Ekipa z Maranello liczy na to, że uda jej się wywołać trochę pozytywnych emocji w swoim kraju, ale jednocześnie zdaje sobie sprawę z siły rywali.

Ferrari, jako włoski zespół, musi zmagać się obecnie nie tylko z przygotowaniem do rywalizacji, ale też z obostrzeniami w swoim kraju. Czerwone strefy, które pierwotnie miały objąć 15 prowincji do 3 kwietnia, rozszerzono już na całe państwo.

Mattia Binotto, zapowiadając inaugurację sezonu w Australii, życzył sobie, by jego ekipa była w stanie poprawić nastroje kibiców.

"To trudny czas dla Włoch i całego świata. Jako część globalnego sportu, naszym obowiązkiem jest spróbować przywrócić uśmiech na twarzy ludzi, którzy przygotowują się do obejrzenia pierwszego wyścigu sezonu i czekają na niego tak samo jak my."

Patrząc na testy i wierząc zapowiedziom szefa Scuderii, osiągnięcie zadowolenia kibiców zespołu z Maranello może być trudnym zadaniem. Na torze w Melbourne już w ten weekend zakończy się jednak ukrywanie osiągów, które mogło mieć miejsce w Hiszpanii. Tam Ferrari było posądzane o próbę zamaskowania swojego pełnego potencjału.

Przedstawiciele zespołu regularnie twierdzili jednak, że nie mają nic do ukrycia i obecnie są wolniejsi od rywali. Podczas jednej z sesji padła nawet deklaracja bycia najszybszym na końcu, a nie na początku sezonu. Na kilka dni przed rozpoczęciem weekendu wyścigowego podobnie wypowiedział się Mattia Binotto.

"Po długiej zimie, budowie i rozwoju naszego auta, przyszedł czas na pierwszą ocenę osiągów i efektywności poprawek, które wprowadziliśmy. Wiemy, że konkurencja jest mocna, ale również wiemy, że to początek długiego sezonu, w którym tempo rozwoju, niezawodność i nasza operacyjna efektywność będzie kluczowa. Zbroimy się, by podołać wszystkim wyzwaniom jako zjednoczony zespół, świadomy progresu, który musi zostać wykonany, a także świadomy dumy naszych fanów na całym świecie."