Szef Mercedes nie zamierza już się angażować w "przepychanki" słowne z Red Bullem. Austriak twierdzi, że nie da się sprowokować przedstawicielom stajni z Milton Keynes.

Od początku sezonu Mercedes z Red Bullem prowadzą "bitwę medialną", która z czasem przerodziła się w prawdziwą wojnę. Gdy Christian Horner bądź Helmut Marko pokuszą się o jakieś uszczypliwości wobec niemieckiej ekipy, to wtedy natychmiastowej odpowiedzi udziela Toto Wolff. Oczywiście w drugą stronę działa to w taki sam sposób.

Apogeum tego starcia mogliśmy obserwować podczas weekendu w Azerbejdżanie. Wówczas pomiędzy tymi dwoma teamami trwał spór o elastyczne skrzydła i obie groziły protestami w tej sprawie. Skończyło się tylko pogróżkach, aczkolwiek poirytowany całą sytuacją Wolff nazwał szefa Red Bulla "prawdziwą gadułą".

Kolejne przepychanki słowne pojawiły się po GP Wielkiej Brytanii, kiedy Lewis Hamilton wyeliminował z wyścigu Maxa Verstappena. Jednakże boss Mercedesa otwarcie przyznaje, że to w Baku był naprawdę zniesmaczony tą wojną:

"Wkurzyłem się w Baku, a to nie jest coś, co zwykle mi się przytrafia. Po refleksji zdecydowałem, że chcę skupić się tylko na zespole i na sobie, a nie rozpraszać się tymi zaczepkami", mówił Wolff, cytowany przez GPFans Global.

Austriak został też zapytany o to, czy otrzymał jakąś radę od innego pracownika Mercedesa, jak radzić sobie w takich sytuacjach:

"Jest to ważne, gdyż czasami wystarczy wyjrzeć poza swój nos. W Baku nie wycofałem się z tego, ponieważ zostałem sprowokowany. Natomiast nie jestem zainteresowanym takim gadaniem."

"Wszystko, co napisano bądź powiedziano, to tylko rozprasza. Może to was denerwować, ale ja nie zamierzam się dekoncentrować."