Chętnych na organizację wyścigu F1 coraz więcej
Liberty Media dopięła swego i dzięki rożnym działaniom marketingowym chętnych na organizację Grand Prix jest mnóstwo. W związku z tym włodarze zastanawiają się nad wprowadzeniem "rotacyjnego" kalendarza. Kierownictwo F1 niepokoi tylko brak zainteresowania ze strony niemieckich torów.23 wyścigi - taką rekordową liczbę GP włodarze sportu zaplanowali na sezon 2022. Tylu weekendom wyścigowym sprzeciwiają się otwarcie kierowcy oraz zespoły, ale najprawdopodobniej ilość tych rund w przyszłości jeszcze wzrośnie.
Promotorzy nieustannie negocjują z F1 i każdy z nich jest w stanie zapłacić dużą sumę za swoje zawody. Dla Liberty Media zdecydowanie najważniejszy jest amerykański rynek, przez co w przyszłym roku odbędą się tam aż dwa wyścigi. Niewykluczone jednak, że na kibiców będą czekać trzecie zawody w tym kraju. Dużo mówi się bowiem o zainteresowaniu ze strony Las Vegas i Indianapolis.
Kolejnym celem włodarzy mistrzowskiej serii są Chiny i związane z nimi możliwości marketingowe. Efekt zatrudniania Guanyu Zhou przez Alfę Romeo już przynosi dużo korzyści. Wspominał o tym sam Frederic Vasseur, a teraz pojawiają się doniesienia o drugim wyścigu w Państwie Środka (Szanghaj przedłużył niedawno umowę do 2025 roku).
Nie jest to jedyny azjatycki chętny. Jak informuje Auto Motor und Sport, swoje zainteresowanie wyraziła także Korea Południowa. Kierowcy ścigali się tam w latach 2010-2013, kiedy rywalizowali na torze Yeongam.
Jakby tego było mało, Afryka również włączyła się do walki o organizację swoich zawodów. W tym kontekście wymieniało się przede wszystkim RPA, aczkolwiek na horyzoncie miała także pojawić się opcja rozegrania wyścigu w Maroku. W przeszłości, a dokładniej w 1958 roku odbyły się tam zmagania F1, w których najlepszy okazał się Stirling Moss.
Nic więc dziwnego, że w obliczu tylu chętnych F1 rozważania wprowadzenie "rotacyjnego" kalendarza:
"To jedna z możliwości, której się przyglądamy", mówi boss królowej motorsportu, Stefano Domenicali.
Jednakże mimo takiej dużej liczby zainteresowań do rozegrania Grand Prix włodarzom sportu najbardziej zależy na powrocie do terminarza niemieckiej rundy. Tutaj natomiast w grę wchodzą kwestie finansowe, gdyż zarówno Nurburgring, jak i Hockenheim uważają, że takowa organizacja wyścigu mogłaby przynieść im duże straty.
Ubolewa nad tym Domenicali:
"Uwierzcie mi - chcielibyśmy z powrotem zobaczyć Niemcy w kalendarzu. Zwłaszcza jeżeli weźmiemy pod uwagę zainteresowanie tego kraju sportami motorowymi. Szkoda, że tak jest. Mówię to w imieniu całej branży sportów motorowych - nie robią tego, czego potrzebują fani. Wspólnie z naszymi partnerami będę ciężko pracować, aby to zmienić."
F1 liczy, że poprzez organizację rundy w Niemczech kolejna rzesza kibiców zacznie interesować się tą piękną serią. Są ku temu solidne powody, bowiem obecnie ściga się w niej dwóch pochodzących stamtąd kierowców: Sebastian Vettel i Mick Schumacher. Dodatkowo, Mercedes cały czas utrzymuje się na samym szczycie.
Królowa motorsportu swojej szansy upatrują również w ewentualnym wejściu Porsche i Audi, które datowane jest na sezon 2026:
"Nie mogę odpowiadać na pytania dotyczące grupy VW. Nie podejmuję przecież decyzji w tej sprawie. Mam tylko nadzieję, że każdy taki nowy rozdział będzie odpowiednim sygnałem. Natomiast obecnie niemiecki rynek nie jest zainteresowany organizacją GP."
komentarze
1. Falarek
Takie niby zainteresowanie a zostawiają w kalendarzu takiego gniota jak Catalunya
2. Raptor202
Wygląda na to, że Niemcy potrzebują w F1 kierowcy z najwyższej półki (Vettel takim nie jest), żeby wzbudzić zainteresowanie wystarczające do tego, by impreza się zwróciła. Niestety takiego nie widać i nieważne, jak bardzo Haas (do spółki z Ferrari) by nie hype'ował Schumachera, to Mick po prostu nie jest postacią na miarę Verstappena czy Leclerca, żeby móc realnie myśleć o zdominowaniu F1 w przyszłości.
3. kiwiknick
@2 Austriacy, Węgrzy nie mają swojego kierowcy a wyścigi się odbywają.
4. Jacko
@up
Jeśli wziąć pod uwagę koszty licencji (Bernie przecież wywindował to pod niebiosa), koszty dostosowania i utrzymania toru oraz na końcu koszty samej organizacji wyścigu, to praktycznie żadne GP nie jest dochodowe i nie utrzyma się z samych biletów. Dopłacają rządy i "władcy" państw (np. Rosja, Chiny, Azerbejdżan itp.), szejkowie naftowi dla kaprysu, albo gminy i samorządy, licząc na ściągnięcie turystów i zwrot tych kosztów poprzez biznes hotelarski i gastronomiczny.
Jakiś czas temu miasta, gminy i samorządy w Europie zaczęły się w końcu buntować na tak wysokie opłaty pobierane przez Berniego, nie chcąc pieniędzmi publicznymi wspierać jego fortuny i stąd też między innymi problemy GP Niemiec i tamtejszych torów. A skoro Europa nie chciała już tyle płacić, to Ecclestone jeszcze bardziej zwrócił się na daleki i bliski wschód oraz do różnych "kacyków" państw mniej demokratycznych.
Nowi właściciele są po trosze cały czas zakładnikami tamtej polityki, bo ciągle wiąże ich wiele kontraktów. Zresztą skoro na tym więcej zarabiają, to pewnie im taka polityka mocno nie przeszkadza...
5. Krukkk
Stefano to kolejna postac w F1, ktora zostala obudzona slowami: "Wstawaj, zesrales sie". Gosc dal ciala szefujac Ferrari i od tamtego czasu nic sie nie zmienia.
6. PrezesArQ
@ autor
"F1 liczy, że poprzez organizację rundy w Niemczech kolejna rzesza kibiców zacznie interesować się tą piękną serią."
Nie żeby coś, ale użycie w jednym zdaniu "Niemcy" i "rzesza" jest odrobinę ryzykowne ;)
Sorry za offtop.
7. SpookyF1
@6 dobre, dobre!
8. Skoczek130
Zamiast przesadnie powiększać kalendarz niech zaczną rotować torami. I wywalić z kalendarza beznadziejne obiekty pokroju Montmelo, Hungaroring czy Paul Ricard. ;)
9. Skoczek130
Niemców F1 interesowała w czasach Schumiego. Obecnie mają w poważaniu zwycięstwa niby niemieckiego zespołu, której pracownicy i siedziba, a także główny kierowca, pochodzą z Wysp Brytyjskich. ;)
Skomentuj artykuł
Jeśli nie masz jeszcze konta, dołącz do społeczności Formula 1 - Dziel Pasję!
Zarejestruj się już teraz