Ekipa z Grove formalnie potwierdziła to, co było wiadome od kilku dni. Tajski kierowca przedłużył z nią umowę, co oznacza, że będzie reprezentował jej barwy w przyszłorocznych zmaganiach i kolejnych latach.

Alex Albon powrócił do F1 po rocznej przerwie dzięki nawiązaniu współpracy z Williamsem, odchodząc chwilowo z rodziny Red Bulla. Taj od początku sezonu 2022 prezentuje bardzo dobrą i równą formę. Regularnie pokonuje Nicholasa Latifiego i dotychczas zdobył 3 punkty, a do dyspozycji ma niezbyt konkurencyjną maszynę FW44.

Świetne jego rezultaty zrodziły nawet plotki o potencjalnym transferze do McLarena bądź Astona Martina. Szybko jednak tym pogłoskom zaprzeczył Jost Capito, który podczas węgierskiego weekendu nieformalnie potwierdził dalszą współpracę z 26-latkiem, a dzisiaj pojawił się już oficjalny komunikat w tej sprawie. Przy tym należy docenić sprytne zachowanie Williamsa, który wykorzystując ostatnie zamieszanie wokół Alpine, już rano poinformował, że ogłosi "coś" o 16.00.

Warto zaznaczyć, że obie strony związały się wieloletnią umową, dzięki czemu Albon będzie reprezentował brytyjskie barwy w sezonie 2023 i dalej:

"To naprawdę ekscytujące, że zostaję w Williamsie na sezon 2023. Nie mogę się doczekać tego, co możemy osiągnąć jeszcze w tym roku i kolejnym. Zespół naprawdę ciężko pracuje w kwestii rozwoju i jestem naprawdę zmotywowany, żeby kontynuować tę podróż oraz dalej wspólnie zdobywać wiedzę", powiedział Taj.

🚨 Announcement 🇹🇭

Our number 23 stays for 2023 and beyond!@Alex_Albon commits his future, signing a multi-year contract 👊#WeAreWilliams pic.twitter.com/MJ4aMXoFZj

— Williams Racing (@WilliamsRacing) August 3, 2022

O ile ogłoszenia dalszej współpracy Williamsa z Albonem - z powodu wypowiedzi Capito - można było się spodziewać, o tyle tak kolorowo nie wygląda sytuacja Nicholasa Latifiego. Owszem odpadł mu jeden rywal w postaci Oscara Piastriego, który zasili szeregi McLarena albo Alpine, ale media donoszą o innych, dość mocnych kandydaturach. Mówi się m.in. o Nycku de Vriesie, Micku Schumacherze czy Danielu Ricciardo. Tak więc Kanadyjczyk na pewno nie może być pewny swojej przyszłości w F1.