Binotto wyjaśnił brak team orders w Brazylii
Szef Ferrari wskazał dwa powody, dla których jego zespół nie zdecydował się na zamianę pozycji między swoimi kierowcami w GP Sao Paulo. "W pewnym sensie byłoby to niebezpieczne" - komentuje włosko-szwajcarski inżynier.Tegoroczna runda na torze Interlagos zapisała się nie tylko pod znakiem odrodzenia Mercedesa, ale przede wszystkich niezrealizowanych team orders w Red Bullu i Ferrari. W obu przypadkach chodziło o rywalizację Sergio Pereza oraz Charlesa Leclerca o 2. miejsce w klasyfikacji kierowców i ostatecznie... obaj nie zostali przepuszczeni przez swoich partnerów, choć teoretycznie ci mogli to spokojnie uczynić.
Z wiadomych powodów więcej kontrowersji wzbudziło oczywiście zachowanie Maxa Verstappena, któremu Red Bull wyraźnie nakazał oddać pozycję. Ferrari zaś nie zastosowało takiego polecenia w kierunku Carlos Sainza mimo usilnych nalegań ze strony Monakijczyka. 25-latek był bardzo z tego niezadowolony, albowiem przedwyścigowe ustalenia zespołu miały wskazywać na inny scenariusz:
"Rozumiem oczywiście to, że Carlos jest na pozycji dającej podium, aczkolwiek normalnie nie pytam o takie rzeczy. Tym razem jednak tak postąpiłem, bo przed wyścigiem rozmawialiśmy o tej sprawie i z jakiegoś powodu zmieniliśmy później zdanie. Jest to zatem naprawdę frustrujące", tłumaczył Leclerc, cytowany przez Motorsport.
Kierownictwo Scuderii jak zawsze miało dobre wytłumaczenie swoich decyzji po wyścigu. Miało ono obawiać się dwóch rzeczy, przez które nie zastosowano team orders - kary dla Sainza za ewentualne naruszenie związane z zamieszeniem wokół oddublowania się Yukiego Tsunody oraz ataków Fernando Alonso i Verstappena, którzy podążali za Leclerciem:
"Zamiana samochodów na długiej prostej była trudna ze względu na to, że Charles miał tuż za sobą Fernando oraz Maxa. W pewnym sensie byłoby to niebezpieczne. Dodatkowo, zdawaliśmy sobie sprawę ze śledztwa prowadzonego odnośnie tego, co wydarzyło się podczas samochodu bezpieczeństwa z Tsunodą", skomentował Mattia Binotto.
"Przykładowa 5-sekundowa kara oznaczałaby spadek dla Carlosa o co najmniej jedną pozycję. Z tego powodu i zważywszy na klasyfikację konstruktorów, lepiej było się trzymać swoich pozycji i utrzymywać odpowiedni dystans."
komentarze
1. Andrzej369
Akurat tego Ferrari nie spartoliło
2. Lakosz
Tia... Zabezpieczyli SIĘ ze wszystkich stron.
3. giovanni paolo
To jest słabość Binotto, że dał sobie motłochowi wejść na głowę. Nie ma komu się tłumaczyć, nie ma powodu by się tłumaczyć. Dlatego każdy wróży mu odejście, bo ma za miękkie serce.
4. Lakosz
Jak się kolejny raz tłumaczy, dlaczego się nie udało, to raczej ma słabą głowę, niż miękkie serce. ;)
5. Gerhard
W sumie fajne jest to ze na ostatni wyscig bedzie walka o P2. Niby walka o pietruszkę, ale jak widac ma to dla kierowcow znaczenie. W sumie jakie korzysci z tego maja? Satysfakcje? cos poza tym? Tytul wicemistrza F1?
6. giovanni paolo
4. Tak :) masz rację :) jesteś bardzo przenikliwy ;)
7. hubertusss
Czekam na wysyp frustracji jaki to cham i buc z Carlosa.
8. hubertusss
@4 co się nie udało? I Carlos i Charles walczą o misce w klasyfikacji. Zespół nikogo nie niańczy. Akurat w Brazylii to się Ferrari w miarę udało. Mieli co chwila jakieś problemy a jednak wycisnęli ile się dało. Do Mercedesa nie było szans ale pokonali RB dzięki temu nie tracą do Merca tyle ile mogli by gdyby naprawdę się nie udało.
9. fpawel19669
@8 Mówisz zespół nikogo nie niańczy. Hmm, a czy przypadkiem nie kosztem Leclerca Sainz wygrał wyścig? Pozycja Carlosa (niesamowicie mocna) jest już problemem tego zespołu. Sainz mistrzostwa nie zdobędzie, bo to nie ten poziom, a Leclerc wymaga opieki zespołu, dobrego inżyniera i naturalnie stratega. Nie ma tego w teamie z Maranello. Szach- mat.
Skomentuj artykuł
Jeśli nie masz jeszcze konta, dołącz do społeczności Formula 1 - Dziel Pasję!
Zarejestruj się już teraz