Pojawiły się pierwsze ciekawe komentarze związane z zaostrzeniem testów elastyczności tylnych skrzydeł tuż przed zawodami w Chinach. Wymusiło to wprowadzenie pewnych zmian na tym polu, ale główny podejrzany - McLaren - wprost tego nie potwierdził.
Saga dotycząca elastyczności skrzydeł powróciła już na starcie sezonu. Tym razem wątpliwości zaczęły dostarczać tylne elementy, co w czasie zimowych testów mocno alarmowało Red Bulla. W związku z tym FIA zwiększyła kontrolę tych części podczas australijskiej inauguracji i chociaż żaden team nie dopuścił się złamania regulaminu, zaostrzyła testy obciążeniowe już od rundy w Chinach.
Tak błyskawiczne działanie paryskiej organizacji jasno wskazywało na jej niezadowolenie z wyników analiz przeprowadzonych w Melbourne. Źródła The Race i Auto Motor und Sport ujawniły, że najwięcej niepokoju wzbudziły skrzydła McLarena, Ferrari, Alpine oraz Haasa.
Na stajnie z Woking oraz Maranello otwarcie w Bahrajnie wskazywał Pierre Wache. Raport AMuS potwierdził, że to właśnie Byki najczęściej zgłaszały swoje wątpliwości do FIA, co wkomponowywałoby w doniesienia De Telegraaf o zadowoleniu Helmuta Marko i spółki po zaktualizowaniu dyrektywy technicznej. Christian Horner skutecznie ominął jednak ten wątek podczas konferencji prasowej:
"Zadaniem FIA jest właśnie kontrolowanie takich rzeczy. Oczywiście zobaczyli rzeczy, z których nie byli zadowoleni w ostatnim wyścigu i dzięki swojemu przywilejowi zaostrzyli te regulacje poprzez dyrektywę techniczną, jaka pojawiła się w tym tygodniu. Jaki ma to wpływ na układ sił? Nie wiem, ale to nieodłączna część F1. Takie dyrektywy pojawiają się zasadniczo co tydzień", przyznał szef Red Bulla.
Więcej smaczków dostarczyły spotkania z inżynierami niektórych z ww. ekip. Ayao Komatsu z Haasa już wczoraj sugerował, że jego team musiał wprowadzić zmiany pod kątem ustawień tylnego skrzydła. Swoje modyfikacje wprost potwierdził natomiast Dave Greenwood, który niedawno został dyrektorem wyścigowym Alpine:
"Musieliśmy wykonać pewne prace, by mieć pewność, że będziemy tutaj w odpowiednim miejscu. Uważam jednak, że to dość normalne, że w takich sytuacjach, gdy zmieniają się przepisy dopuszcza się pewne modyfikacje w odchyleniu. Trzeba wtedy sprawdzić, czy zmieścisz się w tym zakresie", powiedział brytyjski inżynier, cytowany przez The Race.
Greenwood nie chciał jednak zdradzić szczegółów korekt wprowadzonych przez Alpine:
"Nie będę wchodził w szczegóły. Trzeba po prostu wykonać taką pracę, by znaleźć się w normie. Tak było u nas. Czas na to był bardzo krótki. Nie można przez to zrobić czegoś rewolucyjnego, aczkolwiek są rzeczy, które możemy zrobić, by spełnić te wymagania."
Niewiadome co do konieczności wprowadzenia podobnych modyfikacji dotyczą McLarena i Ferrari. O ile włoska stajnia nie udzieliła jeszcze żadnego konkretnego komentarza w tej sprawie, o tyle uczyniła to ta brytyjska. Szef działu inżynierii i projektowania, Neil Houldey, wspierał się jednak faktem, iż samochód Lando Norrisa przeszedł testy elastyczności w Australii:
"Kiedy spojrzy się na niektóre materiały filmowe i zdjęcia z testów, wystąpiły na pewno zespoły, które bardziej przekraczały limity z otwieraniem tej szczeliny. Na szczęście sprawdzono nas w Melbourne i tamte wartości nie przekraczały liczb, jakie FIA zamieściła w dyrektywie. Nie miało to żadnego na nas wpływu i wydajność nie powinna się zmienić", oznajmił brytyjski specjalista.
Biorąc pod uwagę różne specyfikacje tylnych skrzydeł, jakich McLaren używał w Bahrajnie i Australii, obserwatorzy zastanawiali się, czy jedno z nich mogło wykorzystywać "mini DRS" w podobnej skali jak w 2024 roku. Houldey wyjawił, że ten akurat element nie przeszedł testów FIA:
"Doprowadzimy je do porządku, natomiast to skrzydło nie przeszło tej samej procedury, co to o wysokim docisku, z którego teraz korzystamy. Nie spodziewamy się jednak strat po stronie osiągów z powodu tej dyrektywy w dalszej części sezonu."
Brytyjczyk nie ukrywał z kolei tego, że gdyby obecne skrzydło nie przeszło testów obciążeniowych, McLaren miałby pewien problem:
"Na pewno mielibyśmy trudności. Całe szczęście, że znaleźliśmy się w takiej, a nie innej sytuacji i nie musieliśmy wprowadzać modyfikacji. Nie wiem, jak inne ekipy sobie z tym poradziły, ale być może udało im się to zrobić poprzez zmiany w ustawieniach bez konieczności montażu nowych elementów. Inna opcja jest taka, że wymyślili coś niesamowicie szybko, żeby znaleźć się w normie tutaj."
Jeśli nie masz jeszcze konta, dołącz do społeczności Formula 1 - Dziel Pasję!
zarejestruj się