Hamilton: Alonso przecenił swoją pozycję na rynku kierowców w 2014 roku
Lewis Hamilton zdecydował się na podsumowanie decyzji podejmowanych przez Fernando Alonso w trakcie jego kariery w Formule 1. Brytyjczyk nie żałuje, że nie miał okazji stoczyć walki o tytuł z Hiszpanem, gdyż uważa, że to błędna ocena sytuacji na rynku kierowców postawiła Alonso w miejscu, w którym się obecnie znajduje."Gdy jesteśmy razem na konferencji prasowej, słyszę pytania do dwóch mistrzów świata, ale w mojej głowie pojawiają się myśli, że mógł mieć więcej tytułów. Ostatecznie to nie tak, że nie miał możliwości. Był czołowym kierowcą i mógł jeździć prawie wszędzie tam, gdzie chciał. Decyzje są bardzo kluczowe, jednak są podejmowane samodzielnie. Wszystko determinuje to, gdy błędnie myślisz, że kontrolujesz rynek kierowców" komentował Brytyjczyk.
Hamilton zauważa także, że Alonso nie wziął pod uwagę ani jego, ani Sebastiana Vettela, którzy "zablokowali" miejsca w czołowych zespołach, uniemożliwiając Hiszpanowi dołączenie do któregoś z nich.
"Był przekonany, że to on kontrolował sytuację w 2014 roku. W moim przekonaniu byliśmy to też ja i Sebastian. Gdy tylko zrezygnował z posady w Ferrari, zajął ją Vettel i nie było już możliwości powrotu. Nie było też miejsca w moim teamie" wyjaśniał Hamilton.
Pięciokrotny mistrz świata wspominał także rywalizację z Hiszpanem w 2007 roku. Zdaniem Brytyjczyka, ludzie nie zdawali sobie sprawy z ogromnej presji, która spadła na niego po podpisaniu kontraktu z McLarenem. Hamilton przyznał, że bardzo ceni sobie doświadczenie, którego wtedy nabył, jednak chciałby cofnąć się do swojego pierwszego sezonu i wiedzieć tyle, co teraz.
"W przeciwieństwie do innych przyszedłem do czołowego zespołu, jednak z niektórych względów łatwiej jest być w mniej konkurencyjnych teamach, w których nie wywiera się na ciebie tak ogromnej presji. To był jeden z najtrudniejszych sezonów w mojej karierze w kwestii zrównoważenia wszystkiego".
komentarze
1. zawist
Wiecznie marudzący Alonso jest sobie jasne że tak - sam sobie winien. Oczerniał Scuderię gdy w niej jeździł i poszedł za większą kasą. Szkoda bo jest talentem niewątpliwym ale bez przesady.Dużo kierowców chociażby Schumacher jeździł w Ferrari ładnych kilka sezonów cierpliwie aż w końcu zdobył pięć tytułów z rzędu a tutaj facet sam nie wiedział czego chce imając się wszystkiego.
2. sliwa007
Książkę by można na ten temat napisać a z drugiej strony to tylko jedna nietrafiona decyzja. Z różnych powodów wypalił się w Ferrari i zmienił otoczenie. Warto pamiętać, że w tamtych czasach McLaren potrafił budować bolidy a Honda swoją marką również potrafiła skusić.
Kierowcy cały czas podejmują decyzje, jedne są lepsze inne gorsze.
Warto dodać, że Alonso przez cały okres pobytu w Ferrari popełnił mniej błędów niż Vettel przez pół sezonu.
3. Jen
Alonso często powtarzał, że to on decyduje dla jakiego teamu będzie jeździł. W pewnym momencie się przeliczył.
4. Raptor202
@2 Ty tam uwaźaj z mówieniem o Vettelu, bo zaraz przyjdzie dzban1977 i zacznie szczekać, że fanatycy Kubicy znowu najeżdżają na Vettela w każdym wątku :)
5. FanHamilton
Alonso Ferrari był spoko !!
6. kiwiknick
@4 Najważniejsze że, "Signore Simulatore" nie popełniał błędów :))
7. elin
@ 2. sliwa007
To raczej była już druga nietrafiona decyzja Alonso. Pierwsza, to 2008 i powrót do Renault. Podobno miał wtedy propozycję od Red Bulla, ale zamiast zaryzykować, wybrał ( wydawało się ) bezpieczniejszą opcję u Flavio Briatore.
Trzeba przyznać, Fernando miał wyjątkowego pecha do wybierania niewłaściwych zespołów w niewłaściwym czasie.
8. XandiOfficial
Po fakcie łatwo się mówi:
Hamilton zaryzykował mimo iż McLaren gdy odchodził był najmocniejszy ale Merc go przekonał, że jeszcze jeden rok i będą na szczycie. Wiadomo nie legalne testy 2012 itp ale co osiągnęli to ich. Jeśli ktoś nad zmianami na 2014 pracują już w 2011 roku to musiało się udać. Renault wspierało RedBulla do końca w walce w 2013 i silnik też im nie wyszedł, tak samo Ferrari za późno ale chcieli walczyć w tym przegranym sezonie. Przeszedł do Merca i miał bolid i ekipę, która stoła za nim murem nawet jak rozwalał Rosberga. Gdy Alonso dzwonił po odejściu Rosberga to Lewis raczej był przeciw i nie chciał Alonso. Hamilton wymówka, że 2007 rok a Mercedes, że chce mieć spokój i pomocnika dla Lewisa. Vettel spełnił swoje marzenie dołączając do czerwonych gdy kontrakt z RedBullem wygasł a Alonso zaryzykował bo z silnikami Merca nie mieli szans. Gdyby bolid był dobry nie przedłużyliby kontraktu albo dawaliby im skręcone silniki. To jest F1 i fabryczne ekipy z silnikami własnymi rządzą tym sportem. McLaren + Honda to było najlepsze rozwiązanie dla Alonso ale nie wyszło i tyle. Pech człowieka, szkoda.
9. devious
@7 Elin
Pech, a może karma? :) Alonso miał też genialnego nosa - w 2006 odszedł z mistrzowskiego Renault i dołączył do będącego w lekkim dołku McLarena. Podpisał kontrakt na 3 lata. W 2007 i 2008 McLaren był lata świetlne przed Renault... Alonso na koniec sezonu 2008 powinien był być czterokrotnym :)
No ale właśnie wszystko się posypało przez pana Hamiltona. I gorącą hiszpańską głowę nadal młodego wówczas (26 lat) Alonso. Tak czy siak najbardziej zawalił Ron, który naobiecywał cudów Alonso, a potem zakochał się w Lewisie - i całą atmosferę w McLarenie szlag trafił. Wystarczyło ustalić jakąś hierarchię albo przynajmniej postawić kierowców do pionu jak już zaczynali tuptać nóżkami (i nie, nie tylko Alonso tuptał jak to lubią nakreślać zakochane w Hamiltonie brytyjskie media) - no ale Ron nie ogarnął tematu. Ironią losu jest to, że ostatecznie McLaren postawił na złego konia - Lewis zdobył dla nich tylko jeden tytuł, a mogli w tym czasie mieć ich nawet 8 (podwójne wygrane w 2007, 2008, 2010 i 2012). Lewis zawalił sezony 2007, 2010 i 2012, gdzie McLaren miał maszynę zdolną wygrać mistrzostwa. Zresztą w latach 2010-12 Ham punktował gorzej od Buttona i dopiero w Mercu dojrzał (choć trudno nie wyglądać dobrze mając tak dominującą maszynę... dla mnie dopiero sezony 2017 i 18 to świetne sezony Hamiltona gdzie naprawdę można powiedzieć, że jeździ na miarę 5-krotnego MŚ).
A Alonso? Fikał, fikał i się dofikał. Wygląda to trochę jakby klątwę rzucił sam na siebie w sezonie 2007, zawalił też trochę tytuł w 2010 (kilka błędów było choć i tak mistrz Vettel miał ich więcej a bolid Ferrari często niedomagał i w skali sezonu był tylko 3 siłą w stawce), w 2012 z kolei mistrzowski pokaz jazdy i pech z kolizjami w 2 wyścigach - poza tym praktycznie perfekcyjny sezon. Wg. mnie najlepszy "performance" kierowcy w całym sezonie jaki widziałem na żywo a oglądam od czasów Senny i Prosta. Nie wiem czy ktoś wcześniej zbliżył się do takiej perfekcji... Potem to już jazda w tyle stawki przez co ciężko ocenić kierowcę w porównaniu do czołówki, choć wydaje się ,że Alonso obecnie jest w topowej formie, w każdym wyscigu wyciska 100% z bolidu i trudno mu cokolwiek zarzucić. W innych okolicznościach mógłby już pobić wszystkie rekordy Schumachera a tak ma "marne" 2 tytuły... Choć Mika Hakkinen i Jim Clark też mają ledwie po 2, Mansell ma jeden i czy to źle o nich świadczy? Kubica i G. Villeneuve mają po 0 tytułów a nie uważam by byli gorszymi kierowcami niż Vettel. No ale to są właśnie te niuanse. Alonso mógł iść do Red Bulla, miał ponoc nawet kilka okazji - i byc może dzisiaj Vettel byłby nadal bez tytułu a Alonso miałby ich 6-7. Kto wie?
Równie dobrze Kubica mógł nie wystartować w rajdzie (a ponoć sam się wahał czy jechać) i byłby dziś legendą Ferrari i F1. Jedna decyzja zmieniła wszystko. Takie już jest te nasze parszywe życie - wykonujesz miliony kroków, ale ten jeden zły na ulicy czy w górach może zakończyć Twój żywot w kilka sekund...
Senna przecież - tak jak Kubica przed rajdem - miał przed Imolą 94 złe przeczucia i nie chciał jechać. Mógł zrezygnować ze startu. Być może byłby dzisiaj 5 czy 6-krotnym MŚ i być może nadal by żył... W tym kontekście wybory Alonso nie były najgorsze - nadal jest zdrowy, nadal się ściga, ba - nadal może jeździć w F1 jak tylko zechce i znajdzie pasujące mu miejsce... Mansell i Prost wracali do F1 i zdobywali ostatni tytuł w wieku 39 lat, Schumacher miał nawet 40 jak wracał (z gorszym skutkiem, ale aż na 3 sezony), Alonso ma na razie 37 więc jeszcze tez może wróci :)
Wszak plotki twierdzą, że Ferrari może zwolnic Vettela po 2019 jak dalej będzie tak rozczarowywał. Leclerc moze nie być gotowy na zostanie liderem zespołu. Alonso może mieć ciekawe opcje na 2020 (Ferrari, McLaren, Renault, może nawet RBR choć to mało realne ze względu na Hondę i upór Alonso by z Japończykami już nie współpracować) - może tak jak Mansellowi i Prostowi jeszcze uda mu się ustrzelić "złoty comeback".
10. devious
Btw.
Wkurzające jest to co mówi Hamilton:
" Gdy tylko zrezygnował z posady w Ferrari, zajął ją Vettel i nie było już możliwości powrotu. Nie było też miejsca w moim teamie"
Kiedyś tego nie było - czołowe ekipy brał często po 2 MŚ i nie było problemu. Tzn. czasem był ale i tak brali po 2 topowych :) I Williams i McLaren i Ferrari czyli w latach 80-tych "święta trójca" F1. Co prawda już wówczas kierowcy "vetowali" obsadę drugiego kokpitu - Senna zawetował Warwicka w Lotusie, by potem wypominać Prostowi zawetowanie go w Williamsie na 93 rok (oj to byłby skład Prost-Senna powtórka z walki i to w dominującym Williamsie) - na konferencji prasowej nazwał Prosta niewybrednie, rzucił szklanka a Mansell czule pogłaskał go po plecach wskazując, ze rozumie :) Wtedy kibice byli wściekli na Prosta, obecnie nikt nie wypomina Hamiltonowi czy Vettelowi wpływu na obsdadę 2 fotela - znak czasów... Tak jak i Schumacherowi nikt nie wypominał. Ludzie się pogodzili, że w F1 lepiej jak jest taki podział na lidera i "woziwodę" - tylko problem jest taki, że jest to... nudne. Zwłaszcza przy obecnej F1 gdzie w Meksyku czołowa szóstka po 2/3 dystansu była ponad 3 minuty przez resztą stawki... F1 i F1,5 :)
Ja twierdzę,że jednak trochę pieprzu by się przydało. Zreszą i obecnie w Ferrari dwóch MŚ, jeden zblazowany i niezbyt waleczny, drugi jakiś taki niewyraźny i bez formy ostatnio, ale obaj to jednak MŚ. Nie dostaje się tego w prezencie :) W McLarenie byli Lewis i Jenson oraz Fernando i Jenson i jakoś kwasu nie było. Więc widać się da - raz lepiej, raz gorzej. Z góry zakładanie, że będzie źle jest trochę slabe. Alonso przecież to też nie ten sam dzieciak z gorącą głową co w 2007 roku, trochę dojrzał, jest zrelaksowany i bardziej zdystansowany. Na pewno byłby iskry i mała "wojenka" ale przy tym jakie emocje, jaki młyn na wodę dla F1 - oglądalność by wystrzeliła w powietrze. Teraz mamy bezpłciowych Bottasa i Raikkonena w czołowych zespołach i kibice czują się zblazowani - zero rywalizacji wewnątrz zespołów, kierowców nie da się porównać bo zawsze można powiedzieć "Lewis ma lepszy samochód niż X bądź Y" i koniec dyskusji. Myślę, że Merc lub Ferrari by się nie zawaliły mając w składzie Alonso choć na 1 sezon. A każdy, dosłownie każdy by chciał to zobaczyć. Zwłaszcza Liberty Media ;)
Dziwię się trochę Mercedesowi bo obecnie ludzi spoza ścisłego kręgu fanów F1 mało interesuje to, że Merc znowu wygrywa. Ludzie - z którymi kiedyś oglądałem F1, mieli plakaty Schumachera nad łóżkiem itd. - pytają mnie teraz kto prowadzi w MŚ w tej nudnej F1. Domyślają się, ze pewnie Merc z Hamiltonem ale jest to na tyle nudne, że przestało ich interesować. Jednocześnie ci sami ludzie - którzy już nie oglądają ani nawet nie śledza wyników F1 - podpalają się na myśl o filmie Senna i mogą dyskutować o walce Prosta z Ayrtonem. Symptomatyczne, prawda?
Mercedes mógłby zyskać nową rzeszę fanów dla siebie i dla całej F1 od nowa nakręcając podobną walkę - Lewis kontra Alonso. Wow przecież każdy by chciał to obejrzeć. Może byłoby przy okazji trochę "brudnej gry" może nawet jakaś kolizja (choć Lewis i ALonso jeżdżą czysto i są mega doświadczeni, na pewno też żaden z nich nie jest "dirty racerem" jak np. Senna czy Schumacher więc nie byloby raczej ciosów poniżej pasa, taranowania i wypychania z toru) ale też na pewno emocje i medialne szaleństwo od marca do listopada.
No ale widocznie w Mercedesie - jak to w typowej korpo - liczą się wyłącznie cyferki i statystyki. Zarząd może potem pokiwać głową, że wygrali kolejny tytuł ze skutecznością 73%, generując X zysku i Y pozytywnego zainteresowania medialnego. Tu nie ma miejsca na show, na ryzyko, teraz F1 to czysta kalkulacja biznesowa. Alonso i Ham to mogłoby być ryzyko medialnej wpadki np. krytyki zespołu przez Alo lub Ham (obu się zdarza krytykować otwarcie zespoł, jednemu nawet przyszyto taką łatkę, drugiemu jak zawsze uchodzi to na sucho) no a tego korpo nie znosi. Więc szans na taki układ nie ma.
Z kolei w Ferrari taka opcja odpada bo oni ciągle żyją przeszłością i "modelem wg. Schumachera" czyli silny lider i "woziwoda". Wyłom był w 2014 jak zatrudnili Kimiego w zdawało się wówczas wysokiej formie (ale to raczej Lotus był w wysokiej formie, Kimi był w standardowej) - pamiętam te emocje fanów, od razu to odżyło bo oto 2 legendarnych mistrzów miało sie zmierzyć w jednym zespole. Niektórzy nawet stawiali na Kimiego :) :) :) Ostatecznie walki nie było, Kimi poddał się przez KO albo raczej został zjedzony żywcem przez kanibala. Bolid był do kitu co tylko podkreśliło różnice klasy miedzy kierowcami (w dobrym bolidzie każdy wygląda dobrze, różnice widać wlaśnie jak jest trudniej - czy to przez narowisty i niestabilny bolid, czy deszcz, słaby silnik czy inne podobne czynniki). Ale jednak emocje były ;)
Szkoda, że Fernando podejmował takie a nie inne decyzje, szkoda też, że Honda i McLaren tak zawaliły sprawę (a mieli przecież prześwietny skład Alonso-Button - teraz mają Sainza i Norrisa, jaki kolosalny upadek!), szkoda też upolitycznienia F1, przez co nie ma w niej już miejsca dla Alonso... Szkoda, bo w końcu oglądamy ten sport dla emocji, a właśnie najlepsi goście z największą charyzmą jak Alonso, Ham, Max czy Vettel "robią" te emocje a nie jakiś nijaki Bottas czy inny Gasly... W 3 czołowych teamach powinno jeździć 6 czołowych kierowców tj. Ham, Alo, Max, Ric, Vettel i ew. Rosberg/Button (niestety się zmeczyli obecną F1 a przecież obaj potrafili pokonać Hamiltona w równej walce...). A w takim Williamsie powinien być Kubica a nie jakiś Sirotkin. Wtedy byłoby pięknie i może kibice tak nie odpływaliby z F1.
11. sliwa007
7. elin
Odejście z McLarena to dla mnie taka sama konieczność jak odejście Ricciardo z Red Bulla.
Nie poszedł do Red Bulla bo ten zespół na papierze w zasadzie nie miał przyszłości. Renault mimo wszystko to był zespół fabryczny, w którym pachniały jeszcze świeżutkie tytuły.
Oczywiście z perspektywy czasu łatwo dostrzec nietrafione decyzje, ale w swoim czasie miały one dobre argumenty za sobą.
Trudnością jest obecna polityka zespołów. Nie trudno zauważyć, że trzy miejsca w stawce, które mogą dać sukces są zablokowane na kilka najbliższych lat. Tych miejsc mogłoby być 6, ale zespoły tego nie chcą i dość starannie dobierają partnerów dla naszych "gladiatorów".
Układ się zablokował i trudno będzie się tam wkręcić.
12. MicCal
@10
"W innych okolicznościach mógłby już pobić wszystkie rekordy Schumachera a tak ma "marne" 2 tytuły"
Tak można mówić o wielu multi-mistrzach. Alonso nie wyszedł aż tak źle, bo "w innych okolicznościach" mógłby nie mieć żadnego tytułu. Schumacher np. "w innych okolicznościach" mógłby mieć właściwie każdą liczbę tytułów pomiędzy 3 a 11. Nie ma więc co gdybać, co się stało to się nie odstanie.
Co do samego Alonso, to też nie jest do końca tylko kwestia wyborów, których dokonywał. Wielu już podkreślało jego paskudny charakter, który prędzej czy później prowadził do konfliktów w niemal każdym zespole, w którym jeździł. To nie jest gość pokroju Schumachera, który potrafiłby zmotywować zespół i ludzi, pracujących na jego sukces. Alonso nie ma determinacji ani charyzmy Niemca, a przez swoją arogancję i egocentryzm prędzej czy później skłócił się ze wszystkimi. W 2006 oskarżał zespół o umyślne sabotowanie jego wyników, rok później wszyscy wiemy, jak się skończyło. Po rozstaniu z Ferrari obie strony odetchnęły z ulgą, a teraz Honda nie chce go nawet w Indy...
"zawalił też trochę tytuł w 2010 (kilka błędów było choć i tak mistrz Vettel miał ich więcej a bolid Ferrari często niedomagał i w skali sezonu był tylko 3 siłą w stawce)"
Niezależnie od ilości popełnionych błędów, to Alonso miał 25 pkt przewagi na dwa wyścigi przed końcem. Zwycięzców się nie sądzi, a Ferrari miało wszelkie narzędzia, żeby prowadzenie utrzymać. Tymczasem Vettel udźwignął presję i zrobił swoje, a Hiszpan i Ferrari zupełnie się pogubili. A wygrażanie pięściami w stronę Pietrowa było jednak bardzo słabe i niegodne mistrza.
13. elin
@ 9. devious
" No ale właśnie wszystko się posypało przez pana Hamiltona. I gorącą hiszpańską głowę nadal młodego wówczas (26 lat) Alonso. Tak czy siak najbardziej zawalił Ron, który naobiecywał cudów Alonso, a potem zakochał się w Lewisie - i całą atmosferę w McLarenie szlag trafił "
Tylko tak szczerze - kto na miejscu Rona postąpił by inaczej ? ;-)
Z jednej strony dwukrotny mistrz świata, sprowadzony do zespołu za grube pieniądze, ale z drugiej ... wychowanek McLarena, debiutant, który już w pierwszym sezonie udowadnia, że ma talent aby walczyć z Alonso jak równy z równym ... i ( jak się wydawało ) wygrać tytuł.
Dennis nigdy by nie postawił na Hamiltona, gdyby były jakiekolwiek wątpliwości co Jego możliwości. Zaczął Go wspierać dopiero gdy pokazał, że może pokonać Hiszpana. A perspektywa debiutanta mistrza, zdecydowanie była kusząca. To coś czego w F1 jeszcze nie było, więc naprawdę podejście Rona dziwi ? ;-). Tym bardziej przy zachowaniu Alonso, który na wszystkie sposoby próbował nie tyle pokonać Lewisa ( co byłoby zrozumiałe ), co dopiec Ronowi.
Dennis początkowo wykazał niezdecydowanie, którego zawodnika wspierać i pewnie dlatego sytuacja wymknęła się spod kontroli. Jednak wątpię czy można to było opanować lub przeprowadzić inaczej. Ulegając Fernando, pokazał by, że zespołem rządzi nie szef, tylko kierowca. Dodatkowo, po co program juniorski, skoro ogranicza się talent ( Hamiltona ) , który zdarza się raz na wiele lat ...
Naprawdę, ja nie widzę prostego rozwiązania sytuacji z McLarena 2007. Dopiero, po latach można powiedzieć, kto wtedy zdobył by więcej tytułów dla zespołu.
Zresztą, przy błędach jakie wtedy popełniał Hamilton ... Alonso nawet bez wsparcia, powinien zgarnąć tytuł ( gdyby tylko bardziej koncentrował się na swoich wynikach, a nie walce z Ronem i teamem ). Powinien wtedy zdobyć mistrza i dopiero " podziękować " za współpracę - niech wiedzą kogo tracą. Ot, taka słodka zemsta ;-)).
Ale niestety zwyciężył hiszpański temperament i koniec końców, tytuł powędrował w inne ręce, a cały McLaren na tym stracił. Fernado został z " łatką ", kierowcy, który niszczy własny zespół. Ron z "łatką " szefa, który nie panuje nad własnymi zawodnikami, a Hamilton przez długie lata miał " łatkę " pupilka Dennisa, który nawet przy wsparciu nie potrafi zdobyć pewnego tytułu.
" Wkurzające jest to co mówi Hamilton:
" Gdy tylko zrezygnował z posady w Ferrari, zajął ją Vettel i nie było już możliwości powrotu. Nie było też miejsca w moim teamie" "
Tutaj się całkowicie zgadzamy. Również uważam, że trochę pieprzu by się przydało ;-).
I zdecydowanie bardziej by wpłynęło na poprawę atrakcyjności F1, niż wszystkie zmiany w przepisach i pomysły Liberty Media.
Najśmieszniejsze jest dla mnie to, że Hamilton, czy inny czołowy kierowca, głośno mówi o chęci walki z równorzędnym kierowcą w zespole. Ale kiedy jest choćby cień takiej opcji, to temat szybko się ucina i najlepszym partnerem okazuje się ten, który w żadnym razie nie zagraża liderowi.
Ja przyznam, że najchętniej bym widziała w jednym zespole Hamiltona z Vettelem oraz Alonso z Verstappenem. Niestety nie ma w obecnej F1 na tyle odważnego szefa, aby postawił na takie duety ;-).
Teraz ma być grzecznie i poprawnie - lider plus pomocnik - i żadnej walki wewnątrz zespołu.
Jak napisałeś - " liczą się wyłącznie cyferki i statystyki ", niestety.
@ 11. sliwa007
" Odejście z McLarena to dla mnie taka sama konieczność jak odejście Ricciardo z Red Bulla.
Nie poszedł do Red Bulla bo ten zespół na papierze w zasadzie nie miał przyszłości. Renault mimo wszystko to był zespół fabryczny, w którym pachniały jeszcze świeżutkie tytuły "
W sumie racja i dobre porównanie do obecnej sytuacji Ricciardo z Red Bulla.
Tylko dla mnie, Daniel teraz właściwie nie miał żadnej lepszej opcji, a Alonso jednak mógł wtedy wybrać. Wrócił do Renault, ponieważ tam był " papcio " Briatore, który dla Fernando zrobiłby wszystko ( miła odmiana po Dennisie z McLarena ). Szkoda, ponieważ Red Bull mimo, że nie zespół fabryczny, to jednak miał już wtedy w swoich szeregach Adriana Neweya, co stanowiło pewnego stopnia gwarancję, że " puszki " chcą się związać z F1 na dłużej i podchodzą do tego sportu poważnie.
Chociaż racja - z perspektywy czasy, wszystko wydaje się prostsze i łatwo oceniać, które decyzje był trafione, a które błędne.
Odnośnie układu sił w obecnej stawce ...
Najpewniejsza wydaje się chyba pozycja Verstappen w Red Bullu - już Helmut Marko się postara aby Max był niezagrożony i czuł się liderem w zespole, dopóki tylko sam będzie chciał dla nich jeździć.
Podobnie jest z Hamiltonem w Mercedesie ... jednak w tym przypadku już jest małe " ale ". Jeśli Lewis zdecyduje się odejść, nic Go nie powstrzyma - a ten moment może być za rok lub 6 lat ... i tutaj jest wielka niewiadoma - kiedy zespół będzie zmuszony szukać nowego lidera.
No i Ferrari - jeśli Sebastian zdobyłby w tym sezonie tytuł byłby nie do ruszenia. Tak się jednak nie stało, więc Jego pozycja nie już tak pewna ... Wiele zależy co pokaże w przyszłym roku i jak będzie się prezentował Leclerc.
Ale teoretycznie Mercedes i Ferrari mogą w niedługim czasie szukać nowych " gladiatorów " ... i może jeszcze Alonso wróci.
14. sliwa007
13. elin
W gruncie rzeczy zgadzamy się i fajnie.
Co do składów na przyszłe lata to wydaje mi się, że dopóki te 3 czołowe ekipy będą miały taką przewagę jak mają to większych zmian nie będzie.
Verstappen jest świadom tego, że na wielki sukces jeszcze trochę musi poczekać, Hamilton raczej nie opuści zwycięskiej maszyny a Vettel? Może nie mieć lepszych opcji niż Ferrari i odwrotnie. Nawet jeśli Leclerc okaże się strzałem w dziesiątkę, to wątpię w to by po jednym sezonie konserwatywne Ferrari postawiło wszystkie karty na tak młodego i niedoświadczonego zawodnika. Vettel dalej będzie im potrzebny, chociażby przy rozwoju bolidu.
Dla mnie sezon 2019 i 2020 jest bez zmian. Może 2021? Ale tam Alonso będzie miał 40 lat na karku, kilkuletnią przerwę od F1 i dalej łatkę konfliktowego buca.
Jedyną opcją może być jakaś poważna kontuzja/choroba. Ale biorąc pod uwagę ile takich przypadków mieliśmy w ostatnich latach, to jest to raczej margines szans.
15. elin
@ 14. sliwa007
Niestety, pewnie będzie jak napisałeś . Ale dobrze choćby pomarzyć, że ktoś mógłby namieszać w układzie sił czołowych zespołów ;-).
16. FanHamilton
Alonso Hamilton 2007, było nie nieporozumienie!!!
17. dody
w 2007 nikt nie pomyslal debiutant Hamilton okaze sie lepszy od Alonso.
18. XandiOfficial
Alonso miał troszkę na początku pecha jak np. Bahrain lub Hiszpania gdzie zrobił ładny comeback po 1 zakręcie i tym klasycznym żwirze (hmmmm miód tor). Lewis sobie jeździł drugi co wyścig gdy wygrywali Alonso, Raikkonen i Massa aż ten wyścig w Kanadzie gdzie Alonso i Raikkonen kompletnie im nie wyszedł Lewis wygrał. Nabrał pewności, Alonso zaczął się denerwować. W Usa Hamilton wygrał bo nie było DRS'u i bardzo dobrze. Potem nieudana Francja Alonso (nie pamiętam czemu startował daleko z tyłu) i potem. Alonso pokonał Hamiltona w UK a potem te Węgry i kara dla Alonso i Hamilton jechał sam. Alonso potem 3 kolejne wyścigi wziął się w garść. 3 wyścigi przed Hamiltonem (1 zwycięstwo) i potem rozbił się w Japonii na deszczu (skąd my to znamy) Chiny i Brazylia Alonso na raty był 3 bez podejścia do czerwonych. Hamilton kopał się w żwirku i cwaniakował na Brazylii i to niby ten manewr popsuł mu skrzynie na ten moment a ludzie mówią, że udawał to ale nie wierze ale nie pamiętam bo byłem za młody. To taki skrót tego sezonu Alonso wobec Lewisa.
Skomentuj artykuł
Jeśli nie masz jeszcze konta, dołącz do społeczności Formula 1 - Dziel Pasję!
Zarejestruj się już teraz