Okres bożonarodzeniowy to idealny moment na podsumowanie tegorocznych mistrzostw świata F1. Te nie zawiodły kibiców i zgotowały bezpośrednią walkę o najważniejsze trofeum do wielkiego finału sezonu. Ostatecznie na swoją korzyść przechylił ją Lando Norris, choć jego sukces podawany jest wielu wątpliwościom. Czy zasłużenie? Czy ktoś wspiął się na taki wysoki poziom sportowy? Spróbuję chociaż częściowo odpowiedzieć na to w corocznym podsumowaniu, na jakie serdecznie zapraszam.
Sezon 2026 i powiązane z nim potężne zmiany w przepisach zbliżają się wielkimi krokami. Zespoły intensywnie dopracowują najdrobniejsze kwestie, aby być w pełni przygotowanym na pierwsze, jakże ważne testy. My na stronie również przeprowadzamy odpowiednie działania związane z aktualizacją strony, co być może niektórzy z Was już odnotowali. Szykujemy też ciekawe artykuły z wyjaśnieniami nowych regulacji.
Zanim jednak w pełni poświęcimy się kolejnej erze, trzeba podsumować tegoroczne poczynania najlepszych kierowców na świecie. Na torach działo się przecież naprawdę wiele i było o czym pisać na przestrzeni ostatnich miesięcy. Oczywiście pytanie zawarte w tytule miało trochę zachęcić do kliknięcia w to podsumowanie. Rozpisując się w tym kontekście, zapewne podzieliłbym wielu z naszych czytelników, a każdy fan orientujący się w realiach królowej motorsportu ma świadomość, że o sukcesie w niej decyduje symbioza kierowcy oraz bolidu.
Jeśli chodzi o format całej konkluzji, postanowiłem nie zmieniać go w porównaniu do poprzednich dwóch lat. Zabawiłem się w wystawianie ocen poszczególnym zawodnikom oraz zespołom, dzieląc się też krótkimi uzasadnieniami. Noty wahają się między 1 a 10, przy czym "jedynka" oznacza tę najgorszą, "piątka" tę wyjściową, zaś "dziesiątka" tę najwyższą. Pojawiły się również wartości połówkowe.
Alpine: 3.50
W Enstone bez zmian, czyli kolejne roszady i roszady. Nie wiem, czy jeszcze pamiętacie, jakie nadzieje wiązano z zatrudnieniem Olivera Oakesa w roli szefa zespołu. Tymczasem pożegnał się z nim już po GP Miami, podobnie jak Jack Doohan, choć tego drugiego dni były od początku policzone. W przeciwieństwie do poprzednich lat - tym razem organizacyjne rotacje odbiły się na formie sportowej i to dość znacząco. Alpine zamknęło przecież klasyfikację generalną z dużą stratą do 9. miejsca. Raczej marnym pocieszeniem może być fakt, iż jako ostatni zespół w mistrzostwach wywalczyło najwięcej punktów w historii F1 (bo 22). No cóż. Może była to gra warta świeczki ze strony Flavio Briatore i spółki. Zapowiadane mocarne silniki Mercedesa pewnie pomogą powrócić na właściwe tory. Czy jednak będą one podobne do tych z lat 2005-2006? Śmiem wątpić.
Pierre Gasly: 6.00
Kierowca z Rouen nie schodzi z pewnego poziomu od momentu dołączenia do rodzimej ekipy i podobnie było też w ostatnich miesiącach. Kiedy pojawiały się do tego odpowiednio okoliczności, dowoził solidne wyniki. Zresztą wszystkie wywalczone oczka Alpine to on zbierał z toru. Efekt "wow" trudno było w dłuższej perspektywie pokazywać w wyścigach, dlatego zostawiał go sobie na czasówki. W nich aż 10-krotnie udało mu się meldować w Q3. Naturalnie można byłoby się przyczepić do końcówki sezonu, gdy zdarzało mu się przegrywać z Franco Colapinto, aczkolwiek trudno oprzeć się wrażeniu, że Francuz był myślami już przy przyszłorocznych zmaganiach.
Franco Colapinto: 3.50
Myślę, że już przy styczniowym ogłoszeniu umowy Argentyńczyka można było stawiać zakłady, że przejmie drugi francuski bolid na przestrzeni tegorocznych zmagań. Z przytupem powrócił zresztą do stawki, rozbijając się w kwalifikacjach na Imoli. Czy później pojawiły się jakieś symptomy poprawy? Na upartego można doszukiwać się ich w bezpośrednich starciach z Pierre'em Gasly'm po wakacyjnej przerwie. Po stronie plusów można zapisać też brak tak wielu kosztownych wpadek jak po zeszłorocznym wejściu do Williamsa. Brakowało za to takich przełomowych momentów, dzięki którym wybijałby się na nagłówki mediów (z wyjątkiem zespołowej akcji w czasie GP USA). Czy zasłużył na pozostanie w etatowej stawce? Jeżeli Alpine uznało go za najlepszą z dostępnych opcji, można to zaaprobować. Z drugiej strony nie ukrywam, że chciałbym zobaczyć również w realiach wyścigowych Paula Arona.
Jack Doohan: 3.50
Co tu dużo mówić. Dni Australijczyka były od samego początku policzone i to nie on zatrudnił siebie w roli etatowego kierowcy ani później Franco Colapinto. Czy istniały sportowe podstawy do takiej podmianki? Raczej nie, ale należy też analizować to pod względem przedsezonowych oczekiwań. Wiadomo było, że serii juniorskich nie zwojował, a jeżdżenie u boku Pierre'a Gasly'ego w trudnym bolidzie A525 na pewno nie pomagało w zbudowaniu pewności siebie. Do tego wypadki w Australii i Japonii. Zagadką pozostaje to, czy faktycznie spełni swój plan o powrocie do stawki w 2027 roku (najprawdopodobniej z ekipą Haasa). Trzy kraksy na przestrzeni trzech dni testów w Super Formule na pewno mu tego nie ułatwią.

Sauber: 6.00
W Hinwil już pod koniec poprzedniej kampanii można było zauważyć oznaki lepszego jutra. Mimo wszystko wydawało, że sezon 2025 całkowicie zostanie poświęcony na podwaliny pod wejście Audi. Rzeczywistość okazała się nieco inna, ponieważ Szwajcarzy spisali się lepiej niż można było zakładać. Z toru podnieśli 70 punktów, a do tego należy pamiętać o pierwszym od 2012 roku podium. Dzięki temu chociaż częściowo przykryli niepowodzenia z poprzednich lat, zapewniając miłe pożegnanie Peterowi Sauberowi (tutaj bura należy się samej serii za brak właściwego pożegnania 82-latka w Abu Zabi). Teraz zupełnie nowe otwarcie i wielka niewiadoma. Osobiście nie wiem, czego spodziewać, no może z wyjątkiem tego, że Audi na pewno nie będzie liczyć się w walce o najwyższe laury od samego początku.
Nico Hulkenberg: 6:00
To, że popularnego "Hulka" można określać mianem solidnego rzemieślnika środka stawki jasne było przed sezonem. Ten z kolei dał kolejny solidny na to dowód. Już w deszczowej Australii zapewnił więcej punktów Sauberowi niż przez cały 2024 rok, a potem doszły do tego takie highlightsy jak Hiszpania czy Wielka Brytania. Na Silverstone wreszcie rozstał się przecież z łatką najdłużej jeżdżącego kierowcy bez podium. Co istotne, nie dał sobie wejść na głowę debiutującemu zespołowemu partnerowi. Za pewne rozczarowanie można uznać formę kwalifikacyjną, która nie była tak imponująca jak za czasów Haasa. Tylko raz zameldował się w Q3, choć 4 razy zajmował 11. miejsce. Nie ulega wątpliwości, że Audi postawiło na dobrego kierowcę odnośnie swoich początkowych startów w F1.
Gabriel Bortoleto: 6.50
Przyznam szczerze, że przedsezonowa opinia Helmuta Marko - który mimo wszystko potrafił wprowadzać najlepsze talenty do sportu - o byciu kierowcą kategorii "B" w przypadku Brazylijczyka nieco mnie zaskoczyła. W końcu wchodził do tego środowiska jako mistrz F2 i F3, a wspierał (i nadal wspiera) go w tym sam Fernando Alonso. Tak jak jednak zapowiadał, udowodnił niedowiarkom, że się mylili. Owszem trzeba było na to czekać do europejskiej fazy sezonu i poprawy całego Saubera, ale gdy pojawiły się do tego sposobności, udało się wywalczyć kilka dużych wyników. Na pewno do poprawy pozostają jego deszczowe poczynania, bo nie uniknął wpadek w Melbourne, Silverstone czy Sao Paulo. Zdecydowanie może natomiast zadomowić się w mistrzowskiej serii na wiele lat.

Haas: 6:00
Amerykanie nie przystępowali do tegorocznej rywalizacji jako typowa ekipa, czyhająca tylko na sporadyczne szanse na znalezienie się w najlepszej dziesiątce. Ayao Komatsu i spółka rozbudzili nieco oczekiwania kampanią 2024, a w 2025 w większości z nich się wywiązali, choć australijska inauguracyjna wydawała się mocno alarmująca. Tymczasem już tydzień później w Chinach zespół sięgnął po podwójne punkty i pierwszy raz w swojej historii znalazł się przed Ferrari w klasyfikacji generalnej. Pytanie - co teraz? I nie chodzi tylko o kontekst sportowy, bo tutaj wiadomo, że pewnej bariery Haas nie przeskoczy (chociaż jakiejś podium przydałoby się wreszcie odhaczyć). Nie ulega wątpliwości, że Toyota coraz bardziej rozpycha się łokciami, a to może prowadzić tylko do jednego rozwiązania.
Oliver Bearman: 7:00
Ollie już w zeszłym roku pokazał, dlaczego Ferrari wiąże z nim takie duże nadzieje, a w swoim etatowym pierwszym sezonie tylko to powtórzył. Pomijając pechowe okoliczności, zazwyczaj dowoził solidne rezultaty, najczęściej w punktowanych miejscach (tych mogłoby być jeszcze więcej, gdyby nie 4 razy z rzędu wywalczone 11. lokaty). Szkoda też Meksyku i tego, że nie udało się tam wywalczyć upragnionego podium. Zwłaszcza końcówka sezonu i ustawienie sobie zespołowego partnera powinna świadczyć o jego bardzo dużym potencjale. Całkowita przeprowadzka do Maranello wydaje się raczej kwestią czasu.
Esteban Ocon: 4.50
Transfer Estebana do Kannapolis w zasadzie niczego nie zmienił w postrzeganiu jego sportowej postawy. To, że należy do grona solidnych kierowców środka stawki, którzy przy sprzyjających okolicznościach potrafią ugrać coś więcej, wiadomo nie od dzisiaj. Potwierdziły to dobitnie m.in. zawody w Chinach, Monako czy nawet Abu Zabi. Cieniem kładzie się natomiast porażka z debiutującym etatowo zespołowym partnerem. Wprawdzie w ostatecznym rozrachunku wyniosła 3 punkty, ale z drugiej strony - zwłaszcza w kwalifikacjach z końcówki sezonu - było widać przewagę po stronie Bearmana. Nie zmienia to faktu, iż Ocon może uznać przenosiny do Haasa za jak najbardziej trafione.

Aston Martin: 2.50
Gdyby nie tegoroczne "popisy" Ferrari, Zieloni - podobnie jak 12 miesięcy temu - w cuglach wygraliby ranking największego rozczarowania sezonu. Mając na uwadze potężne zasoby i uznane postacie, jakie dołączają do tego projektu, po prostu nie można pozwolić sobie na dowożenie takich wyników. O ile jeszcze w 2024 roku udało się utrzymać względnie wysoką 5. pozycję, o tyle teraz spadek był nieunikniony, a niewiele stracili też Haas i Sauber. Kolejne roszady organizacyjne idealnie podsumowały dokonania Astona. Cały projekt został już tak naprawdę oparty na magii Adriana Neweya, ale nawet ta może okazać się nieskuteczna, jeśli Honda nie wstrzeli się dobrze w nowe regulacje silnikowe.
Fernando Alonso: 7.00
Lata lecą, a Asturyjczyk cały czas nie schodzi z wysokiego poziomu sportowego i pomimo pecha, który ciągle go nie omija. Najlepiej świadczyło o tym oczekiwanie na pierwsze punkty do domowej rundy pod Barceloną. Porównania z zespołowym partnerem akurat w tym przypadku nie oddają pełnego obrazu sytuacji, chociaż z kronikarskiego obowiązku należy uwypuklić bilans 24:0 w kwalifikacyjnych starciach. Wiadomo, że prawdziwe "sprawdzam" będzie miało miejsce w następnych miesiącach. Już zapowiedział zresztą, że jeżeli otrzyma dobre narzędzia, może być to dla niego definitywnie ostatni sezon w F1.
Lance Stroll: 3.50
Zawsze trudno w takich zestawieniach oceniać Kanadyjczyka. Z jednej strony każdy wypracował sobie względem niego adekwatne oczekiwania, ale z drugiej można wręcz za pewnik przyjmować, że inny kierowca wycisnąłby więcej z narzędzi, jakie ma do dyspozycji. Coś w tej kwestii mógłby na pewno powiedzieć chociażby Felipe Drugovich. Ww. zestawienie sobotnich pojedynków z Alonso mówi już wiele, a do tego trzeba wspomnieć, że odpadał aż 14 razy na etapie Q1 (najwięcej w całej stawce). Wielką tajemnicą pozostaje to, dlaczego Aston nie zdecydował się na podmiankę w czasie weekendu pod Barceloną, skoro Lance wcześniej zmagał się z bólem nadgarstka. Jego kwalifikacyjny występ zablokował bowiem możliwość ewentualnego zastąpienia. Czyżby aż tak obawiano się, że inny zawodnik spisywałby się lepiej?

Racing Bulls: 5.50
Juniorski zespół Red Bulla ponownie wywiązał się ze swoich planów. Ocena powyżej wyjściowej pojawiła się ze względu na awans (i to o dwie pozycje względem poprzedniego roku) w mistrzostwach świata. Do tego Włosi wywalczyli swoje pierwsze podium w kończącej się erze regulacyjnej. Pewne zastanowienie może dotyczyć tego, czy dało się wycisnąć jeszcze więcej z tegorocznej maszyny VCARB 02. Yuki Tsunoda mocno ją wychwalał na zakończenie sezonu w Abu Zabi, a pojedyncze wystrzały formy faktycznie także na to wskazywały.
Isack Hadjar: 8.00
Brak przyznania nagrody Debiutanta Roku na Gali FIA dla Francuza trzeba uznać za nieporozumienie. Myślę, że przebił wszelkie przedsezonowe oczekiwania względem niego, a przecież przygodę z F1 rozpoczął w najgorszy możliwy sposób, bo rozbijając się jeszcze przed startem wyścigu. Później przytrafiały się jeszcze drobne wpadki, ale gdy wszystko składało się już w jedną całość, nagrodą okazywał się najczęściej mocny wynik, na czele naturalnie z podium wywalczonym w Holandii. Bardzo konsekwentny był zwłaszcza w czasówkach, w których aż 16-krotnie meldował się w Q3. Nie pozostaje zatem nic innego jak zadać klasyczne pytanie w przypadku awansu juniora do Red Bulla. Podoła temu wyzwaniu czy nie?
Liam Lawson: 5.00
"Zaryzykuję stwierdzenie, że Liam nie pęknie tak w Milton Keynes jak Pierre Gasly czy Alex Albon" - nie ma co ukrywać, nie wyszła mi tutaj zabawa w przewidywanie. Liam już po dwóch wyścigach powrócił do Faenzy i trzeba jasno powiedzieć, że Red Bull wyrządził mu krzywdę tak szybkim awansem. Uznanie należy mu się za to, jak pozbierał się po tej degradacji. Potrafił bowiem zaliczyć taki znakomity weekend jak w Baku, kiedy znalazł się w najlepszej trójce kwalifikacji. Z drugiej strony te kilka setnych odstawał od Hadjara, co odbijało się na końcowych wynikach. Tak czy inaczej Nowozelandczyk na pewno zasłużył na dostanie kolejnej szansy od Byków. W końcu będzie mógł zaliczyć normalny cykl przygotowań do sezonu, który zapowiada się na prawdziwe być albo nie być w kontekście jego przyszłości.

Williams: 8.00
5. miejsce w mistrzostwach świata konstruktów wywalczone przez Brytyjczyków można z całą pewnością uznać za jedną z istotniejszych historii tego sezonu, a przecież rozwój maszyny FW47 porzucili na bardzo wczesnym etapie. Tymczasem regularne wchodzenie do Q3 i punktowanie stały się codziennością w Grove (może z wyjątkiem rywalizacji na przełomie października/listopada). W tym wszystkim znalazły się jeszcze dwa podia i jedno miejsce w czołowej trójce sprintu. W Williamsie na pewno z dużymi nadziejami podchodzą do nowej ery regulacyjnej. Czy może być to nawiązanie do sukcesów z lat 80. i 90.? Trudno w to mimo wszystko uwierzyć, ale w coś pokroju osiągnięć z lat 2014-2015 już bardziej.
Alex Albon: 6.00
Dla Taja dobrze stało się, że z przytupem wszedł w tegoroczne zmagania. Sama ich końcówka była bowiem przeciętna w jego wykonaniu. Wystarczy wspomnieć, że na przestrzeni ostatnich ośmiu rund jego jedynymi punktami były trzy wywalczone w teksańskim sprincie. Rozpęd z początku sezonu okazał się na tyle wystarczający, że utrzymał 8. miejsce w "generalce", w jakiej znalazł się przede wszystkim przed Carlosem Sainzem. Niewątpliwe też przyczynił się do najlepszego dla Williamsa miejsca w mistrzostwach świata od 2017 roku. Nie podlega dyskusji, że w jego przypadku powinna się zapalić alarmująca lampka, zwłaszcza że w sezonie 2026 nie będzie miał przewagi po stronie znajomości sprzętu w porównaniu do hiszpańskiego partnera.
Carlos Sainz: 7.00
Oczywiście w pełni będzie można to ocenić po zakończeniu przyszłorocznej rywalizacji, ale na razie wygląda na to, że madrytczyk postawił na dobrego konia. Po trudnościach z pierwszej fazy sezonu, a zwłaszcza z okresu sprzed wakacyjnego zaczął nawiązywać do swoich topowych występów z Ferrari czy McLarena. Podia wywalczone w Azerbejdżanie i Katarze okazywały się tego najlepszym potwierdzeniem. Końcowy rozpęd nie wystarczył mu jednak na pokonanie Albona, jednakże z perspektywy psychologicznej to Carlos wydaje się znajdować w lepszym położeniu przed nowym rozdaniem zarówno w Grove, jak i całej F1.

Ferrari: 3.00
W Maranello odhaczono dobrze znany cykl. Były ogromne oczekiwania związane z nową erą regulacyjną, a gdy te się nie spełniły, doszło do roszad organizacyjnych. Po nich pojawiły się "momenty" i walka z najlepszymi, aż wreszcie pojawiły się rozczarowania spowodowane innym podejściem do budowy bolidu. Teraz przyszła pora na kolejne wietrzenie szansy w odświeżonych regulacjach, po których - jeżeli Scuderia nie zaskoczy - zapewne znowu posypią się głowy. Nie sposób zgodzić się z sugestią Jensona Buttona skierowaną do Johna Elkanna, że to on powinien dawać przykład bogu ducha winnym kierowcom, których tak otwarcie skrytykował. Tymczasem jeżeli nawet siedmiokrotny mistrz świata nie jest w stanie skruszyć zabetonowanych włoskich murów, to znak, że problem leży gdzieś indziej.
Charles Leclerc: 8.50
Jak tu na przykład krytykować zawodnika, który mimo kompletnie nieprzewidywalnych narzędzi potrafił stanąć 7 razy na podium czy 13 razy znaleźć się w najlepszej czwórce, a do tego wywalczyć pole position i to na sprawiającym mu trudności Hungaroringu. Naprawdę sezon Charlesa trzeba oceniać na duży plus, pomijając nawet wątek deklasowania zespołowego partnera. Ma materiał na mistrza świata, ale sprzęt musi na to w końcu pozwolić. Kluczowe pytanie jest jednak takie - czy doczeka się tego w czerwonych barwach?
Lewis Hamilton: 5.50
Przykro po prostu oglądało się tak męczącego się siedmiokrotnego mistrza świata. W pewien sposób przypominało to kazus Michaela Schumachera po powrocie do królowej motorsportu. Poza sprinterskimi zmaganiami w Chinach, popisami w deszczowych warunkach i czasówką w Meksyku trudno doszukać się jakichś większych pozytywów. Zresztą trzy z rzędu odpadnięcia na etapie Q1, czego dokonał jako pierwszy etatowy kierowca Ferrari w historii, mówi wystarczająco dużo, a jeszcze do tego trzeba pamiętać o jego pierwszym w karierze sezonie bez podium. Lewis musi wierzyć w magię swoich dokumentów przekazywanych włoskim inżynierom, gdyż w przeciwnym razie jego wielki transfer może okazać się kompletnym sportowym niewypałem.

Red Bull: 7.00
Bykom należą się słowa uznania za comeback dokonany po przerwie wakacyjnej. Przed nią cała kampania mogłaby być spisana na straty. Dzięki zwyżce formy udało się nawet utrzymać miejsce na podium w klasyfikacji konstruktorów mimo punktowania tak naprawdę jednym bolidem (choć sporo pomogło w tym Ferrari). Na pewno do poprawy pozostaje kwestia zarządzania drugim samochodem, bo znowu trzeba było ratować się podmianką w trakcie sezonu, która finalnie i tak niewiele zmieniła. Można jednak pokładać nadzieje w tym, że bardziej wyważone podejście Laurenta Mekiesa pozwoli na osiąganie sukcesów, do których przyzwyczaiła stara gwardia. Po odejściu Helmuta Marko pozostał z niej już tylko Max Verstappen.
Max Verstappen: 9.50
Od samego początku zmagań Holender dawał jasne sygnały kolegom z pomarańczowego obozu, że muszą liczyć się z kierowcą, który nie miał sobie równych w ostatnich latach. Gdy chociaż pojawiała się odrobina szansy na popsucie zespołowych zabaw McLarena, w stu procentach ją wykorzystywał. Wielka szkoda, że jego powakacyjny powrót nie zakończył się sukcesem, bo byłaby to historia wspominana przez wieki. Oczywiście Barcelona będzie mu jeszcze długo wypominana, a niektórzy będą jeszcze pewnie wyciągać obrót z Silverstone. Nie zmienia to faktu, iż najwięcej zwycięstw, pole position czy okrążeń spędzonych na prowadzeniu przypadło właśnie jemu. Dzięki temu przybliżył się do osiągnięć Hamiltona i Schumachera, ale wielką niewiadomą pozostaje to, czy dalej będzie ich gonił w 2026 roku.
Yuki Tsunoda: 3.50
Można tłumaczyć Yukiego na wiele sposobów, począwszy od sporych opóźnień w dostawie nowych części czy trudnego w prowadzeniu bolidu. Mimo wszystko kierowcy Red Bulla nie przystoi nie wchodzić do Q3 aż 15 razy czy ani razu nawet nie zakręcić się w okolicach podium. Powszechnie krytykowany w zeszłym roku Sergio Perez był w stanie wywalczyć 152 punkty i uplasować się na 8. miejscu w ogólnym zestawieniu, a tymczasem Yuki był 17. z 33 oczkami (z czego 3 wywalczył w barwach Racing Bulls). Pożegnanie z etatową stawką raczej było nieuniknione, a szanse na powrót do niej nie wydają się na tę chwilę wyjątkowo duże.

Mercedes: 8.00
Uważam, że niemiecką ekipą można uznać za pozytywne zaskoczenie tegorocznych zmagań. W czołówce robiła zamieszanie nie tylko w specyficznych warunkach, co przełożyło się na awans o dwie pozycje w mistrzostwach świata mimo posiadania debiutanta w jednym z samochodów. Niewątpliwie w Brackley czekają jednak na to, co będzie działo się w kolejnych miesiącach. Jeżeli prawdziwe okażą się pogłoski, że w Brixworth znowu przygotowano coś wyjątkowego, nie można nawet wykluczyć odjechania reszcie stawki podobnie jak w 2014 roku.
George Russell: 9.00
Chapeau bas należą się George'owi za ostatnie miesiące. Od początku wyglądał na kogoś zdeterminowanego na pokazanie światu, że Mercedes może żyć bez siedmiokrotnego mistrza świata. Dwie wygrane, dwa pole position i 9 podiów w sezonie, w którym trzech kierowców realnie walczyło o końcowy tytuł dobitnie pokazuje, jak znakomicie się spisywał. Kolejny rok zapowiada się na prawdziwą weryfikację Brytyjczyka i to nie tylko na froncie ewentualnej rywalizacji o najważniejsze trofeum. Zespołowy partner z pewnością będzie mu sprawiał więcej kłopotów. Tajemnicą pozostaje również to, dlaczego poinformowano tylko o rocznym przedłużeniu z nim współpracy. Można jedynie się domyślać, że chodzi o zostawienie sobie furtki na ściągnięcie pewnego 4-krotnego mistrza świata.
Kimi Antonelli: 7.50
Ocenienie włoskiego talentu sprawiło mi najwięcej trudności. Wszystko rozchodziło się o porównywanie z innych debiutantami, którzy nie dysponowali takim sprzętem jak on. Mimo to już w Australii udowodnił, dlaczego Toto Wolff widzi w nim mercedesowego Maxa Verstappena. Pojawiły się również inne highlightsy pod postaciami pole position do sprintu w Miami czy podiami w Kanadzie, Las Vegas i Brazylii. Mocno zastanawiająca była z kolei europejska część zmagań, podczas której wywalczył raptem… punkt. W każdym razie Kimi jest przyszłością Mercedesa w F1, a obserwatorzy mogą się tylko zastanawiać, kiedy wskoczy na najwyższe obroty i kiedy zacznie sprawiać duże problemy starszemu kompanowi z ekipy.

McLaren: 8.50
Po tym, jak Ferrari nie poraziło sobie z przygotowaniem maszyny na sezon 2025, Pomarańczowi mieli autostradę do obrony tytułu wśród konstruktorów i pewnie to zrealizowali. Przy okazji pobili kilka ciekawych rekordów zarówno własnych, jak i całej F1. Pobili m.in. osiągnięcie Mercedesa z 2016 roku dot. ilości wywalczonych podiów w ciągu całych zmagań (34 do 33). To, co jednak czynili na polu zarządzania kierowcami, nadaje się do napisania książki pt.: "jak nie zarządzać kierowcami w F1". Z kibicowskiej perspektywy trudno sobie wyobrazić lepszy scenariusz niż próbę zapewnienia równych warunków i to w bezpośredniej walce z reprezentantem innego zespołu o mistrzowski tytuł. Sęk w tym, że Brytyjczycy robili sobie w ten sposób znacznie więcej szkody niż pożytku. Z drugiej strony dwa najważniejsze trofea powędrowały do Woking, więc trudno oczekiwać, aby coś zmieniło się w tej filozofii.
Lando Norris: 8.50
Kto by pomyślał jeszcze parę lat temu, że ten zawsze uśmiechnięty, pełny wigoru, znany z różnych niecodziennych pozatorowych akcji Lando zostanie najlepszym kierowcą na świecie. Nie ma wątpliwości, że został w ten sposób wynagrodzony za lata lojalności wobec McLarena, który nie zawsze zapewniał mu topowe narzędzia. Wrażenie musiała robić zwłaszcza końcówka kampanii, kiedy pod presją był w stanie wspinać się na wyżyny swoich umiejętności i to pomimo pecha, jaki spotkał go w Holandii czy Las Vegas. W skali całych zmagań nie zabrakło natomiast słabych momentów w jego wykonaniu. Kwalifikacja kraksa z Dżuddy, wpadka w Kanadzie czy nieudana zabawa w Verstappena na starcie w Las Vegas to pierwsze z brzegu przykłady. Nie zmienia to faktu, iż na stałe zapisał się już w historii sportu, a to, że jego tytuł podawany jest tylu wątpliwościom może "zawdzięczać" tylko zespołowi.
Oscar Piastri: 9.00
W przypadku zawodnika z Melbourne z nawiązką spełniła się teoria o fantastyczności 3. sezonu w F1. Poradził sobie z dwoma największymi bolączkami, czyli tempem kwalifikacyjnym i zarządzaniem oponami, a ponieważ maszyna na to pozwalała, bardzo długo przewodził w mistrzostwach świata. To, co jednak wydarzyło się w jego przypadku między zawodami w Baku a Las Vegas, będzie jeszcze przedmiotem niejednych rozważań podsumowujących tegoroczną rywalizację. Same tłumaczenia o torach z niską przyczepnością w tym kontekście nie są po prostu wystarczające. Na pewno jednak Oscara czeka świetlana przyszłość i tutaj dużo do myślenia daje jedna z posezonowych wypowiedzi Zaka Browna.

© Sauber, Alpine, Haas, Aston Martin, Red Bull, Williams, Ferrari, Mercedes, McLaren


25.12.2025 12:28
0
1
Norrisowi umniejszona i wytknięto każdy błąd, Piastriemu czy Verstappenowi już nie koniecznie.
TO w MCL przeszkadzają, ale że Tsunoda testował słabemu Verstappenowi w Brazylii, ustawienia, to już nikomu nie przeszkadza.
Przykre i smutne, jak stronnicze i nieobiektywne bywa dziennikarstwo, tylko i wyłącznie dlatego, że kogoś się lubi, a kogoś nie.
W tym sezonie Norris był najlepszy. MCL przez pół sezonu dysponował najlepszym bolidem, wtedy Piastri prezentował się lepiej niż Norris. Drugie pół sezonu dominował Red Bull i to Norris okazał się tym który wytrzymał presję.
Autor nie miał wystarczająco profesjonalizmu aby podsumować słabą drugą część sezonu Oscara i poddać w wątpliwość jego mentalność. Gdzie to Piastri przez swoje błędy wjeżdżał w barierę w Baku czy dostawał kary za głupie zagrywki jak na Silverstone. Gdzie to Piastri skamlał przez radio i Team Orders.
Bardzo słusznie MCL postawił na Norrisa i zrobił z niego kierowcę nr.1 tak samo jak swego czasu zrobił to Red Bull. I nie wiedzieć czemu Red Bullowi wolno faworyzować tylko jednego kierowcę, a MCL już nie, bo osoby które nie lubią Norrisa się popłakały, że tak nie wolno, że to nie fair, a klaszczą jak Red Bull traktuje swojego 2 kierowcę jak szmatę. Ot takie podwójne standardy.
Jeśli nie masz jeszcze konta, dołącz do społeczności Formula 1 - Dziel Pasję!
zarejestruj się