Carlos Sainz wraz z ekipą Williamsa nie mogą pogodzić się z werdyktem sędziowskim w Zandvoort i na torze Monza kolizja hiszpańskiego zawodnika z Liamem Lawsonem dalej wzbudza sporo emocji.
Zespół Williamsa w czwartek oficjalnie potwierdził iż złożył do FIA wniosek o ponowne rozpatrzenie incydentu z GP Holandii, który poskutkował nałożeniem na jego kierowcę 10-sekundowej kary za kolizję z Lawsonem.
Hiszpan werdykt sędziowski określił mianem "farsy" jeszcze będąc w kokpicie swojego bolidu, a gdy emocje opadły po wyścigu dalej podtrzymywał swoją wersję twierdząc, że sędziowie nie wykonują swoich obowiązków na poziomie Formuły 1.
Zmieniane wielokrotnie wytyczne do standardów ścigania w F1 są jasne i zgodnie z nimi Lawson wcale nie musiał zostawiać rywalowi miejsca po zewnętrznej części toru. Sainz przypuścił atak na kierowcę Racing Bulls w pierwszym zakręcie po restarcie wyścigu, a jego przednia oś nie znalazła się w szczycie zakrętu obok kokpitu Nowozelandczyka. Ten skrzętnie wykorzystał zapis regulaminu i nie zostawił miejsca rywalowi na wyścigu z zakrętu. Doszło do kolizji, która obu zawodnikom zrujnowała resztę wyścigu.
Lawson dobrze wiedział co robił, gdyż wcześniej w sezonie na podobnym manewrze w Miami, wykonywanym wtedy na Fernando Alonso, również otrzymał karę i był niepocieszony z werdyktu sędziowskiego.
Sytuacje takie jak ta z Zandvoort powracają jak bumerang i stanowią niezłą pożywkę do roztrząsania ich na czynniki pierwsze.
Zespół Williamsa będzie próbował skorzystać z prawa do ponownego rozpatrzenia incydentu mimo iż jego kary nie da się odwrócić, gdyż ta została odbyta podczas pit stopu.
Sainz, który po GP Holandii odwiedził sędziów i w ich pokoju spędził 15 minut, po spotkaniu jest jeszcze bardziej przekonany, że podjęli oni złą decyzję.
"Gdy tylko zebrali wszystkie dowody i przyjrzeli się miejscom, na które powinni byli spojrzeć, aby podjąć właściwą decyzję, stało się dla mnie bardzo jasne, że chyba zrozumieli, iż prawdopodobnie podjęta decyzja nie była najlepsza" tłumaczył w czwartek na torze Monza Sainz.
"Teraz staramy się sprawdzić, czy możemy zebrać wystarczająco dużo dowodów i argumentów, aby ustalić, czy da się zmienić wynik kary, ponieważ wciąż mocno wierzę, że była to bardzo niesprawiedliwa kara i zła ocena sytuacji."
"Jeśli doszło do nieporozumienia, braku dowodów albo niewystarczającej analizy, to wciąż jest czas, aby ponownie to przeanalizować, otworzyć sprawę na nowo i zmienić decyzję."
Hiszpański zawodnik sugeruje, że decyzja zapadła w pośpiechu i bez dokładnego przeanalizowania wszystkich okoliczności incydentu.
"Uważam, że sędziowie mają niesamowicie trudną pracę i czasami też ograniczony czas" tłumaczył. "Myślę, że to, co wydarzyło się w moim indywidualnym przypadku w Zandvoort, było konsekwencją próby podjęcia decyzji w pośpiechu, bez wystarczająco dokładnej analizy tego, co się wydarzyło."
"Kiedy spojrzy się na to szczegółowo - jeśli po prostu zastosuje się zapis z regulaminu - można w pewnym sensie zrozumieć, dlaczego chcieliby mnie ukarać."
"Ale w momencie, gdy przeanalizuje się nagranie z kamery pokładowej i przyjrzy się dokładnie, co się stało, widać wyraźnie, dlaczego nigdy nie powinienem był dostać tej kary."
Kwestia dowodów będzie kluczowa, gdyż aby sędziowie w ogóle rozpoczęli proces ponownego rozpatrywania incydentu, trzeba najpierw udowodnić, że posiada się "nowe i znaczące" dowody dotyczące sprawy. Na tej podstawie sędziowie często już na wstępie odrzucają formalne wnioski ekip o ponowne rozpatrzenie incydentów.
Druga strona, czyli Liam Lawson, nie widzi jednak powodów do aż takiego roztrząsania sprawy i nie rozumie czemu Sainz aż tak się denerwuje.
Kierowca Racing Bulls specjalnie nie przejął się krytyką ze strony rywala, który po GP Holandii podważał jego rzemiosło wyścigowe i sugerował, że "zawsze stara się dążyć do kontaktu", zamiast zostawiać miejsce.
Lawson przyznał też, że mimo upływu czterech dni od incydentu Sainz do tej pory nie przyszedł porozmawiać z nim o tym co się wydarzyło, a swoje żale woli wylewać przed obliczem mediów.
"To on podejmował próbę wyprzedzania, ja wypchnąłem go na zewnątrz, a on nie ustawił [przedniej] osi tam, gdzie powinien i jakoś to ja zostaję uznany za agresywnego" mówił Lawson na Monzy.
"Więc tak naprawdę tego nie rozumiem. Ale to zrujnowało mój wyścig. Byliśmy w sytuacji, w której potencjalnie mogliśmy mieć dwa bolidy w pierwszej piątce."
"Ale ja nie skarżyłem się przez radio i nie poszedłem z tym do mediów. Taka była jego postawa po tamtym wyścigu."
"Szczerze mówiąc, nie wiem, dlaczego był tak zdenerwowany. Gdybym to ja go wyprzedzał, zrozumiałbym, że jest bardziej sfrustrowany, ale to on próbował wyprzedzać i dostał za to karę."
"Myślałem, że skoro był tak wściekły, to pewnie będzie chciał o tym porozmawiać, ale nie przyszedł do mnie, żeby o tym pogadać."
Kierowca Racing Bulls przypomniał także wydarzenia z GP Miami, podczas których to on znalazł się w sytuacji podobnej, do tej w której znalazł się w Holandii Hiszpan i też wtedy nie był zadowolony z decyzji sędziowskiej.
"Myślę, że prawdopodobnie tak było na początku roku, kiedy miałem kilka incydentów" powiedział Lawson, zapytany, czy wytyczne dotyczące ścigania mogły go mylić.
"Jednym, który szczególnie zapadł mi w pamięć, był ten w Miami z Fernando, gdzie próbowałem pojechać po zewnętrznej i czułem, że nie zostawiono mi miejsca. Wtedy pamiętam, że miałem poczucie, iż może nie powinienem dostać kary. Ale kiedy czytasz wytyczne i rozumiesz je, to tak właśnie zostały zapisane w tym roku."
"Więc myślę, że dla nas ważne jest, aby je rozumieć tak, jak są zapisane i od tego momentu wiele się nauczyłem. Wiem, że jeśli wyprzedzam, muszę ustawić oś w odpowiednim miejscu i to samo dotyczy sytuacji, gdy ktoś wyprzedza mnie."
"Jeśli wytyczne mówią, że nie muszę zostawiać miejsca, to dlaczego miałbym je zostawić i pozwolić się wyprzedzić? To nie ma sensu."
Jeśli nie masz jeszcze konta, dołącz do społeczności Formula 1 - Dziel Pasję!
zarejestruj się