Dlaczego zespoły F1 wciąż są przeciwne projektowi Andrettiego?
Temat oporu Liberty Media i spółki względem amerykańskiego zespołu rozgrzewa od kilku dni środowisko motorsportu. Cała sprawa jest bardzo złożona, a jej przyczyny są naprawdę różne. Wszystko to zostało na dodatek włączone w konflikt na linii FIA-F1.Miniony tydzień miał przynieść przełom odnośnie wejścia do F1 przez Michaela Andrettiego. Rozpoczął się od zachęcającego wpisu Mohammeda Ben Sulayema, który formalnie uchylił drzwi dla zgłoszeń nowych ekip. Tropem tym poszedł oczywiście 60-letni biznesmen, ogłaszając wsparcie ze strony General Motors i marki należącej do tego koncernu - Cadillac.
Niestety, zamiast zamierzonego efektu - rozpętało to kolejną wojnę w środowisku królowej motorsportu. Swoją siłę pokazali bowiem włodarze owej serii, sugerując brak gwarancji w kwestii rozszerzenia stawki i dalszy opór ze strony obecnych zespołów. Takie postępowanie zszokowało spore grono kibiców, gdyż dla wielu - włączając w to Prezydenta FIA - amerykański projekt spełnił już wszystkie założenia, o jakich wspominali na przestrzeni sezonu 2022 różni przedstawiciele ekip.
Nie do końca zaskoczyło to jednak wszystkich. Dzień po orędziu Sulayema trzy zazwyczaj dobrze poinformowane serwisy w sprawach F1 - Motorsport, The Race oraz BBC - opublikowały bardzo podobne do siebie artykuły uświadamiające fanom, dlaczego cała ta sprawa nie jest taka czarno-biała jak mogłoby się wydawać.
Niegrzeczne zachowanie Andrettiego
Pierwszy powód oporu F1 wydaje się dość abstrakcyjny, natomiast - jak podkreśla Motorsport - naprawdę zirytował on środowisko serii. Poniekąd wspomniano o tym w oświadczeniu, jakie pojawiło się po ogłoszeniu współpracy Andrettiego z Cadillakiem - "obecnie panuje spore zainteresowanie wokół projektu F1 i odbywa się wiele dyskusji, które nie są tak zauważalne jak inne."
I faktycznie jeśli cofnąć się do wydarzeń jeszcze z poprzedniego roku, kampania medialna Amerykanów zataczała coraz szersze kręgi, przebijając nawet w niektórych momentach "dokonania" Alfy Romeo czy Haasa. Wypowiedzi samego Michaela czy jego ojca Mario co rusz pojawiały się na naszej stronie. Sam też zorganizował nawet dwie konferencje prasowe poświęcające wątkowi F1, a nie należy także zapominać o jego działaniach z weekendu w Miami, gdy w padoku zbierał podpisy od stron chcących poprzeć jego projekt.
Zespoły, a co za tym idzie Liberty Media, mają być poirytowane takim natarczywym zachowaniem, a wszystko spotęgowały jeszcze jednoznaczne wpisy Prezydenta FIA, z którym od dłuższego czasu także mają na pieńku. "Zirytował inne teamy, a to nie jest dobry początek" - taką wiadomość przekazało anonimowe źródło.
Jeśli wierzyć źródłom The Race, obecnie tylko jedna ekipa chce umożliwić Andrettiemu dołączenie do stawki. Jest nią Alpine, które ma jednak swój interes w tym (o nim za chwilę). Warto tutaj zauważyć, że po wspomnianej przechadzce Michaela w Miami wydawało się, że ma wsparcie dwóch teamów. Tym drugim miał być McLaren, na czele z Zakiem Brownem, o którym teraz nie ma ani śladu.
Współpraca z Cadillakiem
Kiedy w czwartek obie marki ogłosiły wspólne partnerstwo, większości ekspertów uznało to za odhaczanie ostatniego brakującego elementu w projekcie Michela, czyli ściągnięcie producenta OEM, co kilkukrotnie podkreślał Sulayem w swojej wypowiedzi z Rajdu Dakar. Ekipy niekoniecznie mają być jednak przekonane do tego, czy to faktycznie będzie prawdziwe wejście takiej marki jak Cadillac.
Szybko bowiem okazało się, że nie będzie on odpowiedzialny za produkcję jednostek napędowych. Prezes General Motors, Mark Reuss, zasugerował jedynie, że być może później zajmą się właśnie nią. Ponadto, potwierdził podpisaną już umowę z dostawcą silnikowym.
Wszystkie tropy prowadziły na Hondę, ale najprawdopodobniej były one złudne. Wszystko bowiem wskazuje na to, że Amerykanie są już dogadani z Renault, co łączyłoby się z pierwszymi ich wypowiedziami. Jest to zapewne też powód, dla którego Francuzi jako jedyni wciąż wspierają cały projekt.
Ponieważ jest mało prawdopodobne, aby też udostępnili swoją wiedzę Cadillacowi, pozostałe ekipy mają proste wytłumaczenie intencji Andrettiego i spółki. Renault będzie dostarczać im swoje motory, a producent z Michigan tylko podepnie je pod własne logo - coś w rodzaju myku Red Bulla z firmą TAG-Heuer z lat 2016-2018.
Nic więc dziwnego, że - w obawie przed kolejnymi takimi pomysłami - w padoku zaczęły pojawiać się naciski na zablokowanie możliwości sprzedaży silników pod nową nazwą. Tym bardziej że coraz więcej mówi się podobnym dealu Red Bulla i Forda, choć w ostatnim czasie rozmowy obu stron miały zahaczyć także o stronę techniczną, a nie tylko sponsoringu. Sam Andretti ustosunkował się do tej kwestii w rozmowie z magazynem Forbes:
"To plotka i to nieprawda. Cadillac będzie bardzo zaangażowany w produkcję samochodu. Jeśli wejdziemy w 2025 roku, nie będzie jeszcze nowego silnika, więc będziemy musieli korzystać z tego obecnego."
"Jednakże już pod kątem sezonu 2026 możemy zrobić wiele rzeczy z innym producentem. Nie chodziłoby tylko o nazwę silnika. Byłaby bowiem w nim własność intelektualna Cadillaca, a w takim wypadku nie ma już mowy o silniku tylko ze znaczkiem."
Większe wpisowe
Naturalnie nie mogło zabraknąć wątku pieniędzy w tej całej sprawie, gdyż tutaj zespoły mają najwięcej wątpliwości w kontekście Andrettiego. I nie chodzi wcale o to, czy pokryje odgórnie narzuconą kwotę wpisowego w wysokości 200 milionów dolarów, która miała pokryć straty wynikające z rozwodnienia obecnych dochodów. Potężni amerykańscy inwestorzy nie będą mieli z tym żadnego problemu.
Celowo użyłem jednak powyżej sformułowania "miała pokryć straty", albowiem kwotę tę ustalono przy negocjowaniu Porozumienia Concorde w 2020 roku. Jak wiemy, wiele zmieniło się od tamtej pory, na czele z popularnością królowej motorsportu, która teraz przeżywa swój prime. Zdaniem mediów, w tych realiach 20 milionów dla każdej stajni pokryłoby straty na co najwyższej dwa-trzy lata.
Dlatego też idąc drogą amerykańskiego NHL, niektóre zespoły miały zasugerować zwiększenie tej kwoty przy kolejnej umowie Concorde, w której może ona zostać trzykrotnie podniesiona. W 2021 roku 650 milionów dolarów musiało np. zapłacić w ramach opłaty rozszerzenia (a nie rozwodnienia jak w przypadku F1) Seattle Kraken, aby uzyskać formalną zgodę do procesu dołączenia do hokejowej ligi.
🚨 | According to an insider, an entry fee of $600-700 million is considered "more appropriate" than the current figure of $200 million.
— Slipstream (@SlipstreamDRS) January 10, 2023
[https://t.co/bCACiNSXtt]
Ten argument również obalił jednak Andretti, zawracając uwagę na krótkowzroczność obecnych ważnych graczy. Według niego, chodzi tutaj już o czystą chciwość:
"Pieniądze, bo po pierwsze, myślą tylko o rozwodnieniu jednej dziesiątej ich nagród pieniężnych, a po drugie są bardzo chciwi, myśląc, że weźmiemy wszystkich amerykańskich sponsorów. Tutaj chodzi tylko o chciwość i własny interes, a nie o to, co jest najlepsze dla serii. Nie jestem też tym zaskoczony. W F1 właściciele dbają tylko o siebie."
"I to jest właśnie różnica między stanowiskiem Prezydenta Mohammeda a właścicieli ekip. Prezydent patrzy bowiem na przyszłość tego sportu i to rozumie. Jest kierowcą wyścigowym i zdaje sobie sprawę z tego, że w serii musi być jeden albo dwa zespoły więcej. To mistrzostwa FIA i to ona ma przewagę, która umożliwia kontrolę nad innymi, by wzbudzić zainteresowanie."
Andretti ważnym elementem sporu między FIA a F1
Nie sposób pominąć w tym wszystkim wątku konfliktu na linii Federacja-FOM, odkąd władzę w tym pierwszym stowarzyszeniu przejął Sulayem. Sezon 2022 stał pod znakiem wielu nieporozumień między tymi podmiotami, na co składała się sprawa z biżuterią, brak aprobaty na zwiększenie ilości sprintów czy przedwczesne wypuszczenie kalendarza.
Początkowo wydawało się, że wszystko rozchodzi się o wpływy z kasy F1, natomiast ostatnie wydarzenia potwierdzającą pogłoski, że niebagatelne znaczenie ma również postawa Prezydenta FIA. Jak podaje BBC, wiele osób z padoku uważa, że próbuje on pokazać swoją siłę nawet w obszarach, które nie powinny go za bardzo dotyczyć.
Sytuacja z Andrettim najdobitniej o tym świadczy. Ważne komunikaty w tej sprawie są bowiem publikowane na twitterowym koncie 61-latka, a nie stronie Federacji. Doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że w przypadku wprowadzenia drużyny znanego biznesmena do F1 to on wygra na wielu polach - w przeciwieństwie do Liberty Media, która musi działać w interesie obecnych 10. zespołów.
komentarze
1. TomPo
Dlaczego zespoły F1 wciąż są przeciwne projektowi Andrettiego?
Wiecej do podzialu = mniej kasy dla zespolow. Cala reszta to pitu-pitu.
2. Gwyn_Bleidd
Proste. Nikt nie chce więcej konkurencji bo po co. Jak na razie biznes jest piękny- parę zespołów do tortu i ściana.
Skomentuj artykuł
Jeśli nie masz jeszcze konta, dołącz do społeczności Formula 1 - Dziel Pasję!
Zarejestruj się już teraz