Menadżer legendarnego brytyjskiego toru, Stuart Pringle, wyznał, że w pewnym momencie oferował władzom Formuły 1 dość ekstremalną propozycję przeprowadzenia aż dwunastu rund mistrzostw świata w ciągu kilku miesięcy.

Dziś już wiemy, że liczba to została zmniejszona o 10. Za tydzień czeka nas Grand Prix Wielkiej Brytanii, zaś w następną niedzielę - Grand Prix 70 - lecia Formuły 1. FIA znalazła ostatecznie wyjście z trudnej sytuacji stworzonej przez pandemiczny kryzys, poprzez zaangażowanie torów, które nie były wcześniej przewidziane w kalendarzu startów. Mugello, Nurburgring, Portimao oraz Imola, a do tego przypuszczalne trzy rundy mistrzostw świata na Bliskim Wschodzie w zupełności wystarczą do przeprowadzenia pełnego sezonu.

W wywiadzie dla Autosportu, Pringle przyznał, że Silverstone było gotowe do wielkich poświęceń, gdyby racjonalne plany FIA wzięły w łeb.

"Oznajmiliśmy im, że będziemy służyć wsparciem jak tylko możemy, ale w granicach rozsądku."

"W pewnym momencie zaoferowaliśmy jednak udostępnienie toru na okres kilku miesięcy. Wtedy wyglądało na to, że wszystko legnie w gruzach i dla nich jedynym rozwiązaniem byłoby przeprowadzenie mistrzostw w jednym miejscu. Trzeba by ściągnąć chłopaków z Włoch, Szwajcarii oraz ludzi od Pirelli i umieścić ich na Silverstone na kilka miesięcy i zorganizować tu dwanaście wyścigów."

"Szybko powstała jednak opinia, że takie rozwiązanie byłoby trochę nudne i stwierdzili, że właściwie już dwie rundy byłyby całkiem pomocne."

"A jeśli w ciągu miesiąca, w dwóch różnych miejscach można przeprowadzić połowę wyścigów potrzebnych do uznania ważności sezonu dzięki bańkom, czy kwarantannie, to ogromnie zwiększa się szansa na zapewnienie ośmiu rund mistrzostw świata."