Pojawiły się pierwsze komentarze odnośnie ostatniej tzw. afery taśmowej. Jak się okazało, McLaren był przygotowany na próbę oderwania tego materiału przez Red Bulla, któremu zrobił małego psikusa.
Po GP USA wyszły na jaw kolejne gierki między zespołami McLarena a Red Bulla. Byki bowiem od kilku wyścigów przeszkadzały Lando Norrisowi w procedurze startowej, usuwając taśmę ułatwiającą pozycjonowanie w wyznaczonym polu. W Austin ujrzało to światło dzienne, a wszystko przez to, że jeden z austriackich pracowników złamał zasady dot. opuszczania gridu, za co zespół został ukarany karą finansową.
Media szybko okrzyknęły całą tę sprawę jako tzw. aferą taśmową i był to oczywiście jeden z ważniejszych wątków czwartkowych zajęć w Meksyku. Raporty The Race i Autosport ujawniły bowiem, że Pomarańczowi podjęli szereg kroków, aby przeciwdziałać praktykom rywala.
Z tego powodu zaczęli zostawiać dwie warstwy taśmy na polach startowych, a jedną nawet impregnować materiałem, który zostawiał ślad nawet po usunięciu. W Singapurze pod wspomnianą rzeczą miał znaleźć się napis "powodzenia następnym razem".
Działania zarówno McLarena, jak i Red Bulla nie są zabronione przez regulamin, w związku z czym FIA nie ma możliwość reakcji. The Race wspomniało jednak, że szefowie obu ekip omawiali tę sprawę w tym tygodniu i chcą położyć kres tym intrygom, biorąc pod uwagę zaostrzającą się walkę o mistrzostwo świata wśród kierowców.
Komentarzem do tego tematu podzielił się w czwartek też Lando Norris. Brytyjczyk dworował sobie nieco z postępowania Byków w Austin, zważywszy na to, że w niedzielę nie używał pomocniczego oznaczenia. Wspomniał zresztą, że nie potrzebuje jego na większości torów:
"Zamontowaliśmy to na wszelki wypadek. Było to tym bardziej zabawniejsze, zważywszy na to, że dostali karę, a ja tego nawet nie potrzebowałem. Próbowali to zresztą usunąć, ale nic to nie dało. Specjalnie zrobiliśmy, tak aby nie mogli tego usunąć", powiedział zawodnik McLarena, cytowany przez The Race.
"Było to po prostu zabawne i to było swego rodzaju zadanie poboczne, by inne ekipy mogły się rozerwać. Śmialiśmy się z tego. Korzystałem z tego przez jakiś czas, a mimo to próbowali to usuwać już na Monzy i paru innych miejscach."
"To coś podobnego do tych naklejek dla parkingów F1, których nie da się później usunąć z okna. Tak właśnie zrobiliśmy. Zabawnie oglądało się, jak próbują to zdjąć, a potem okazało, że nie idzie to zgodnie z planem. Wciąż będę z tego czasami korzystał. Czasami nie będzie to potrzebne, ale czasami już tak."
W ciekawy sposób do tego wątku na konferencji prasowej odniósł się Carlos Sainz. Hiszpan zasugerował, że kłóci to się z wartościami, z jakimi powinno ścigać się w F1:
"Mam szczęście, że w moim bolidzie mam bardzo dobry punkt odniesienia, który pomaga mi się właściwie ustawić. Wcześniej jednak ścigałem się takimi samochodami, które nie miały takiej możliwości i trzeba było przyklejać taką taśmę. Wiem jednak, co bym zrobił na miejscu Red Bulla albo co by zrobił Red Bull, gdyby ktoś spróbował coś takiego zrobić", przyznał madrytczyk.
"To coś, czego Lando potrzebuje, by właściwie ustawić się na polach startowych i ktoś musiał dostrzec potencjalną przewagę po stronie konkurencyjności i próbował mu ją odebrać. Nie będę dalej tego komentował i nie dostaniecie ode mnie żadnego nagłówka. Wiem jednak, jakie wartości obowiązują w tym sporcie i jak bym postąpił, jeśli chodziłoby o mnie oraz mój team."
© Red Bull


Jeśli nie masz jeszcze konta, dołącz do społeczności Formula 1 - Dziel Pasję!
zarejestruj się