Słoneczna niedziela
Wracamy.217 dni. Tyle dzieli Grand Prix Abu Zabi 2019 i Grand Prix Austrii 2020. Dla pasjonata Formuły 1, tak długi rozbrat z ulubioną dyscypliną wydaje się dłużyć w nieskończoność. Dość jednak oczekiwania. Choć podczas pandemii, historię Formuły 1 było miło sobie odświeżyć, dość oglądania kolejnych powtórek najciekawszych wyścigów ostatnich lat. Na komentowanie wirtualnych zmagań kierowców nie warto chyba tracić czasu. Światopoglądowym dyskusjom, wywoływanym przez kierowców - aktywistów można wreszcie dać spokój. Wstajemy sprzed komputerów. Wychodzimy z domów. Zapinamy pasy. Wreszcie wychodzi słońce.
Jakkolwiek populistycznie i nawinie to nie zabrzmi, śmiem twierdzić, że może być to naprawdę najciekawszy sezon od bardzo dawna. Ale dlaczego, skoro po pierwsze, w stawce względem 2019 roku pojawią się tylko dwa nowe nazwiska (Ocon i Latifi), a po drugie regulamin wciąż pozostaje niemal niezmienny?
A no dlatego, że kryzys spowodowany wiadomo czym namieszał sporo w świecie, również tym sportowym. Tak zwany "powrót do nowej normalności" będzie równie osobliwy, jak sama pandemia, toteż patrząc z perspektywy tak długiej przerwy, można znaleźć w obecnej sytuacji kilka naprawdę interesujących wątków tyczących się nadchodzącego sezonu Formuły 1, które jeszcze bardziej podsycają niespokojne oczekiwanie na wznowienie rywalizacji w niedzielę.
Kalendarz To najbanalniejszy czynnik. Po pierwsze, zaczynamy od dwóch wyścigów w Austrii. Rozpoczęcie kampanii 2020 na tym obiekcie, w przeciwieństwie do lat ubiegłych, przez chwilę może stworzyć choćby iluzję, że ktoś może przełamać hegemonię Mercedesa. Wszakże ostatnimi laty zmagania na Red Bull Ringu niemieckiej ekipie jakoś nie wychodzą. W 2018 roku przeszkodziły awarie techniczne obu samochodów, zaś 12 miesięcy później wysoka temperatura nie pozwoliła "Srebrnym Strzałom" na rozwinięcie odpowiedniego tempa. Oba niepowodzenia wykorzystał Max Verstappen i stanął na najwyższym stopniu podium. Przy Mercu istnieje jednak ta wielka niewiadoma... Co z systemem DAS? Jak dużą przewagę zapewni to rozwiązanie w tempie wyścigowym Hamiltona i Bottasa? Zaczną teraz odjeżdżać na pół minuty drugiemu zespołowi? A może nie zapewni żadnej przewagi i cały system okaże się kompletnym niewypałem? Ponadto, istnieje jeszcze wątek prawny, bo FIA co prawda już zakazała używanie DAS w kolejnym sezonie, ale czy rywale (szczególnie aktywny w tej kwestii Red Bull) tak łatwo odpuszczą ponowne protesty? Czy cokolwiek wskórają, jeśli rywalizacja stanie się dla nich kompletnie daremna?
Po drugie, mniej wyścigów w kalendarzu oznacza zmniejszenie marginesu błędu. Presja większa niż zwykle. Każda strata punktów boli bardziej niż w ostatnich latach. Od paru miesięcy utarł się frazes o "planowych 15-18" wyścigach, ale po ilości odwołanych rund należy wątpić w przekroczenie minimalnego pułapu. Kolejną tezą, która tyczy się zmniejszonego marginesu, jest dużo mniej kalkulacji na torze. Zwrócił na to ostatnio uwagę Lando Norris, który powiedział, że ze swoim inżynierem będą starali się odpowiednio dozować ryzyko. Po prostu może się ono opłacić bardziej niż zwykle. A im więcej odwagi u kierowców, tym lepsze widowisko.
Po trzecie, dyspozycja kierowców. Niezliczona ilość osób ze świata Formuły 1 przed startem sezonu zdobyła się na jakże oryginalna tezę - "kierowcy po takiej przerwie będą popełniać więcej błędów, będą zastani i bez wyczucia". No i dobrze, na błędy i kolizje też nie możemy się obrazić, choć oczywiście wszystko w ramach pełnego bezpieczeństwa. Zestawienie obok siebie incydentów i wielokrotnego wyjazdu safety car niemal zawsze gwarantuje emocjonujący wyścig.
Natomiast czwarty benefit nowego kalendarza tyczy się charakterystyki torów jakie jeszcze pozostały. Zwyczajnie nie będziemy skazani na te najnudniejsze rundy mistrzostw świata. Odpadły w końcu wszystkie tory uliczne - Australia, Monako, Baku, Singapur, Wietnam (jeszcze nie potwierdzono, ale niech nikt się nie łudzi), oraz równie ekscytująca Francja. Zmagań na tych obiektach na pewno lub prawie na pewno nie zobaczymy w tym roku. Choć osobiście jestem obrońcą wyścigu w Księstwie, choćby z powodu samego klimatu, prestiżu i znaczenia historycznego, nie będę mocno ubolewał jeśli raz zrobimy wyjątek i odpuścimy sobie oglądanie - parafrazując słynną frazę Nelsona Piqueta - jazdę rowerem po pokoju. Poza tym, na 2021 rok zostało przeniesione jeszcze Grand Prix Holandii, które w tej konfiguracji jeszcze oglądana nie było i choćby z ciekawości warto byłoby zobaczyć tam Formułę 1, ale na pierwszy rzut oka również nie wydaje się być pewnikiem wojny na torze. W europejskim kalendarzu "wadzą" teraz jedynie Hiszpania i Węgry, choć w przypadku ścigania na Półwyspie Iberyjskim możemy chociaż liczyć na inne warunki niż zwykle, albowiem temperatury panujące w Katalonii w połowie sierpnia będą znacznie wyższe od tych, z którymi mielibyśmy do czynienia w pierwotnym terminie, a więc na początku maja. Porównanie surowych danych: w maju wahania między 11, a 27 stopni Celsjusza. W sierpniu - między 18, a 33. Być może wprowadzi to jakiś nieprzewidywalny lub niewygodny dla zespołów czynnik.
Ostatni sezon przed roszadą, czyli "Last Dance" Sainza w McLarenie, Ricciardo w Renault oraz Vettela w Ferrari
Tu szczególna presja spoczywa na hiszpańskim kierowcy. W poprzednim miesiącu Barricello zwrócił uwagę na ciężar psychologiczny jakiemu niedługo zostanie poddany Carlos Sainz. Każdy jego błąd będzie wnikliwie analizowany, zaś seria kiepskich wyników na nowo wywołałaby dyskusję na temat słuszności wyboru Ferrari. Wystarczy, że już w marcu znalazły się głosy o przeciętności umiejętności aktualnego kierowcy McLarena.
Przypadek Ricciardo jest inny, ale równie interesujący. Nietrudno było zauważyć, że obie strony rozstają się w bardzo chłodny sposób. W żaden sposób to zakończenie współpracy nie przypominało romantycznego, pożegnalnego listu Sainza i odpowiedzi w postaci ciepłych słów Zaka Browna. Renault załatwiło to w inny sposób. Cyril Abiteboul na koniec nawet nie podziękował Australijczykowi za wkład w pracę zespołu i wydaje się, że Renault czuje się zwyczajnie wystawione do wiatru. Planowali długoterminowy projekt z siedmiokrotnym zwycięzcą Grand Prix, a ten przy pierwszej lepszej okazji czmycha do bezpośredniego rywala. Niestety przy nowym koledze Ricciardo, Estebanie Oconie, nie zdziwiłbym się gdyby Francuzi w nadchodzącym sezonie bardziej skupili uwagę na swoim rodaku i młodym prospekcie. W jakim stopniu? Nie wiadomo, ale wydaje mi się to nieuniknione.
O Vettelu może najlepiej nie pisać nic lub bardzo niewiele. Wszakże, w momencie pisania tego artykułu wciąż nie znamy przyszłości Niemca, a o potencjalnych ruchach i ich analizie mądrzejsze głowy ode mnie powiedziały już wystarczająco. Do oficjalnego oświadczenia wszystko to jest tylko gdybaniem, jednak wiemy na pewno, że Vettel w niedzielę rozpocznie swój ostatni sezon jako kierowca Ferrari. Nie dostał kontraktu - nie dogadali się, coś się zepsuło, coś wypaliło. Jak to na niego wpłynie pod względem psychologicznym? Popularny niedawno serial dokumentalny Netflixa "The Last Dance" przedstawił postawę sportowca, któremu pod koniec kariery przestają ufać przełożeni i się od niego odwracają. Michael Jordan nie potrzebował lepszej motywacji i poprowadził swoją drużynę po szósty tytuł mistrzowski, wiedząc, że będzie to jednocześnie jego ostatni w barwach Chicago Bulls. Czy Vettel również podda się podobnej energii? Czy wyjdzie z niego cała złość i frustracja, która sprawi, że podczas ostatnich wyścigów w czerwonym samochodzie stanie się bezwzględnym egzekutorem? Chociaż należałoby może najpierw zapytać - czy Seb jest w ogóle wściekły i czy chce mu się jeszcze cokolwiek udowadniać? Przecież jest czterokrotnym mistrzem świata, prawda? Jeśli już zna swój plan, jakim jest zakończenie kariery, a po prostu jeszcze nie zdradził go światu, to czy zdecyduje się na taki ostatni zryw? Wydaje się, że po poprzednim sezonie, w którym został zmiażdżony przez Leclerca, nie ma już nic do stracenia. Naturalnie zdaję sobie sprawę, że Sebastian swój ostatni sukces osiągnął 7 lat temu i na jego powtórzenie wcale nie liczę. Po prostu miło byłoby zobaczyć odwrócenie karty, która ewidentnie mu nie sprzyja od Grand Prix Niemiec w 2017 roku.
Niepewność
Formuła 1 jest sportem, w którym lwia część towarzyszących jej emocji odbywa się poza miejscem rozgrywania zawodów. Próżno szukać fana, który nie interesowałyby się w ogóle poza-torowymi wydarzeniami. Zarówno dłuższa przerwa, jak i sama sytuacja na świecie stworzyła w tej sferze mnóstwo dodatkowych pytań.Niepewność zespołów
Co knują Toto Wolff z Lawrencem Strollem? Co z Mercedesem? Odejście szefa działu silnikowego oznacza, że rzeczywiście zaczęli pakować manatki? Co z Williamsem? Kto to kupi? Nowy inwestor? Latifi, czy Mazepin? Czy w McLarenie też nie jest kolorowo, jeśli chcą sprzedać większość udziałów? A co z Genem Haasem, który przez mierne wyniki swojego zespołu (jeśli tak delikatnie można nazwać wyprzedzenie jedynie Willamsa), zaczyna powątpiewać w z ambitny projekt? Co prawda Gunther Steiner tym doniesieniom niedawno zaprzeczył, ale przecież nikt od niego nie oczekiwał, że otwarcie przyzna rację spekulacjom.
Przyszłość wielu zespołów została w jakiś, bardziej lub mniej poważny sposób zakwestionowana. Niektóre opcje odejścia pojawiały się już w zeszłym roku, inne zaś wypłynęły przez kryzys spowodowany pandemią. Wydaje się, że jedynym pewniakiem pozostania w stawce niezmiennie jest wszystko wiedzące i sprawujące nad wszystkim pieczę Ferrari. A nie, wróć. Przecież Włosi też mają dość Formuły 1 i w ciągu paru lat przeniosą się do Ameryki, by ścigać się w Indy 500.
Niepewność kierowców
Jaka jest przyszłość Sebastiana Vettela? A może jeszcze ważniejsze - kto, u licha będzie kierowcą Renault w następnym sezonie? Powrót Fernando Alonso? Hiszpańskie gazety wciskają go do żółtego bolidu na każdym kroku, ale czy rzeczywiście jest to realna opcja dla dwukrotnego mistrza świata? Nie wiadomo. W każdym razie sądzę, że z wymienionych wyżej pytań, właśnie na to dostaniemy najszybciej odpowiedź.
Poza tym, można jeszcze zapytać co z duetem Mercedesa, któremu kończą się kontrakty po tym sezonie. Kwestia Hamiltona wydaje się pewniakiem. Transfer marzeń do Ferrari? Pozostańmy na ziemi, chodzi tu po prostu o przeciąganie liny, wynegocjowanie dodatkowych milionów w niepewnych czasach i zapewnienie sobie niezależności w licznych działaniach poza torem. Jak będzie naprawdę? Ktoś napisał tutaj w sekcji komentarzy, że Lewis przedłuży umowę jeszcze na rok, w 2021 zdobędzie ósmy tytuł stając się kierowcą wszechczasów, a później na stałe wyniesie się do Stanów Zjednoczonych, by walczyć o prawa czarnoskórych lub nagra płytę z Rihanną. Bardzo utkwiła mi ta wypowiedź w pamięci. W rzeczy samej, nie można wykluczać takiego scenariusza. A Bottas? Czy romans z Renault może być czymś realnym? Skoro jego agent badał grunt, to nawet niewykluczone rozwiązanie. Sam argument mówiący o odmienieniu pozycji w zespole wydaje się brzmieć bardzo przekonująco. Z wingmana do roli lidera. Kto wie? Fin może mieć takie aspiracje, a lepszej opcji na zmianę swojego postrzegania już chyba nie dostanie.
Jak widać, znaków zapytania jest więcej niż drzew w lesie. Na końcu, dla wszystkich tych zagadek, niepewności zarówno zespołów, jak i kierowców, znajdujemy tak mało jasnych odpowiedzi. "Silly season" tym razem będzie ciągnął się w nieskończoność.
Chciałbym wrócić do tego felietonu w grudniu lub styczniu, po ostatnim wyścigu sezonu 2020 i szczerze uśmiechnąć się do siebie z powodu przewidzenia tego optymistycznego, nie pozwalającego się nudzić scenariusza. Naprawdę ciężko zniósłbym zawód i krzywienie miny na sam przymiotnik "optymistyczny", z bólem zastanawiając się skąd brałem te frajerskie nadzieje w lipcu.
Słynni Beatlesi w jednym ze swoich największych przebojów śpiewali "Here Comes The Sun" i wydaje mi się, że utwór ten doskonale opisuje aktualny stan rzeczy. Słońce wreszcie wychodzi dla całego świata, przebijając ciemne chmury jakie przywlokła ze sobą pandemia. Promienie te zwiastują powrót tak zwanej "nowej normalności". Dla nas, pasjonatów Formuły 1 tym słońcem jest niedzielne popołudnie wypełnione emocjami związanymi z wyścigiem. Ot, istota sportu. Oczywiście dla większości postronnych obserwatorów zajmuje on w życiu rolę nr 3, 4 albo i 5, a mimo to trzeba otwarcie przyznać, jak bardzo brakowało nam wszystkim tej błahostki, tej odskoczni od życia codziennego, najprościej mówiąc - jednej z pasji.
Słońce pojawia się na niebie. To fakt niezaprzeczalny i potwierdzony przez naturę, wszakże nie ma tęczy bez słońca. A owa tęcza umieszczona na bolidach będzie o tym przypominać bardzo często, niezależnie czy kogoś ona mierzi, czy nie.
Na końcu, odrzucając te wszystkie ideologiczne spory i dyskusje, które wytworzyły się w społeczności pasjonatów Formuły 1 w ostatnich tygodniach, życzmy sobie nawzajem, by metaforyczne słońce już nigdy nie zaszło.
Jedziemy!
komentarze
1. Mayhem
A czy przypadkiem Mercedes sam nie zrezygnował z systemu DAS od tego sezonu ?
2. hill
Panie Dawidzie.pięknie się czyta takie artykuły.Dla mnie super.BRAWO
3. Fanvettel
Ja już nie mogę sie doczekać piątku .
4. Artur fan
możecie panowie doradzić gdzie można kupić pakiet na wszystkie wyścigi jak co roku szukam szukam i nie umiem namierzyć
5. Fanvettel
@4
Ja płace 10zł miesięcznie za kanały Eleven w cyfrowym polsacie i nie narzekam .
6. Artur fan
@tak wiem ale był pakiet za chyba za 120zł cały sezon wszystkie treningi kwalifikacje i wyścig można było zobaczyć przez parę dni
7. qinto
@Artur fan: ofertę 30 dniową ma player.pl, w którym F1 jest dostępna w trybie VOD, przez kilka dni po wyścigu. kosztuje troche drożej, ale możesz obejrzeć F1 o dowolnej porze :)
8. lukaswrona
Tekst słonecznie nastraja na to co nas czeka!
Skomentuj artykuł
Jeśli nie masz jeszcze konta, dołącz do społeczności Formula 1 - Dziel Pasję!
Zarejestruj się już teraz