Kierowcy nie dostrzegają żadnych pozytywów w rezygnacji z podgrzewaczy opon
Temat zakazu korzystania z koców grzewczych na opony w Bahrajnie powrócił jak bumerang i nie trzeba było długo czekać na krytykę tego pomysłu ze strony zawodników.Lewis Hamilton podkreślił, że jest to "niebezpieczne" i "bezsensowne ćwiczenie" ze strony władz Formuły 1.
W opublikowanym niedawno regulaminie technicznym FIA napisała, że decyzja co do rezygnacji z koców grzewczych zostanie podjęta najpóźniej do 31 lipca br. Tak się składa, że po GP Wielkiej Brytanii Pirelli na torze Silverstone ma zaplanowane testy nowych opon, które mają być przygotowane pod kątem rezygnacji z urządzeń podgrzewających i to właśnie po nich ma zostać podjęta ostateczna decyzja co do przyszłości podgrzewania ogumienia w F1.
W przeszłości wielokrotnie podejmowane były próby zakazu tego typu urządzeń, ale za każdym razem były one skutecznie blokowane, ze względu na komplikacje jakie się z tym wiążą.
Podgrzewanie opon w przypadku Formuły 1 ma duży sens, gdyż pozwala ograniczyć obciążenie jakiemu są poddawane opon w i tak ekstremalnych dla siebie warunkach pracy.
Opony, które nie są podgrzewane muszą sprostać znacznie wyższej różnicy temperatur i ciśnienia, a kierowcy najczęściej protestują przeciwko takiemu podejściu podnosząc kwestie braku przyczepności podczas wyjeżdżania z boksów na kompletnie zimnych oponach.
Wygląda na to, że firma Pirelli nie będzie miała łatwego zadania , aby wraz z FIA przeforsować taką zmianę. Po pojawieniu się nowych doniesień w tej sprawie, kierowcy szybko zaczęli krytykować ten kierunek.
"Uważam, że to niebezpieczne" mówił dla serwisu Motorsport.com Lewis Hamilton. "Testowałem już opony bez podgrzewania i wiem, że na pewnym etapie dojdzie z tego powodu do wypadku. Uważam, że to błędna decyzja."
Za rezygnacją z podgrzewania opon przemawiają kwestie ekologiczne oraz budżetowe. Lewis Hamilton uważa jednak, że pierwszy argument nie jest trafiony.
"Aby doprowadzić opony do właściwej temperatury trzeba pokonać kilka okrążeń. Wszyscy argumentują, że rezygnując z podgrzewaczy będziemy bardziej zrównoważeni i czyści ekologicznie, ale w rzeczywistości spalimy tylko więcej paliwa, aby dogrzać ogumienie."
"Większym problemem jest to kiedy będziemy wyjeżdżać na tor: auto bardzo się wtedy ślizga i jest nerwowe. Jeżeli ktoś inny będzie jechał na dogrzanych oponach, można łatwo w niego wjechać. Uważam to za bezsensowne działanie."
Pogląd Hamiltona podziela również Carlos Sainz z Ferrari, który także kwestionuje skalę korzyści z zakazu używania koców grzewczych.
"Nadal nie rozumiem po co F1 stara się zakazać podgrzewaczy. To nie ma sensu" mówił. "Spalamy więcej paliwa, zużywamy bardziej opony. Nawet jeżeli chodzi o zrównoważony rozwój, nie rozumiem tej filozofii. Mamy też ryzyko związane z bolidami, które są nisko zawieszone."
"Niemniej jest to kierunek jaki F1, FIA oraz Pirelli zdecydowały się obrać, więc musimy się do tego dostosować."
komentarze
1. Jacko
Idąc dalej, mozna by zakazać kluczy i podnośników pneumatycznych, bo przecież sprężarki też zużywają masę energii. A o ileż by wzrosła atrakcyjność i dramaturgia pitstopów, gdyby mechanicy wybiegali ze zwykłymi grzechotkami!
2. devious
Jaka jest oszczędność w nieużywaniu kocy grzewczych? W porównaniu np. do oświetlenia całego toru przez kilka godzin dziennie prz cały weekend podczas GP Singapuru??
Głupota władz F1 czasami poraża i równa się głupocie polityków w różnych krajach - ta sama banda kretynów wszędzie...
Chcą realnie wpłynąć na ekologię? Niech może ktoś z choć odrobiną zdrowego rozsądku usiądzie do planowania kalendarza F1 bo nie wozili całego sprzetu statkami i samolotami po całym świecie kilka razy w miesiącu?
Na początku sezony mamy np. od 2 do 10 rundy przez 4 miesiące:
-2 runda: wyścig na Bliskim Wschodzie w Arabii Saudyjskiej
-3 runda: podróż do Australii -13 tysięcy kilometrów
-4 runda jedziemy do Baku 13 tysięcy z powrotem
-5 runda Miami w USA - 11 tysięcy kilometrów
-6 runda Włochy, Imola - wracamy ponad 8 tysięcy kilometrów (i zostajemy na szczęście w Europie)
-9 runda Kanada - z Hiszpanii mamy prawie 6 tysięcy kilometrów
-10 runda wracamy znowu do Europy do Austrii - znowu 6,5 tysiąca km
Na koniec sezonu jest znowu powtórka - z Europy karawana leci do Singapuru i Japonii, potem Bliski Wschód, USA, Meksyk, Brazylia, znowu USA i znowu Bliski Wschód...
To jakiś naprawdę debil planował. Rozumiem, że jest dużo "konflików interesów", jest też kwestia pogody itd. - dużo zmiennych, każdy organizator "ciągnie w swoją stronę" i trzeba to jakoś pogodzić.
Ale jak chcą byc ekologiczni nie poprzez "udawanie" i pozorowanie jak z tymi kocami, ale realnie ograniczając choćby te bezsensowne podróże - to na pewno da się wypracować jakiś kompromis?
Np. tak pogrupować kalendarz:
-marzec-kwiecień: F1 na Bliskim Wschodzie: Bahrajn, Arabia S., Katar, Abu Zabi i Azerbejdżan
-maj-sierpień - Europa
-wrzesień: Azja (Japonia, Singapur) i Australia
-październik i listopad: Ameryki: Kanada, potem USA, Meksyk i finał w Brazylii (swoją drogą świetny tor na finał mistrzostw).
Mało wożenia sprzętu, dużo większa ekologia - sprzęt można np. przewozić elektrycznymi ciężarówkami, bo czemu by nie? Zespoły chyba też by odetchnęły, jakby nie musieli jak porąbani latać co tydzień 10 tysięcy km.
3. Falarek
Tęczowo ekologiczny faszyzm
4. marcinek99
Co za głupota
5. Gumek73
Zakazać samych wyścigów w realnym świecie, bo też nie są ekologiczne.
Skomentuj artykuł
Jeśli nie masz jeszcze konta, dołącz do społeczności Formula 1 - Dziel Pasję!
Zarejestruj się już teraz