żeby normalnie odwołać wyścig, decyzje muszą zapaść dużo wcześniej. I dla pewnego grona zdrowie zdrowiem, ale jeśli F1 mogła nie stracić, a Australia (która stracić również nie chciała) zapewniała, że jest okej - nic dziwnego, że spróbowali. Mówiłem o priorytetach, bo rządzących firmami cechuje pewna bezwzględność, która pomaga robić pieniądze. Chętni byli, katastrofa nie była bardzo realna, więc poszli w to. Mogli wszystko zastopować, ale nie taki był ich cel.
Teraz, po fakcie, można odnieść wrażenie, że chcieli przeprowadzić GP Australii i GP Bahrajnu, a później dostać miesiąc lub nawet więcej na przeczekanie sytuacji na świecie. Gdyby się upiekło, straty byłyby dużo mniejsze. Nawet musząc zmieniać kalendarz, odbyłyby się już dwa wyścigi, które w padoku nazywa się "flyaway". Mieliby znacznie mniejszy ból głowy. Zachęcające.
Tylko, że tu kończą się wymówki, bo chociaż dwa tygodnie temu wszystko wyglądało dobrze, to trzeba było brać pod uwagę inne scenariusze. I to nie były jakieś rzeczy z kosmosu, zagadki dla geniuszy. Wpaść mógł na to każdy, zresztą wielu to zrobiło i pytało, zastanawiało się.
Strategia
Kibice, którzy interesują się Formułą 1 trochę bardziej, zapewne oglądają dodatkowe materiały lub czytają książki. Padają tam opowieści, jak to wszystko musi być skrupulatnie zaplanowane, jak to trzeba mieć plan A, B, C, nawet Z, kto i czego od tej serii się nie nauczył. Nawet bez tego już świeży fan ma świadomość, że jeśli Hamilton prowadzi, ale wyjedzie samochód bezpieczeństwa, to wyścig może wygrać ktoś inny, więc zawsze trzeba mieć gotowe rozwiązanie.
I niepojęte jest, chyba dla wszystkich, że tak perfekcyjnie zorganizowany sport i ludzie go tworzący, nie byli w stanie opracować tego alfabetu planów i scenariuszy na wszelki i każdy wypadek. Gdy samoloty pełne pracowników zespołów już wystartowały, sytuacja nie przypominała tej z testów. Ross Brawn potwierdził, co dość oczywiste, że zauważono ten fakt.
Czwartek i piątek pokazały, że seria, w której strategia odgrywa kluczową rolę, kompletnie o niej zapomniała. Nikt nie spodziewał się, że członek zespołu może złapać wirusa? Naprawdę? Nikt nie ustalił, co później? Przecież nie są to niedojrzali ludzie, którzy problemy zamiatają pod dywan, bo boją się stawienia im czoła.
Chaos informacyjny nie wziął się znikąd, był po prostu obecny na miejscu. Gdy McLaren poinformował o wycofaniu się, wyglądało to na użycie hamulca ręcznego, może hamulca bezpieczeństwa. Coś takiego już w czwartek, tylko ze strony kierowców, sugerował Sebastian Vettel. Prawdopodobnie Zak Brown i jego ludzie spodziewali się, że skoro nie ma żadnego planu, to tak głośna rzecz zatrzyma królową motorsportu.
Esencja Formuły 1
Otóż nie zatrzymała. Zamiast tego odbyło się głosowanie, nie wiadomo w jakiej atmosferze i okolicznościach, które zakończyło się remisem, przynajmniej na początku. To było tak "formułowe", tak wymowne, tak dobitnie pokazujące naturę tego sportu i wyższość własnych interesów nad wszystkim, jeszcze w tych okolicznościach, że nawet nie zaskoczyło. A pamiętam te zachwyty po sprzeciwie siedmiu zespołów. Jak to, udało się dostać zgodę aż tylu ekip? Niemożliwe. Faktycznie, to prawie zawsze jest niemożliwe.
Czy naprawdę organizatorzy liczyli, że nikt się nie zakazi? Dwa tygodnie temu można było sobie liczyć, ale już w ostatnim tygodniu na pewno nie. McLaren może i użył hamulca, ale przede wszystkim zaskoczył trzy organizujące GP strony. Pora nie pomogła, interesy nie pomogły, ale trzeba było mieć jakieś plany. Nie jakieś, konkretne i w dużej ilości. A tak doszło do przepychanki o to, kto zapłaci.
Tylko, że nikt nie chciał płacić. Australia liczyła na ten wyścig i wręcz przepychała go na siłę, pozostałe dwie strony klaskały. To przypadek, że przestano wpuszczać Włochów, gdy wszyscy potrzebni już dotarli? Wątpliwe. Oświadczenia często mają charakter biznesowy, więc po coś deklarowano, że jedziemy bez problemów, bawimy się i jest fajnie. No tak, jeszcze uważamy i myjemy ręce, a potem zostawiamy tłum kibiców pod bramą.
Trudno się dziwić, że wszyscy chcieli wydarzenia, bo konsekwencje i koszty są ogromne. Tylko zamiast robienia kabaretu, można było jakoś porozumieć się wcześniej. Tym razem nikt nie wygłosiłby publicznego sprzeciwu, a gdyby ktoś zmienił zdanie, to on dzisiaj dostawałby baty.
Tyle się mówi, że w tym sporcie nie ma dżentelmenów, a tu nagle ktoś próbował się w środku nocy dogadywać, ślepo wierząc, że się uda. Naiwne, ale innej opcji nie mieli i sami na to zapracowali.
Obnażeni
Gdy około 12:20 przyszło powiadomienie z McLarena, pierwszą myślą było "no to po wyścigu". Jednak następne godziny zaczęły sugerować, że to nie jest takie oczywiste. Nie informuje się w tak lakoniczny sposób i nie znika się na tyle godzin, jeżeli rozstrzygnięcia są jasne. Dlatego uznałem, że nie były i ktoś chciał wyścigu. Może nawet znakomita większość chciała. Tylko jakoś głupio było go robić, prawda?
Polska 12:20 była australijską 22:20. Wszyscy na miejscu byli zmęczeni, bo w padoku jest się od rana do wieczora i ciągle się coś robi, niezależnie od roli. Tylko trudno wymagać od McLarena czekania z informacją do śniadania, by wszyscy opluli się kawą. Swoją drogą, to dopiero byłaby jazda, taki chaos nie w 12, ale 2-3 godziny.
Trudno winić F1, FIA i AGPC za niechęć do wygenerowania wielomilionowych strat. Trzeba jednak winić za niezmierzenie się z tą wizją z odpowiednim wyprzedzeniem. Jeśli to zrobili, trzeba winić za niewystarczające zmierzenie się z nią.
Zresztą po odwołaniu wyścigu nadal trwał popis. Nie dość, że wirus miał piękne warunki do rozprzestrzeniania się wśród kibiców, to zebrano dziennikarzy i fotografów w blisko stojącym tłumie, by odpowiedzieć na kilka pytań. To był jednak "deser."
Najważniejsze jest to, że brak komunikatów ze strony F1, FIA i AGPC obnażył wielkie nieprzygotowanie na tak bardzo prawdopodobny scenariusz. I to jest wizerunkowa klapa, gigantyczna rysa, w zasadzie rów. Czekanie 12 godzin na decyzję to skutek. Trudno powiedzieć, co gorsze - samo nieprzygotowanie czy krzyknięcie każdemu obserwującemu prosto do ucha, że byli tak bardzo nieprzygotowani.
komentarze
1. Fanvettel
Według mnie wyścig powinien się odbyć. Skoro cały sprzęt był w Australii to bez sensu odwołali. Przylecieli na marne ...
2. ahaed
Mam to samo zdanie. I tak już byli tam wszyscy, więc kto miał się zarazić, to się już zaraził.
3. sliwa007
Presja ze strony mediów i kibiców była zbyt duża. Nikt nie chce brać odpowiedzialności za ludzi którzy potencjalnie mogli się zarazić, ale przecież różni eksperci szacują, że wcześniej czy później zarazi się 60-80% ludzi w krajach gdzie epidemia się już zadomowiła więc o co chodzi?
Mamy więc takiego McLarena, który wrócił do swojej siedziby i nagle okazuje się, że w zasadzie nikt i nic ich nie chroni. Czym różni się praca i podróżowanie po Wielkiej Brytanii od pracy na pitlane w Australii?
W zasadzie niczym.
Ale oczy wielu milionów kibiców za pośrednictwem setek dziennikarzy zwrócone były właśnie na Australię i każdy przypadek zarażenia z pewnością byłby przypisany nieodpowiedzialnym zachowaniom ludzi z F1. A tak po prostu zarażają się w Anglii bo przecież mamy epidemię. W Anglii nie ma winnych, w Australii by byli.
4. Kruk
Panowie... Cos jest na rzeczy, bo wyscigi sa przesuwane. Ferrari wstrzymuje prace calego zespolu (choc w ich przypadku to nic nie zmienia :))
Podejrzane jest to, ze ustawili punkty kontrolne, i co? Nikt nie zadawal sobie pytania przed sciagnieciem ekip: Co zrobimy, jak wykryjemy wirusa? Po co w takim razie sciagali wszystkie klamoty do Melburne?
No chyba, ze to celowe dzialanie, zeby zaciagnac hamulec reczny gospodarce-z tego co widac, bardzo skuteczne.
5. ewerti
Wszyscy się zjechali, cały sprzęt, wszyscy narażeni, kibice i tak się kotłowali, a zespoły pracowały. O jakim minimalizowaniu ryzyka mowa w kontekście odwołania wyścigu? Totalna bzdura.
Nawet takie oszołomy jak komentatorzy z Eleven czy Polsatu nie są w stanie pomyśleć przez sekundę.
6. Forizoo
no no no
7. Ewenement
A mnie się podoba ta decyzja. Chodzi oczywiście nie tylko sam wirus ale pewną solidarność z McLarenem. Jak mają się ścigać niech robią to razem wszyscy. I niech nawet stracą kilka GP i zaczną w połowie sezonu ale niech razem staną na starcie.
8. Mikey72
@5
OSZOŁOM JESTEŚ TY
Redaktorku czemu nie reagujesz na takie komentarze jest ten z pod 5
Dlaczego ma obrażać Sokoła i Mirosławskiego Kapicę itp:
9. TomPo
@1,2
Serio nie potraficie spojrzec na to z szerszej persepktywy?
Ze np pozniej kazda smierc bylaby powiazywana z tym GP?
Ze im wiekszy dramat by sie tam rozgrywal, to byloby to zrzucane na F1?
Wyscig nalezalo po prostu odwolac 2 tyg wczesniej, chciano to jakos butem przepchac no ale sie nie udalo.
10. Arjbest
@8 i 9
Brawo Panowie. Głos rozsądku.
Chciałem aby pojechali, chciałem zobaczyć walkę. Tak na torze jak i na boiskach piłki nożnej. Patrząc na to, co dzieje się na świecie, dobrze że odwołano wyścig i zawieszono ligi. Są sprawy dużo ważniejsze.
Szkoda tylko iż w F1 nikt nie pomyślał wcześniej o odwołaniu wyścigu. Narażono fanów, pracowników zespołów na niepotrzebne ryzyko.
Miejmy nadzieję iż świat upora się szybko z wirusem i wróci normalność.
11. FanHamilton
Formuła 1 będzie ale czasem odwołane i dobrze dla zdrowa
12. Patricko
Jakim trzeba być ignorantem i egoistą, żeby twierdzić iż wyścig miał się odbyć... Coraz więcej zakażeń, ludzie z wykrytym wirusem wśród zespołów, stan pandemi, a janusze płaczą bo im się wyścig nie odbył. Jeszcze dorabianie do tego jakiś artykułów na kilka stron, gdzie wszystko sprowadza się do jednego - czubek własnego nosa. Jeśli ktoś z Waszej rodziny byłby w jakimś zespole i istniałoby ryzyko to jestem ciekaw czy jeden z drugim też by tak cwaniakowali.
13. Del_Piero
Wyścig powinien zostać odwołany wcześniej. Jeszcze zanim tam w ogóle polecieli i rozpakowali manatki. Decyzja słuszna, ale podjęta zbyt późno. Jego ekscelencja Bernie Ecclestone słusznie zauważył, że nikt nie chciał wziąć odpowiedzialności.
14. seybr
Najlepszy wyścig GP Australii jaki widziałem. Kubica zastąpił Antonio z błahego powodu. Kolega zjadł coś niestrawnego i przesiaduje w WC. No dobra, star był przepiękny Kubica wystartował z 8 miejsca i awansował na 6. Kolejność po starcie. Pierwszy Lewis, następnie Seba po nim Botas i Maxiu, piąty był Kimii. Do 40 okrążenia było bez zmian, na 41 zaatakował Maxiu Botasa. Czołówka była dość blisko siebie, błąd Hamiltona spowodował utratę wiele cennych sekund. Zbliżyli się do niego Ventyl i Maxiu. Maxiu jak na tradycję przystało, nie wytrzymał i spowodował kraksę. Zahaczył Hamiltona a w nich przypierniczył Seba. Kolejność na 42 okrążeniu, Botas, Kimi i Kubica. Na 43 okrążeniu Botas miał problem z układem hamulcowym. W finale spadł na 8 miejsce. Do ostaniego okrążenia walka Kimi vs Kubica stała się poezją dla oczu. W ostatnim okrążeniu Kimi popełnił błąd i Kubica zdobył pierwsze miejsce. Pierwsza 10 kończy się następująco. 1 Kubica, 2. Kimi i 3. Leclerc (ten pokazał dobrą konsekwentny jazdę). 4 Albon, 5 Sainz, 6 Riccardo, 7 Gasly, 8 Bottas, 9 Perez i 10. Russel. Na plus można zaliczyć start Williamsa. Widać mocne poprawki.
Tak serio, sytuacja nie do pomyślenia. Nie wiem co FIA i organizatorzy w Australii chcieli osiągnąć.
15. YASHIU
Na chwilę obecną wszyscy piszą że był to błąd i łatwo wydać takie wyroki jak mleko się już rozlało. Nie mniej jednak sam zarząd F1 mógł mieć podstawy do tego żeby wierzyć w to że wyścig się odbędzie. Przede wszystkim po tym że w krajach anglosaskich nie było i nie ma (nie wiem jak dzisiaj, ale na czas wyścigu nie było) wytycznych odnośnie zamykania się w domach i autoizolacji. Poza tym w Australii dalej jest...lato, czyli temperatury potencjalnie sprzyjające walce z koronawirusem.
Wiadomo że sam teraz mogę pluć na organizatorów że zrobili błąd, ale rozumiem ich założenia + presję związaną z wiszącym nad nimi ponad 20% tąpnięciem na giełdzie.
A tak swoją drogą ciekawi mnie wynik hipotetycznej ankiety gdyby każdy przed GP Australii mógł zagłosować - ilu z tych co dzisiaj tak mądrze krytykują, zagłosowałoby, że jednak GP powinno się odbyć.
16. Skoczek130
Przynajmniej od 2009 roku robi się z F1 kabaret. ;) Pługi śnieżne w 2009, cysterny od 2010, system ułatwiający wyprzedzanie od 2011, kacze nosy w 2012, wybuchające opony w 2013, januszowe nosy oraz silniki brzmiące niczym sokowirówki od 2014, podłoga inicjująca iskry od 2015, ograniczone przekazy radiowe od 2016, ograniczenie zmiany kasków od nie wiem którego już sezonu (teraz wreszcie wycofali się z tego absurdalnego pomysłu). Próba wprowadzenia medali, pomysł zraszania toru wodą (dzięki Bogu nie weszły w życie). Seks-afera z prezydentem FIA, uniewinnienie skorumpowanego szefa FOM za sprawą legalnej łapówki sędziemu. Notorycznie zmieniane przepisy - raz, by bolidy były trudniejsze w wyprzedzaniu, drugi by je przyspieszyć, bo stały się zbyt łatwe w prowadzeniu. Ograniczenia w użyciu opon lub nakaz używania danych mieszanek. Znalazłoby się tego jeszcze więcej. Od kilkunastu już lat F1 stała się parodią samej siebie. Kto wie, czy w tym roku nie poniesie na tyle dużych strat, że na starcie 2021 pozostaną tylko 5-6 ekip. Kiedyś by mnie to w sumie zasmuciło - obecnie tylko się śmieje... ;)
17. Skoczek130
***prowadzenie
18. Jacko
Pisałem to już w innym miejscu, ale się powtórzę, że trochę rozumiem FIA i FOM, bo tu nie chodzi tylko o ich zyski czy straty, ale także każdego zespołu z osobna. Wyobraźcie sobie, ze jesteście szefem np. Orlenu i cały sezon zostaje odwołany (czy np. połowa). Powinniście się domagać zwrotu całej kasy (czy tam połowy), bo cel jakim miała być reklama na samochodach podczas wyścigów nie został zrealizowany. Odpowiadacie za finanse i inwestycje przed właścicielami oraz inwestorami giełdowymi, którzy nie są przecież instytucjami charytatywnymi, tylko robią to po to by zarabiać, a i tak przez całe to zamieszanie z wirusem stracą dzięki kryzysowi i spadkom na giełdzie. Dlaczego mają jeszcze wspierać prywatną firmę jaką jest zespół F1 nie otrzymując nic w zamian? I w takiej sytuacji są praktycznie wszyscy sponsorzy.
A z drugiej strony, zespoły poniosły już olbrzymie koszty na przygotowanie bolidów, na utrzymanie fabryk i całej infrastruktury, a pracownikom też muszą cały czas płacić, bo przecież nie rozpuszczą tak wykwalifikowanej kadry wiedząc, że za parę miesięcy będą znowu potrzebni.
Więc co byście zrobili na miejscu np. takiego Orlenu?
A co do samego wyścigu, to by się odbył, gdyby nie potwierdzono tego przypadku zachorowania. Po jego potwierdzeniu i wycofaniu McLarena, takiej możliwości już po prostu nie było i nie ma co nad tym nawet dyskutować. A że wyniki badań były w ostatnim momencie, to i decyzja o odwołaniu zapadła tak późno...
19. goralski
@18 trudno się z Tobą nie zgodzić
20. Kruk
@18. Ja na miejscu Orlenu poczulbym sie wydymany. Wydawaloby sie, ze F1 to grupa specjalistow, ktora wie co robi. Wydarzenia z Austarlii pokazuja, ze sa to chlopcy, ktorzy bawia sie w piaskownicy napelnionej drozszym piaskiem.
21. Frytek
Moim zdaniem najbardziej rozsądne było zrobienie wyścigu bez publiczności, w momencie gdy podejmowali tą decyzję nic nie było wiadomo jak sytuacja z wirusem się rozwinie. Nawet gdyby skończyło się tak jak teraz odwołaniem wyścigu to nie było by żadnej afery, zespoły rozjechałyby się z powrotem i prawie po sprawie. Bahrajn potrafił się zdecydować na takie rozwiązanie.
Australia natomiast mimo wielkiego ryzyka szła w zaparte i mają co chcieli. Mnóstwo ludzi wydało kupę pieniędzy tylko po to żeby tam się dostać, zarazić i wrócić spowrotem. To dla mnie jest kompletną głupotą
22. XYz1
Dobra, to jest mało istotne
Większym problemem dla F1 jest kryzys gospodarczy. Jestem pewny że przed końcem czerwca kilka ekip zbankrutuje i zobaczymy w przyszłym roku może trzy zespoły. F1 trzeba już budować na nowo
Skomentuj artykuł
Jeśli nie masz jeszcze konta, dołącz do społeczności Formula 1 - Dziel Pasję!
Zarejestruj się już teraz