Na przestrzeni ostatnich kilkunastu godzin pojawiło się mnóstwo informacji i doniesień odnośnie kompletnie niespodziewanego zwolnienia Christiana Hornera z Red Bulla. Postanowiliśmy zebrać je w jedną całość, przedstawiając to w małym podsumowaniu.
Szok - tak jednym słowem można podsumować to, co wydarzyło się środowego poranka w środowisku F1. Z natychmiastowym efektem Red Bull zwolnił Christiana Hornera, czyli człowieka, który od 2005 roku i samego początku startów w mistrzowskiej serii zarządzał tym zespołem. Przewodził też mu w największych sukcesach, a mianowicie 6 mistrzostwom świata wśród konstruktorów i 8 kierowców.
Przebieg czasowy zwolnienia
Zwolnienia Brytyjczyka można było spodziewać się w czasie apogeum zeszłorocznej afery z jego udziałem. Na pewno jednak nie teraz, kiedy do wejścia w nową erę regulacyjną pozostaje pół roku, a wyniki sportowe - choć oczywiście nie mają pokrycia z tym, co miało miejsce w ostatnich czterech latach - pozostają na wysokim poziomie.
Należy skupić się jednak na ostatnich dniach. Podczas weekendu wyścigowego na torze Silverstone nie pojawiły się żadne sygnały o nadchodzącej bombie. Ba, sam Horner w czasie sesji medialnych opowiadał o klarownej strukturze organizacji zespołu. Wszystko zmieniło się jednak we wtorek, kiedy zarząd koncernu Red Bulla zaczął finalizować swoją decyzję.
Taką informację przekazał przynajmniej Craig Slater, który wspólnie z Davidem Croftem na antenie Sky Sports w środę nadawał prosto sprzed fabryki w Milton Keynes. Horner dowiedział się o tym również we wtorek, a później przyszła pora na kluczowych partnerów zespołu.
Dopiero w środę ruszyła dalsza machina. W przestrzeni medialnej jako pierwszy szokującą wiadomość o zwolnieniu przekazał Erik van Haren z De Telegraaf, mający bliskie koneksje z obozem Maxa Verstappena. I tutaj jest pewna ciekawostka, ponieważ - według Slatera - pracownicy Red Bulla otrzymali zakaz komentowania sprawy ze względu na to, że zajmuje się nią biuro w Salzburgu.
Tymczasem jeszcze przed wydaniem oficjalnego komunikatu światek F1 wiedział o pożegnaniu Hornera z pracownikami, które rozpoczęło się o 10.00. Dopiero później pojawił się komunikat ze strony... Racing Bulls o przejęciu obowiązków Brytyjczyka przez Laurenta Mekiesa. Dopiero potem przyszła pora na ogłoszenie Red Bulla okraszone jedynie podziękowaniami ze strony Olivera Mintzlaffa.
Co istotne, oficjalne konto x-owe/twitterowe Byków milczało ze swoimi podziękowaniami do godziny 13.30. Z kolei już o 11.25 52-latek opuszczał siedzibę teamu, wygłaszając wcześniej emocjonalne pożegnanie, które zostało skwitowane gromkimi brawami. Zdaniem Crofta, w zespole miało zapanować "zjednoczone poczucie rozczarowania i smutku", a Sky Sports udostępniło przemowę Hornera:
"Wczoraj zostałem poinformowany przez Red Bulla, że na polu operacyjnym nie będę już dłużej zaangażowany w działalność firmy ani zespołu po tym zebraniu. Wciąż pozostanę zatrudniony w firmie, ale na froncie operacyjnym pałeczka zostanie przekazana", mówił były kierowca wyścigowy.
"Oczywiście to dla mnie szok, ale miałem już czas, by zastanowić się nad tym przez ostatnie 12 godzin. Chciałem po prostu stanąć przed wami wszystkimi, przekazać tę wiadomość i wyrazić swoją wdzięczność każdemu członkowi zespołu, który dał mi tak wiele przez ostatnie 20,5 roku."
"Gdy przyjechałem 20 lat temu z mniejszą ilością siwych włosów, wszedłem do tego teamu i nie wiedziałem, czego się spodziewać. Od razu zostałem jednak mile powitany. Z dwóch zniszczonych budynków zaczęliśmy tworzyć to, co stało się później potęgą F1. Oglądanie i bycie częścią tej ekipy to był największy przywilej mojego życia."
Z wypowiedzi Hornera w oczy rzuca się sformułowanie o dalszym zatrudnieniu w austriackim koncernie. Prawdopodobnie chodzi o kwestie formalne, po których zakończeniu zapewne uda się na wypoczynek okraszony zakazem pracy u konkurencji. The Race doprecyzowało, że wciąż ma ważny kontrakt z całą spółką, aczkolwiek zerwanie go to kwestia czasu.
Ważny aspekt całej tej decyzji odnosi się do odejścia dwóch bliskich jego współpracowników, Olivera Hughesa oraz Paula Smitha. Świadczy to o tym, że Bykom zależało także na rozstaniach z osobami, z którymi Horner poniekąd dzielił władzę. Co do tego doprowadziło? Jak ujawnił Martin Brundle, Christianowi nie podano żadnego konkretnego powodu, a tych może być naprawdę mnóstwo.
"Lista grzechów Hornera"
Pozycja Hornera w Red Bulla tak naprawdę robiła się coraz słabsza od momentu śmierci twórcy potęgi całego koncernu, Dietricha Mateschitza. O ile całkowicie zdominowany sezon 2023 wykluczył jakiekolwiek ewentualne ataki w jego stronę, o tyle już po wejściu w 2024 rok tak nie było. Ten przecież rozpoczął się od potężnej afery dot. niewłaściwego zachowania względem jednej z pracownic.
Wówczas nie brakowało opinii, że Brytyjczyk nie będzie miał szans na utrzymanie się na tym stanowisku, natomiast finalnie oczyszczono go z wszelkich zarzutów i dalej zarządzał zespołem. Zwolniona pracownica weszła na drogę sądową, a media otrzymały zakaz informowania o całej sprawie.
Mało prawdopodobne wydaje się zatem to, aby po ponad 12 miesiącach te wydarzenia zadecydowały o takiej szokującej decyzji. Ba, ten wątek nie został nawet szczególnie uwypuklony w artykule Auto Motor und Sport, które przedstawiło szereg powodów, dla których Christian musiał opuścić Milton Keynes.
Lisa ta zaczyna się od spadku formy sportowej. Nie trzeba nikogo przekonywać do tego, że po latach rozpusty w Milton Keynes panuje niezadowolenie z tegorocznych zmagań. Już w maju przewijały się plotki, że jeśli nadchodzące poprawki nie przyśpieszą RB21, 52-latek będzie mógł obawiać się o swoją pozycję.
Wówczas oczywiście weryfikowano to negatywnie, ale być może faktycznie było coś na rzeczy. Obecnie Red Bull traci do McLarena 288 punktów. Z drugiej strony - czy po wywalczeniu sześciu mistrzowskich tytułów na przestrzeni ostatnich czterech lat Hornerowi nie należał się czas na odbudowę? Poza tym 2 odniesione triumfy i 4 wywalczone pole position w tym roku to lepszy wynik od Mercedesa i Ferrari.
Inna kwestia dotyczy kompletnie nietrafionej obsady drugiego fotela, za co ma być obwiniany właśnie Horner. To on odegrał kluczową rolę w daniu lukratywnego kontraktu Sergio Perezowi, którego zerwanie kosztowało Byki sporo pieniędzy.
A to wszystko po to, aby dać dwa wyścigi Liamowi Lawsonowi, po których został zastąpiony przez Yukiego Tsunodę. Dwójka ta wywalczyła łącznie 7 punktów, co jest oczywiście karygodnym wynikiem. Z drugiej strony nieprzypadkowe wydają się słowa Hornera, jakie usłyszał Perez podczas pierwszych negocjacji w 2020 roku o tym, że "Red Bull ma Verstappena, a dwa bolidy wystawia, bo musi".
Kolejny wątek odnosi się do masowych odejść. Adrian Newey, Jonathan Wheatley czy Bob Marshall to najgłośniejsze persony, które to zrobiły, ale oprócz nich Red Bulla opuściło też dużo mniej znanych specjalistów. Mocno miało to niepokoić salzburski zarząd, podobnie jak ankieta przeprowadzana wśród kibiców odnośnie popularności ekip. Główna ekipa spod znaku byka zajęła w niej ostatnie miejsce, podczas gdy juniorska 2.
No i wreszcie dochodzimy do najbardziej medialnej kwestii, czyli wewnętrznego konfliktu. Już podczas zeszłorocznej afery było o nim bardzo głośno i wtedy też wyróżniły się dwa przeciwne obozy. Pierwszy z nich stworzony z familii Verstappenów oraz Helmuta Marko wspieranych przez+ Mintzlaffa i Marka Mateschitza, a drugi tworzył Horner wspierany przez Chalerma Yoovidhya.
Jeśli wierzyć sugestiom z zeszłego roku, to właśnie dzięki wsparciu Taja Brytyjczyk utrzymał się na swoim stanowisku. Było to możliwe dzięki posiadaniu przez niego 51% akcji w austriackim koncernie, natomiast PlanetF1 zwróciło uwagę na ciekawą zmianę struktury właścicielskiej, a dokumenty w tej sprawie złożono 31 maja.
Na ich mocy Yoovidhya przeniósł 2% swoich udziałów na firmę inwestycyjną Fides Trustees, a to oznaczałoby wyrównanie jego akcji z Mateschitzem. Być może ta modyfikacja przyczyniła się do tego, że obie strony ponownie oceniły przyszłość Hornera. Właścicieli mieli ku temu solidne podstawy, bazując na tym, co działo się w ostatnich tygodniach w kontekście przyszłości Verstappena.
Czterokrotny mistrz świata zaczął być bowiem mocno łączony z przenosinami Mercedesa, a w padoku nie brakowało sugestii, że w ten sposób Holendrzy chcą wymusić ograniczenie władzy Christiana. Ten kierował nie tylko ekipą F1, lecz także działem silnikowym, marketingowym (stąd możliwe zwolnienia jego współpracowników) oraz technologicznym.
Nic zatem dziwnego, że w byczych strukturach - zdaniem The Race - zaczęło funkcjonować stwierdzenie, że zespół staje się powoli "Horner Racing", a nie "Red Bull Racing". Co więcej, jego władza miała też sięgać ekipę Racing Bulls, o czym świadczyło chociażby sfinalizowanie transakcji z Visą i Cash App.
Wracając jednak do Verstappena, ten jasno stawał po stronie Marko w trakcie pierwszych informacji o konflikcie (co poniekąd doprowadziło później do modyfikacji klauzuli Austriaka w jego kontrakcie). Do tego wszystkiego należy nie zapominać o Josie, który miał być główny przeciwnikiem Hornera i zapowiadał prawdziwy rozłam w Milton Keynes.
Zresztą znamienne wydaje się też to, że w miniony weekend 53-latek miał startować w Rajdzie Rzymu, ale zamiast tego pojawił się na Silverstone. Efekt? Zdaniem Ralfa Schumachera, w Wielkiej Brytanii doszło do ostrej wymiany zdań między Holendrem, Brytyjczykiem i oficerem prasowym Byków. Verstappen senior miał być bardzo niezadowolony z tej sytuacji.
Obserwatorów najbardziej nurtuje teraz to, co wydarzy się z Maxem? Przenosiny do Mercedesa pozostają atrakcyjne, natomiast jeśli Red Bullowi postawiono ultimatum związany z Hornerem, nie powinien go opuszczać. Wiele do myślenia pozostawia jednak wypowiedź Raymonda Vermeulena o skupianiu się na sportowym aspekcie.
Zaskakujący był też brak oficjalnego stanowiska ze strony Marko, który bardzo szybko zazwyczaj komentował w mediach różne sprawy. Tym razem tak się nie stało i dopiero w czwartek na swoich mediach społecznościowych Red Bull zamieścił jego podziękowania dla Hornera. Co ciekawe, na koniec został dodany akapit o sytuacji sportowej i walce o mistrzostwo świata wśród kierowców.
Warto jeszcze wspomnieć, że środowego popołudnia stosowny artykuł w całej sprawie wydał van Haren z De Telegraaf. Według jego informacji, pogłoski o domaganiu się zwolnienia Hornera przez holenderski obóz nie miały nic wspólnego z prawdą (nie ma tutaj jednak mowy o ograniczeniu władzy). Ruch ten nie oznacza również, że czterokrotny czempion pozostanie w Red Bullu.
Co dalej z Hornerem?
Kluczowa kwestia związana z przyszłością 52-latka dotyczy tego, kiedy de facto całkowicie rozstanie się z austriacką spółką. Wtedy dopiero będzie mógł rozpocząć okres zakazu pracy u konkurencji, który zapewne jest nieunikniony. The Race zaznaczyło natomiast, że nie będzie mu śpieszyło się ze znalezieniem nowej pracy w środowisku królowej motorsportu.
Mimo to w mediach pojawiły się pierwsze tropy, gdzie może powędrować. Oczywiście prowadzą one w stronę Ferrari. W przeszłości co najmniej raz odrzucił już ofertę ze strony włoskiej marki i nawet w tym roku musiał zaprzeczać pomysłom o przeniesieniu się do Maranello.
Teraz jednak sytuacja może się diametralnie zmienić, tym bardziej że przedłużenie kontraktu z Frederikiem Vasseurem stoi ciągle pod znakiem zapytania. Z kolei John Elkann już trzy lata temu próbował nakłaniać Hornera do kierowania Ferrari, a tajemnicą poliszynela jest to, że cały czas bardzo ceni jego usługi.
The Race wskazało też na Alpine, które prawdopodobnie przygotowuje się na sprzedaż zespołu. Christian mógłby być idealnym łącznikiem w transformacji zespołu, a przy tym należy pamiętać o pogłosach, jakoby on sam z grupą inwestorów miałby szukać opcji zakupu ekipy F1 albo jej stworzenia.
Co teraz z Red Bullem?
Nowym głównodowodzącym Czerwonych Byków został Laurent Mekies, mający za sobą kilkuletnie epizody w FIA i Ferrari. Już po wczorajszym ogłoszeniu panował pewien dysonans co do jego nowych obowiązków. Media zaczęły go awizować jako stricte następcę Hornera, aczkolwiek czujni obserwatorzy zauważali, że w pierwszym komunikacie mowa była tylko o roli CEO, a nie szefa.
Dopiero kilka godzin później Red Bull doprecyzował, że Francuz będzie też pełnił funkcję pryncypała. Nie wiadomo jednak, czy oznacza to też sprawowanie pieczy nad działem silnikowym, marketingowym oraz technologicznym. Jeżeli za prawdziwe uznamy doniesienia o chęci ograniczenia władzy jednej osoby, te role powinny zostać rozdzielone na parę osób.
Nie można też wykluczyć kolejnych przetasowań i odejść z Milton Keynes. The Race wspomniało m.in. o dyrektorze technicznym, Pierze Wache, który miał swego rodzaju sojusz z Hornerem, a przez Verstappena ma być uważany za osobę, która nie potrafi poradzić sobie ze słabościami austriackiego bolidu. Nie wiadomo także, jakie plany na prowadzenie teamu ma sam Mekies.
10.07.2025 19:58
2
0
Burdel na kółkach się tam zrobił.
10.07.2025 20:39
1
0
Poszło o pieniądze, wpływy i seks, może kiedyś ktoś nakręci serial :-))
10.07.2025 22:21
1
0
Jakoś mnie to nie dziwi. Duże pieniądze, sława, ambicje itd. Mija pewna epoka, życie idzie naprzód. Zobaczymy co dalej się stanie w Red Bullu. Oby nie było tak jak z drugim kierowcą...wymianka za wymianką, a wyników brak. Może prawdą jest to, że ten bolid jest tak trudny w prowadzeniu, że tylko Max to jakoś ogarnia. Inna sprawa, że ostatnio z tego zespołu odeszło wielu specjalistów z Neweyem na czele - coś w tym pewnie jest. Wg mnie najwięcej tam miesza Helmut Marko i to niekoniecznie konstruktywnie.
10.07.2025 22:26
0
Tak się kończy machanie kuta... palcem na WhatsAppie :)
Jeśli nie masz jeszcze konta, dołącz do społeczności Formula 1 - Dziel Pasję!
zarejestruj się