Kalendarz na sezon 2024 z kilkoma niespodziankami?
Świąteczny okres dostarczył parę ciekawych informacji dotyczących terminarza na sezon 2024. Włodarze serii mają rzeczywiście dążyć do lepszego grupowania wyścigów i podjęli w tym celu pierwsze rozmowy z paroma promotorami.Zeszłoroczne odważne zapowiedzi Stefano Domenicaliego o efektywniejszym ułożeniu kalendarza na sezon 2023 pod względem geograficznym nie urzeczywistniły się. Tak naprawdę swoim planem przypomina terminarz z 2022, a większe zmiany dotknęły jedynie terminów GP Azerbejdżanu oraz GP Belgii, nie licząc nowych lokalizacji w Katarze i Las Vegas.
Władze serii doskonale zdają sobie sprawę z tego, że taki stan rzeczy kłóci się z ich celem, jakim jest minimalizacja śladu węglowego. Dlatego też - jak poinformował serwis Grandprix.com - Stefano Domenicali i spółka mieli rozpocząć aktywne działania w tej sprawie już pod kątem sezonu 2024.
Na dzień dobry mają oni jednak niemały problem, a dotyczy on święta ramadanu, które rozpocznie się 10 marca i potrwa do 8 kwietnia. W tym czasie w krajach Bliskiego Wschodu nie będzie możliwości organizacji zawodów, co jest o tyle kłopotliwe, że w ostatnich latach to właśnie one były pierwszymi przystankami cyrku F1.
Wiele wskazuje na to, że przyszłoroczna inauguracja (datowana na 3 marca) przypadnie Arabii Saudyjskiej, która porozumiała się w tej kwestii z Australią. Duże trudności dotyczą terminu GP Bahrajnu. To będzie mogło odbyć się dopiero po wywołanym wyżej 8 kwietnia.
Ponad miesięczną lukę między tymi rundami zamierza natomiast wykorzystać kierownictwo F1, chcąc zaakcentować lepsze geograficzne ułożenie kalendarza. Domenicali ma bowiem celować w organizację tzw. potrójnego weekendu pod koniec marca. W jego skład miałoby wejść: Melbourne, powracający po 5-letniej przerwie Szanghaj oraz... Suzuka, która do tej pory kibicom kojarzyła się z końcówką sezonu.
Jeśli faktycznie GP Japonii zostałoby przesunięte na 31 marca, to należy oczekiwać sporych komplikacji pogodowych. W takim okresie mogłoby być tam bardzo zimno i deszczowo, co skutecznie przeszkadzałoby zespołom oraz oponom Pirelli. Najlepszym wyjściem dla F1 byłaby podobna taka roszada z GP Singapuru, ale tamtejsi promotorzy - zapewne z powodu wysokiej opłaty licencyjnej - jasno zakomunikowali, że chcą utrzymać swoją wrześniowo/październikową datę.
Geograficzne zamiary królowej motorsportu to jedno, aczkolwiek za kulisami Liberty Media ma dążyć do zwiększenia liczby wyścigów. W 2024 roku do terminarza na pewno powrócą Chiny, a ostatnio mocno miały urosnąć akcje RPA i Wietnamu.
Wątek afrykańskiej rundy już był wielokrotnie poruszany w poprzednim roku i wydawało się nawet, że zastąpi ona Belgię w obecnych zmaganiach. Ostatecznie do tego jednak nie doszło, gdyż organizatorzy nie uzbierali potrzebnych pieniędzy na opłatę licencyjną.
Teraz miało to się zmienić, ponieważ sprawę w swoje ręce miał wziąć rząd z Pretorii, wiedząc o korzyściach, jakie może przynieść takie wydarzenie. Jedyne wątpliwości są związane z bezpieczeństwem obiektu Kyalami, a konkretnie ostatniego zakrętu. Zdaniem Grandprix.com, wymaga on mnóstwo pracy, aby tor mógł uzyskać homologację ze strony FIA.
Dość niespodziewanie powrócił temat Hanoi, które miało pojawić się w terminarzu sezonu 2020, co ostatecznie uniemożliwiła pandemia koronawirusa, a afera korupcyjna z udziałem przewodniczącego wietnamskich organizatorów wydawała się być gwoździem do trumny dla tej rundy.
Nic bardziej mylnego. Stefano Domenicali w asyście Luisa Garcii Abady (byłego menadżera Fernando Alonso) miał odwiedzić tamtejsze państwo przed GP Australii. Akcje Wietnamczyków być może wzrosły po tym, jak pod koniec 2022 roku odbył się na ich torze pierwszy motorsportowy event.
Jeżeli RPA bądź Wietnam dogadałyby się ws. umowy, byłaby to katastrofalna wiadomość dla Spa-Francorchamps. Belgowie cudem bowiem uratowali swoje zawody kilka miesięcy temu, a wśród obecnych promotorów, tylko oni nie mają kontraktu na następne zmagania. Co ciekawe, organizatorzy są jednak optymistycznie nastawieni w tej sprawie, o czym ostatnio poinformowała Vanessa Maes:
"Jestem teraz zdecydowanie większą optymistką niż rok temu. W tym miesiącu pojawiła się delegacja z Grupy F1 i przez dwa dni przyglądali się zmianom na torze. Wszystko po to, by wyścig był jeszcze większym sukcesem niż w 2022 roku. Jesteśmy pewni, że Spa spełnia wszystkie wymagania. Spełniamy te warunki i niedługo odbędzie się kolejne spotkanie z delegacją Komisji F1", mówiła promotorka GP Belgii, cytowana przez HLN.
Warto również odnotować sugestię podrzuconą przez dziennikarza Auto Motor und Sport, Michaela Schmidta. Jak doniósł znany żurnalista, Audi ma naciskać na wielki comeback GP Niemiec w 2026 roku i szanse na to są nawet duże. Istotną rolę z pewnością pełni w tym fakt, iż sama Liberty Media chciałaby powrócić do kraju tak zasłużonego dla motorsportu.
komentarze
1. Nester81
Bardzo szkoda,ze chca sie pozbyc GP Belgii. Jeden z najlepszych torow .
Niemcy tez powinny miec swoj wyscig (Nurburgring moim zdaniem).
2. johan24
@1 Zgadzam się. Faktycznie zostaje Nurburing południowa pętla. Hockenheim po przebudowie paradoksalnie więcej stracił niż zyskał. Pozostałe niemieckie tory np. Sachsenring, Oschersleben, Schleizer Dreieck chyba odpadają dla F1 ze względów finansowych (dostosowanie do wymogów).
3. belzebub
Nie można iść w ilość tylko jakość oraz trzeba uwzględnić system pracy zespołów - muszą mieć np. czas na rozwój konstrukcji oraz uciążliwości dla pracowników i samych kierowców. Najlepiej wybrać najlepsze tory i ewentualnie rozgrywać wyścigi naprzemiennie żeby nie tworzyć nie wyścigów.
4. Falarek
Nurburgring to nieporozumienie. Już lepszy Hockenheim fakt popsuty po zmianach ale sekcja stadionowa nadal jest fajna. Spa jest może fajne dla kierowców bo jako kibic już dawno tam nie widziałem dobrego wyścigu
5. Vampir707
Niech ten Zandvoort wywala. Wyscigi nudne tam jak cholera, sam tor nieprzystosowany do obecnej F1. Za mały, za ciasny pitlane. Sam tor tez ciasny przez co nie da sie wyprzedzac. Wyscig tam zrobili tylko dla tej pomaranczowej hołoty
6. Manik999
Takie tournee mają sens - wówczas zespoły podróżują na stosunkowo "niedużych" odległościach, a potem mogą spokojnie przygotowywać się do kolejnych rund. GP Miami dla przykładu ma się nijak do Azerbejdżanu oraz Imoli, Monako i Hiszpanii. Zobaczymy jednak, co z tego wyjdzie. Organizatorzy jednak również mają swoje cele i zobowiązania.
Skomentuj artykuł
Jeśli nie masz jeszcze konta, dołącz do społeczności Formula 1 - Dziel Pasję!
Zarejestruj się już teraz