Fernando Alonso przyznaje, że skompletowanie potrójnej korony sportów motorowych w tym roku będzie bardzo trudne.

Hiszpan w najbliższy weekend podejmie już trzecią próbę wygrania najsłynniejszego owalnego wyścigu na świecie. Po raz pierwszy dwukrotny mistrz świata F1 pojawił się na starcie Indy 500 w 2017 roku, ale został zmuszony do wycofania się z rywalizacji pod koniec wyścigu po tym jak w jego aucie usterce uległa jednostka napędowa? Hondy.

W zeszłym roku Hiszpan nie zdołał nawet zakwalifikować się do wyścigu po tym jak McLaren próbował własnymi siłami stworzyć zespół IndyCar. W tym roku Alonso również startuje pod szyldem McLarena, który po wpadce z 2019 roku połączył siły z istniejącą ekipą Arrow Schmidt Peterson Motorsport.

Alonso, który w przyszłym roku powróci do ścigania w F1 z zespołem Renault ma za sobą już treningi i kwalifikacje w Indianapolis, które zakończył na odległej 26. pozycji. W przypadku wyścigu na Indy 500 start z tak odległej pozycji nie musi od razu spisywać kierowcy na przegraną, ale Alonso przyznaje, że będzie ciężko.

"Przyjechałem tutaj, aby spróbować wygrać- przyjechałem, aby wygrać, a to stanowi duże wyzwanie" mówił Alonso. "Mogłem pojechać do Barcelony z Renault, ale przyjechałem tutaj, tak samo jak pojechałem na Dakar."

"Wiem jak ciężko jest tutaj być konkurencyjnym. Widzieliśmy to w kwalifikacjach, ale to nie zmienia mojej perspektywy na wyścig."

Alonso przyznał, że słabszy występ w czasówce był pokłosiem wypadku w treningu do jakiego doszło tydzień wcześniej.

"W moim przypadku to zrozumiałe po wypadku, który zmusił nas do odbudowania części bolidu i uważniejszej pracy."

"Mam wiele do zrobienia w tym wyścigu, zdaję sobie z tego sprawę, ale zamierzamy spróbować, gdyż szczęście zawsze może się do nas uśmiechnąć."