Nie milkną echa ostatniej krytyki Charlesa Leclerca i Lewisa Hamiltona, jaka pojawiła się z ust prezesa Ferrari. W mediach już przewijają się scenariusze dużych zmian we włoskim środowisku.
Ferrari nie od dzisiaj jest na tapecie w środowisku F1 i to nie zawsze w pozytywnym kontekście. Włosi na jakikolwiek tytuł czekają od 2008 roku, a presja ze strony tamtejszych kibiców i mediów tylko rośnie. Poprzedni sezon przyniósł pewne nadzieje - wszakże do samego finiszu walczyli o mistrzostwo z McLarenem - natomiast ten przyniósł rozpaczliwą walkę o 2. miejsce w klasyfikacji konstruktorów.
Co więcej, po weekendzie w Sao Paulo Scuderia spadła na 4. lokatę i to nie spodobało się już Johnowi Elkannowi, który w tym samym czasie święcił mistrzostwo świata z ekipą WEC. Co istotne, nie oberwało się jednak stricte zespołowi F1, a kierowcom. Amerykanin zasugerował, że powinni bardziej skupić się na ściganiu i mniej mówić.
Nie trzeba było długo czekać na to, aż ten komentarz wywoła duże reperkusje w środowisku mistrzowskiej serii. Tajemnicą poliszynela jest bowiem to, że Ferrari nie przygotowało zbyt dobrej maszyny na tegoroczne zmagania, o czym najlepiej świadczyło oczekiwanie na wprowadzenie nowego zawieszenia, a to finalnie nie za wiele pomogło.
Sami kierowcy opublikowali zresztą za pośrednictwem mediów społecznościowe wpisy ewidentnie odnoszące się do słów Elkanna. Charles Leclerc wspomniał o tym, że tylko zespołowa jedność pomoże odwrócić sytuację w mistrzostwach w ostatnich trzech rundach, a Lewis Hamilton zaznaczył, że nigdy nie zamierzał się poddawać.
Poskutkowało to oczywiście wieloma komentarzami ze strony obserwatorów - w tym m.in. Roberta Doornbosa - a do całej sprawy włączyła się prasa z Półwyspu Apenińskiego, odnosząc się zwłaszcza do kwestii siedmiokrotnego mistrz świata. Na tym froncie ciekawy raport wydało AutoRacer.it.
Brytyjczyk często nie krył się w język, krytykując tegoroczną konstrukcję SF-25. W Maranello miało to się nie spodobać niektórym czołowym inżynierom, a pewna grupa techników, tych najbardziej doświadczonych, ma być niechętna do wysłuchiwania wskazówek osób z zewnątrz. Włoski serwis zwrócił uwagę na to, że tak samo było już za czasów Sebastiana Vettela.
Hamilton sam jednak mówił o tym, że nie chce podzielić losów Niemca, w związku z czym narzucił własne zasady. Stąd też wzięły jego dokumenty z odpowiednimi wskazówkami dla zespołu. Jak na ironię, w piątek Scuderia wrzuciła na swoje media zdjęcia pracującego Lewisa w fabryce i mającego ze sobą... notatnik. Zagadką pozostaje zatem to, czy o ten właśnie wątek chodziło Elkannowi.
Podobnymi przemyśleniami podzielił się Ted Kravitz z Sky Sports, który dorzucił to tego bardzo podobne przygody w Maranello Fernando Alonso. Przy okazji zasugerował, że jeżeli Ferrari nie wstrzeli się dobrze z nowymi przepisami, to dojdzie tam do zmian personalnych. Zresztą taka sytuacja miała już miejsce po sezonie 2022:
"Jeżeli dobrze nie wystartują w 2026 roku, będą zmiany. Być może takie oświadczenia to tylko pierwszy sygnał. Sygnał, że szefostwo jest poirytowane takimi wynikami. Fred Vasseur nie jest głupi. To świetny szef zespołu i nie mogę sobie wyobrazić nikogo lepszego w tej roli. Nie mam jednak przekonania, czy ma pełne prawo do tego, co chce robić", powiedział brytyjski żurnalista dla Sky.
"Trzeba też pomyśleć o dokumentach kompletowanych przez Lewisa. To jest wszystko oparte na tym, czego nauczył się w McLarenie i Mercedesie. Czy Ferrari poczuło się poruszone tymi dokumentami? Być może powiedzieli: "okej, dziękujemy, ale czy mógłbyś skupić się na prowadzeniu bolidu?" Lewis tworzy te dokumenty, ale ile razy Ferrari musi słuchać takich rzeczy i dlaczego ich nie słuchają?"
"Alonso odszedł z Ferrari i mówił, że nie widzi zespołu gotowego do regularnego wygrywania. Kiedy to było? W 2014 roku. Później przyszedł Vettel i również nie mógł nic zmienić. To nie jest zatem nowy problem, nieprawdaż?"
© Ferrari


Jeśli nie masz jeszcze konta, dołącz do społeczności Formula 1 - Dziel Pasję!
zarejestruj się