Komentarz: czy Ricciardo jest przegranym ostatnich transferów?
Od początku romansu Daniela Ricciardo z Renault mówiło się, że jeśli pojawi się atrakcyjna opcja, ubrana w czerwony lub srebrny kolor, kierowca nawet nie będzie specjalnie się zastanawiał. Nie pojawiła się, przynajmniej nie dla niego. Czy ma czego żałować?Można byłoby pomyśleć, że Australijczykowi zostały okruchy ze stołu. Jego rywal z Hiszpanii zrobił krok naprzód, a on musiał wziąć to, co tamten zostawił. Tymi resztkami można jednak najeść się całkiem nieźle. Faktycznie, patrząc tylko na nagrodę główną, brak miejsca w Ferrari jest pewną przegraną, ale to nie wszystko.
Dość brutalne rzucenie obecnej ekipy jest najlepszym ruchem, jaki można było wykonać w tej sytuacji. To już odrabia część strat. Tak naprawdę to prawdziwą porażkę ponoszą tutaj Francuzi. To oni będą płacić fortunę zawodnikowi, który zrezygnował z nich jeszcze przed startem sezonu, praktycznie wręcz uciekając. To oni czują się rozgoryczeni, mówiąc o lojalności. A co najważniejsze, to oni mają gorsze perspektywy.
Policzek i prawda o Renault
Dziś jasne jest, że długofalowy plan Abiteboula nie sprawdził się, ale 2 lata temu sytuacja nie wyglądała tak źle. Ciągły rozwój i bycie fabrycznym zespołem zachęciły topowego kierowcę. Szły za tym wielkie pieniądze i wyglądało to może nie jakoś niesamowicie obiecująco, ale potencjał był. Szczególnie, że zawodnik chciał zmiany - wtedy takie oznaki potencjału rosły w jego oczach.
Ricciardo się skusił, ale zapewne szybko przekonał się o tym, że trudno będzie mu osiągnąć cokolwiek w tej ekipie. I nie chodzi tu tylko o możliwości samochodu. W grę musiały wejść inne, zewnętrzne czynniki, np. zarządzanie i ogólne funkcjonowanie, skoro do rozwodu doszło tak szybko. A może tak późno?
Wygląda na to, że Daniel rzucił Renault w maju, ale nie - w maju stało się to faktem. Tom Clarkson zdradził ostatnio, że kierowca już w listopadzie pytał go o sytuację w McLarenie. Czysta ciekawość, a może frustracja? Dziś łatwo mówić, że rozglądał się za zmianą, bo faktycznie do niej doszło, ale mogło tak być. Mógł bardzo szybko uświadomić sobie, że łyknął przynętę.
Kij z napisem "wielkie transfery" ma dwa końce. Przejście Ricciardo do Renault, choć głośne i szumne, nie spowodowało, że jeszcze wtedy Arrivabene, Wolff i Horner rozwinęli czerwony dywan, podali lampkę szampana i pozwolili triumfalnie wejść Abiteboulowi do walki o zwycięstwa. Podobnie jest z Carlosem Sainzem - kontrakt z Ferrari nie robi z niego najlepszego kierowcy na świecie i nie dodaje mu +10 do oceny ogólnej, jakby był piłkarzem w nowej Fifie.
To tylko transfery. Oznaki szans na coś dużego, ale właśnie szans, które trzeba wykorzystać. Renault tego nie zrobiło. Niecodziennie podbiera się topowej ekipie uznanego zwycięzcę wyścigów. Dużo łatwiej wziąć kogoś, kto już ze szczytu schodzi. Ruch Ricciardo, niewymuszony ruch, pokazał, że wierzył w ten projekt, ale ta wiara bardzo szybko się skończyła, a francuski zespół pozostał taki sam - nijaki, w środku stawki i ze słabym, bajerującym wszystkich szefem.
Może nazwanie tego rozstania poniżającym dla zespołu jest dość mocne, ale chyba jednak trafne. Szczególnie, że zabolało. To oświadczenie Cyrila o lojalności, bez jakiegokolwiek słowa do Daniela, było pozbawione klasy i wyglądało jak trudność z pogodzeniem się ze swoimi nieskutecznymi działaniami. Swoją drogą, szanse na zostanie pokonanym przez Estebana Ocona chyba trochę wzrosły w tym tygodniu.
Wracając - zaboleć musiało, bo to jednak rzucenie producenta na rzecz klienta, który też ze sporym wyprzedzeniem rzucił Renault. Francuski zespół dwa lata temu poderwał kogoś spoza swojej ligi, ale z hukiem i boleśnie przekonał się, jak bardzo daleko mu do tej wymarzonej ligi. W zasadzie przekonali się wszyscy.
Chociaż Daniel zarobił wielkie pieniądze i jego stan konta kiedyś osłodzi mu wspomnienia z 2019 i zapewne 2020 roku, tak chyba można powiedzieć, że w pewnym sensie przyznał, że samo pójście do Renault było błędem. Jednak to nadal nie wszystko.
Czy rzucenie Red Bulla miało sens?
Ścieżka Carlosa Sainza, czyli głównie wyrwanie się od Helmuta Marko i spółki, pokazuje, że możliwe było trafienie w ten sposób do Ferrari. Tylko, że Hiszpan w 2018 roku był w zupełnie innym, gorszym miejscu. Red Bull wolał Gasly'ego, w Renault nie było już miejsca, a on sam musiał się cofnąć do słabego wtedy McLarena.
To mu się opłaciło, chociaż nie wyglądało jak droga do Ferrari. Wtedy jeszcze nie żartowało się razem z ekipą z Woking, a częściej żartowało się z niej. Patrząc na perspektywy, był to większy krok wstecz niż w przypadku Ricciardo. W 2018 roku Renault wydawało się lepszą opcją - szybsze auto, większe pieniądze, do tego jasno określony plan. Daniel już wtedy rozmawiał z McLarenem. I bardzo możliwe, że gdyby wybrał ich, byłoby to jeszcze większym szokiem.
Wydaje się, że u Brytyjczyków miałby łatwiej zwrócić na siebie uwagę w sezonie 2019, ale być może bycie na fali, akurat w jego przypadku, aż tak się nie liczyło. Kluczowa kwestia to nastawienie Ferrari - jeśli faktycznie chcieli kogoś nieco słabszego od Ricciardo, to przecież i tak by go nie wzięli. Chyba, że Sainz w Renault (czy gdziekolwiek indziej, bo i tak zastąpiłby go Ocon) nie pokazałby nic, ale wtedy można byłoby walczyć o Bottasa czy Pereza.
Ostatecznie Australijczyk nie pojawi się we Włoszech, bo udowodnił, że potrafi bardzo dużo. Roli nowego kolegi Leclerca nie ukrywał nawet Binotto. Dziś wydaje się, że sportowo stracił dwa lata (albo straci, bo sezon 2020 czeka), ale finansowo wyszedł na tym świetnie. Uniknął też męczenia się w zespole Verstappena, ale jednocześnie kilku wizyt na podium, może nawet zwycięstw.
Wielu wydaje się, że byłby w stanie walczyć z Maxem. Może ostatecznie przegrywałby, ale byłby blisko, bliżej niż koledzy z 2019 roku. Sportowo jest to prawda, ale jeśli czuł, że ekipa należy już do Holendra, to mógłby doświadczyć spadku formy, wynikającego z aspektów pozasportowych. One są niezwykle ważne - wystarczy spojrzeć na to, czego obawiał się Vettel, z kim świetne relacje ma Russell, a z kim Hamilton.
Jak widać, Ricciardo był w trudnym położeniu i dokonał trudnego wyboru. Dziś równie trudno jest to dokładnie ocenić. Szczególnie, że dzięki tym niełatwym decyzjom udało mu się dojść do miejsca, w którym spokojnie może być jedynką, a w perspektywie kilku lat naprawdę o coś powalczyć. I to jest jakiś krok do przodu, chociaż mniejszy niż ten, który zakładał 2 lata temu, opuszczając Red Bulla.
Nie wszystko stracone
Idealnym ruchem dla Daniela byłoby pójście do Woking 2 lata temu. Dostałby dokładnie to, czego oczekiwał od Renault, chociaż bez kilku dodatkowych milionów. Ostatecznie jednak i tak się tam znalazł, przy okazji podejmując dużo mniejsze ryzyko i przychodząc z lepszym nastawieniem, bo rozwój będzie realniejszy niż w przypadku Renault. To ogólnie nie jest porażka, a już na pewno mając jako alternatywę pozostanie u Abiteboula.
Sam McLaren jest chyba największym zwycięzcą tego dwudniowego zamieszania transferowego. Zamienił kierowcę z jednym bardzo dobrym sezonem i jednym podium na siedmiokrotnego zwycięzcę wyścigów i specjalistę od wykorzystywania potknięć rywali. I chociaż z Lando Norrisem stworzą coś w rodzaju "The Meme Team", to dobrej atmosfery im nie zabraknie, a to też ważne. Młody Brytyjczyk będzie miał kolejny bodziec do rozwoju, a Australijczyk będzie musiał się zmobilizować, by nie dać się dogonić. Brzmi jak zdrowa rywalizacja, bo Lando nie ma takiego statusu jak Max w Red Bullu.
Zresztą zdrowie i rywalizacja to dwa słowa, które świetnie opisują to, co powinno czekać McLarena w najbliższych latach w sporcie. Świetne zarządzanie i ułożenie ekipy w taki sposób, by już teraz nie wydawała na poziomie top 3, na pewno da efekty, gdy w życie wejdą nowe przepisy finansowe i techniczne. Z kolei jednostki z Brixworth mogą być brakującym elementem w walce z czołówką.
I chociaż trudno przewidzieć, kto i jak poradzi sobie z rewolucją, to w Woking robią wszystko, by zminimalizować ryzyko dużej pomyłki, a to już jest coś. Zak Brown nieprzypadkowo walczył jak lew o jak największe cięcia limitów. Widocznie jest pewny, że poradzi sobie z tym, a skoro mógł utrudnić życie rywalom, to szedł na całość. Oczywiście, że nie wszystkie jego argumenty miały sens, a niektóre były wyolbrzymione, ale to elementy gry.
McLaren może dać Ricciardo to, czego nie dało Renault. Jeśli faktycznie znów pójdą do przodu, McLaren może dać Ricciardo to, czego nie dostałby w Red Bullu i Ferrari, czyli statusu numer 1 w czołówce. Oczywiście, będzie musiał poradzić sobie z Norrisem, który może wystrzelić. Najpierw jednak niech Lando martwi się pokonaniem Carlosa, jeśli chce walczyć z Danielem. Carlos ma podobne zadanie na 2020 rok, jeszcze przed pójściem do Ferrari, ale to się nie wyklucza, bo po prostu wygra lepszy z nich.
Jedynym problemem jest brak walki o tytuły. Mówi się, że McLaren daje sobie 3 lata na dobicie do czołówki. To dość długo, ale w tej chwili nie ma lepszej i bardziej obiecującej opcji. Warto tu być i liczyć na swoją szansę, bo inne drzwi są zamknięte z różnych przyczyn i jeszcze trochę będą.
Jeśli Daniel nigdy nie wygra tytułu, to pewnie i tak będzie mówił, że warto było spróbować, bo jest przekonany, że w Red Bullu byłoby to mało realne. A jeśli te kilka lat wystarczy, kompleksowe spojrzenie na karierę Ricciardo może być zupełnie inne niż teraz, gdy przegrał walkę (o ile można to nazwać walką) o przyjście do Ferrari na pozycję numer 2 i przejechał się na Renault.
komentarze
1. Del_Piero
Kariera Ricciardo przypomina mi karierę Buttona sprzed 2009 roku. Na kilka dobrych sezonów przypadało kilka sezonów do zapomnienia i sporo zmian zespołów. Pytanie czy otrzyma taką złotą okazję jak Button w 2009?
2. Vendeur
Świetny tekst, jak zwykle! Trudno nawet komentować, bo temat rozpracowany i rozwałkowany z każdej strony :).
3. sliwa007
Zlał Vettela w Red Bullu nie gorzej niż Leclerc w Ferrari. Mimo to, dalej szuka swojego miejsca w stawce podczas gdy Leclerc jest w centrum nowego projektu Ferrari. Tak to czasami już bywa, żeby trafić do czołowej ekipy na fotel lidera trzeba mieć nie tylko ogromne umiejętności ale i trochę szczęścia.
Osobiście cenię go bardzo wysoko, ale wydaje się minimalnie słabszy od Verstappena czy Hamiltona.
Można powiedzieć, że jest trochę za słaby na lidera i za mocny na dwójkę.
Co do jego życiowych wyborów trudno mówić o trafności decyzji skoro te decyzje w zasadzie były mniejszym złem.
Musiał uciekać z Red Bulla, trafiło się Renault to przeszedł.
Teraz sytuacja jest podobna, musi uciekać z Renault a jedynym sensownym miejscem jest McLaren.
4. devious
Pytanie, czy na pewno Daniel wybrałby rolę nr 2 w Ferrari wobec bycia liderem - być może przez kilka lat - w idącym coraz bardziej w górę McLarenie? Pytanie retoryczne - oczywiście, że Ferrari się nie odmawia, a zwłaszcza mający włoskie korzenie, mówiący po włosku będący ponoć fanem Ferrari od dziecka Ricciardo nie mógłby odmówić :)
Tylko czy transfer do Ferrari - Ferrari będącego ostatnio synonimem bałaganu, presji i niezbyt zdrowej atmosfery - faktycznie byłby lepszy dla Daniela?
A) W 2021 może Ferrari będzie jeszcze przed McLarenem, ale kto wie co dalej? Cięcia budżetowe nie pomogą utrzymać przewagi Scuderii, do tego widmo "afery silnikowej" ciągle się unosi, Ferrari jest pod lupą rywali i FIA nie moze przymykać więcej oka - to kolejny cios dla czerwonych, drugi raz podobny numer jak w 2019 nie przejdzie... McLaren po restrukturyzacji ma naprawdę dobry sztab, Brown, Seidl i James Key "robią robotę" a silniki Merca będą "wisienką na torcie" - mogą byc mocni... Ferrari po zmianach regulaminowych w 2009 i 2014 wyglądało fatalnie i potem nadrabiali tylko dzięki gigantycznemu budżetowi - ale teraz już tej kasy nie będą mieć...
B) Półoficjalny status nr 2 u boku bardzo mocnego psychicznie, zabójczo ambitnego i po prostu diablo szybkiego nowego "supertalentu" w Ferrari vs nieoficjalny status lidera w McLarenie - u boku szybkiego ale młodziutkiego i bardzo wyluzowanego Norrisa. Plus kosmiczna presja w Ferrari vs luz a nawet zabawa i totalne jaja z Lando w McLarenie - tutaj nie ma wątpliwości, co będzie lepsze dla Ricciardo.
W Ferrari byłaby niewątpliwie wojna, którą Daniel by przegrał... Byłby stres, Team Orders, dziwne strategie i prawdopodobnie prędzej czy później "pogadanka" z Binotto, że Charles jest nr 1 i Daniel ma się uspokoić... Włoskie media by szalały jak zwykle. Jazda w Ferrari to nobilitacja, ale mi by było zwyczajnie szkoda Daniela. Oczywiście,że jako kibic chciałbym to zobaczyć - ale samemu będąc kierowcą wolałbym fotel w McLarenie. Na Dana w Ferrari może jeszcze kiedyś przyjdzie czas, ma jeszcze ładnych kilka lat w F1 przed sobą :)
C) Kasa. Tutaj chyba McLaren zapłaci lepiej, bo w końcu Dan ma być ich gwiazdą i liderem... Ferrari wywaliło już kupę kasy na Charlesa, więc szukało "asystenta" za mniejszą kwotę... nie chciało płacić dużo nawet Vettelowi. Tutaj chyba też Daniel lepiej trafił :)
Reasmując - Dan chce walczyć o tytuł, może już w 2022, McLaren też... Dan chciał być liderem mocnej ekipy by mieć szanse i komfortową sytuację do walki - a McLaren właśnie szukał takiego lidera. Więc się dobrze zgrali :) To idealne miejsce dla Daniela, zespół będzie szedł w górę, jak wysoko zajdą nikt nie wie, ale perspektywa jest... Renault też może się rozwinąć, może będą lepsi niż McL-Merc, a Daniel już chyba spalił "most" z Francuzami, ale takie jest życie. Szczerze mówiąc to patrząc na ostatnie lata prędzej uwierzę w powrót McLarena na szczyt niż powrót Renault... Tam się źle dzieje i nawet jak faktycznie przyjdzie Alonso to jakoś nie wierzę, że będzie z nimi wygrywał (a szkoda...) - chyba, że Cyril się ogarnie lub znajdą innego lidera w miejsce Abiteboula :D
5. Jabba1979
On przegrał odchodząc do francuzów w zeszłym roku.
Teraz może być tylko lepiej.
Skomentuj artykuł
Jeśli nie masz jeszcze konta, dołącz do społeczności Formula 1 - Dziel Pasję!
Zarejestruj się już teraz