Rodzina Bianchiego rozpoczyna proces sądowy z F1
Rodzina Julesa Bianchiego oficjalnie wszczęła postępowanie sądowe przeciwko FIA, Formule 1 oraz ekipie Marussia w związku ze śmiertelnym wypadkiem ich syna do jakiego doszło podczas GP Japonii w 2014 roku.FIA wydając swój raport dotyczący wypadku oczyściła szefów F1 ze wszelkich nieprawidłowości, ale rodzina Bianchich uważa, że popełniono wtedy szereg błędów, a samego wypadku można było uniknąć.
Po miesiącach rozważania, zdecydowali się podjąć kroki prawne przeciwko komercyjnej spółce Formuły 1, FIA oraz ekipie Marussia.
„Pragniemy sprawiedliwości dla Julesa i chcemy dowiedzieć się prawdy odnośnie decyzji, które doprowadziły do wypadku naszego syna podczas Grand Prix Japonii w 2014 roku” mówił ojciec Bianchiego, Phelippe.
„Jako rodzina, nie otrzymaliśmy odpowiedzi na tyle pytań i czujemy, że śmierci Julesa można było uniknąć, gdyby nie popełniono serii błędów.”
komentarze
1. Łuki
Z całym szacunkiem dla tragicznie zmarłego, ale ten proces to już przesada. Kierowcy oraz ich rodziny powinni zdawać sobie sprawę z ryzyka jakie podejmują będąc kierowcą w jakimkolwiek motorsporcie, tym bardziej że ten wypadek nastąpił przy żółtej fladze wiec jeśli do kogoś pretensje to raczej do syna o niezachowanie odpowiedniej ostrożności. Bo niby jak mieli zabrać samochód Sutila inaczej niż dźwigiem?
2. rbej
Rozumiem że rodzinie chodzi wyłącznie o poznanie prawdy a nie o milionowe odszkodowanie od FIA,F1 i ekipy Marussia??.
3. fanFelipeMassa3
@1 zauważyłem błąd taki że dźwig źle był ułożony. Powinien znaleść się po za torem. Ale w pełni się z tobą zgadzam. Tak samo jak w Formule 1 to tak samo jest z boksem i skokami narciarskim. Przecież wiadomo że to sporty niebezpieczne i że są zagrożenia ale z drugiej można było zapobiec tragedii. Rodzina może chcieć pieniądze pewno. Możliwe ale prawdę też chcę znać.
4. Jahar
Nie rozumiem dlaczego pozew jest skierowany przeciwko Marussi. Walka o odszkodowanie z ubezpieczenia czy jaki diabeł w tym tkwi? Oczywiście nie kupuje tłumaczęń, że wypadku można było uniknąć gdyby nie błędne decyzje. W moim rozumieniu świata nie da się podjąć zawsze tylko słusznych wyborów. Nie lubię takich skoków na kasę.
5. MarTum
Czyżby wyczuli gruby hajs ?
6. dexter
@fanFelipeMassa3
"@1 zauważyłem błąd taki że dźwig źle był ułożony"
Niestety, zle zauwazyles. Tam nie bylo dzwigu, tylko byla koparka.
"Powinien znaleść się po za torem"
O jakim torze tutaj mowimy? Mysle ze caly czas mowa jest o torze Suzuka...
Prosze, wejdz tutaj na portalu do archiwum. Przeszukaj caly watek odnosnie zdarzenia. Tam znajdziesz wiele ciekawych informacji z ktorych mozna wyciagnac na podstawie pewnych faktow wlasny wniosek.
7. orzeszkuwloski
Moim zdaniem FIA ma zawsze dwa wyjścia:
- nie regulować wszystkiego przepisami i nie brać odpowiedzialności za skutki wypadków
- regulować wszystko przepisami i brać odpowiedzialność za skutki
Zawodnicy i sędziowie muszą się podporządkować regulaminom FIA. Jeżeli sama FIA nie znalazła błędów w decyzjach sędziów czy zespołu to znaczy, że wszyscy postąpili zgodnie z procedurami/regulaminami. W takim przypadku winna powinna leżeć po stronie regulaminu. Rodzina Bianchi zapewne do końca w to nie wierzy, więc zaskarżyła wszystkie strony mające wpływ na ten wypadek. Teraz już nie FIA będzie sama siebie oceniać, ale będą to robić biegli sądowi. Wypadek był, winnych nie ma. Sąd tym różni się od sędziów sportów samochodowych, że nie dopuszcza istnienia incydentów wyścigowych. Czyli winny (lub wielu winnych) zawsze się znajdzie.
Dlaczego zatem wystąpiła przeciwko trzem stronom:
1) Ekipa Marussia mogła zamontować błędnie działające oprogramowanie w bolidzie (wskazywał na to raport FIA);
2) Strona komercyjna F1 mogła wywierać nacisk na brak czerwonej flagi, a być może była wtedy potrzebna;
3) Wina mogła leżeć po stronie regulaminowej/proceduralnej czyli FIA.
Zupełnie nie rozumiem Waszego narzekania na chęć "zgarnięcia wielomiliionowego odszkodowania". Rodzicom tragicznie zmarłego sportowca na pewno nie jest wszystko jedno czy winni się znajdą czy nie. Jeżeli FIA nic nie ustaliła to niby skąd mają się dowiedzieć co się stało? Gdyby Bianchi zginął podczas takiego wypadku jaki miał Alonso w tym roku w Australii to wszystko byłoby jasne i rodzinie pewnie byłoby łatwiej pogodzić się ze śmiercią Julesa.
8. Heytham1
Bianchi po prostu miał ogromnego pecha że akurat w tym miejscu wypadł i trafił prosto w ten dźwig. Nie było w tym nikogo winy. Nie raz już bywało że taki sprzęt wyjechał w okolice toru by ściągnąć uszkodzony bolid i nigdy nic podobnego się nie stało więc kto mógł wtedy przewidzieć że tak rutynowa czynność skończy się tragicznie. Zawsze obowiązuje w takiej sytuacji żółta flaga i kierowcy muszą się liczyć z zachowaniem szczególnej ostrożności.
9. Root
Żenada. Rodzina wyczuła możliwość wyrwania kasy i robi to nieetycznie. I pewno dobrze wie, że prawo i sprawiedliwość to zupełnie dwie różne rzeczy. Za kasę można uniknąć więzienia czy odpowiedzialności karnej (daleko nie trzeba szukać - Bernie Ecclestone), a sąd może za nic przyznać gigantyczne odszkodowanie. W USA sądy wydają idiotyczne werdykty typu wielomilionowe odszkodowanie za to, że kawa była gorąca, a na kubku nie było ostrzeżenia, że kawa jest gorąca i ktoś języczek sobie poparzył.
To niewykluczone, że liczą, iż sąd powie, że Marussia nie zbudowała niezniszczalnego bolidu (należy się odszkodowanie), FIA zgodziła się na w ogóle na wyścigi, a są przecież niebezpieczne (należy się odszkodowanie), a Formuła 1 (spółka) zorganizowała wyścig, a do tego pozwoliła kierowcom jeździć w deszczu, a to przecież niebezpieczne (należy się odszkodowanie). Powtórzę - żenada.
Bianchi był kierowcą wyścigowym dobrowolnie, zdawał sobie sprawę z ryzyk tam występujących, wiedział, że jedzie po śliskim torze i do tego (co ważne) zignorował żółte flagi.
Na dobrą sprawę to Marussia powinna wystąpić z pozwem do spadkobierców Bianchiego o odszkodowanie za zniszczony bolid...
A porównując absurd pozwu rodziny, to równie dobrze Marussia mogłaby pozwać ich za niewywiązanie się Bianchiego z kontraktu, którzy zobowiązywał go do startów do końca sezonu.
10. St Devote
Pecha to by Bianchi miał jakby najechał na tył bolidu przed nim, wyskoczył w powietrze i robiąc backflipa zginął przygnieciony własnym bolidem. Sytuacja z Japonii jest jednak inna i wiele rzeczy organizatorzy mogli zrobić, żeby ograniczyć ryzyko jakiegokolwiek wypadku. W takich sytuacjach jedni drugich kryją i śpiewają na jedną nutę jaka to nieprzewidywalna i pechowa sytuacja.
Ale niestety zaniedbania były i zważywszy na tragiczny finał dla kierowcy, jego rodzina słusznie idzie z tym do sądu pozywając pracodawcę, FIA i kogo tam jeszcze się da. Obstawiam, że co najmniej mogą liczyć na sowicie opłaconą ugodę.
11. orzeszkuwloski
Zdecydowałem się napisać jeszcze jeden post uzasadniający dlaczego pozew/pozwy rodziny Bianchi nie jest "żenadą" (@9).
Odpowiedzmy sobie zatem na kilka podstawowych pytań:
1) Czy był to incydent wyścigowy? Po pierwsze w Międzynarodowym Kodeksie Sportowym nie ma pojęcia "incydent wyścigowy". Jeżeli ZSS w ten sposób wypowiada się o sytuacji, która miała miejsce na torze to ma na myśli "żaden zawodnik nie złamał przepisów regulaminu". Oczywiście kierowca koparki zawodnikiem nie był bo nie było go na liście startowej;-) Czyli to nie był "incydent wyścigowy" w myśl regulaminu bo takie pojęcie nie istnieje, ani nawet w ramach "prawa zwyczajowego. powszechnie stosowanego" bo kierowca koparki nie uczestniczył w wyścigu.
2) Czy była to siła wyższa? Zgodnie z MKSem: "Siła Wyższa: Nieprzewidziane zewnętrzne zdarzenie, któremu nie można zapobiec." Siłą wyższą był tajfun, który wtedy był nad Suzuką. Jednak przechodził on mniej lub bardziej zgodnie z prognozą pogody, więc nie można powiedzieć, że coś się stało z powodu siły wyższej. Można było zapobiec odwołując wyścig (chodzi mi tylko o fakt możliwości - nie twierdzę, że było trzeba). Z całą pewnością wjazd koparki na teren pomiędzy trasą wyścigu, a barierami bezpieczeństwa nie był siłą wyższą tzn. nie spadła z nieba w wyniku wiatru;-)
3) Czy Bianchi "nie zachował szeczególnej ostrożności podczas żółtych flag" ($8, @1)? Wg FIA tak właśnie się stało. Należy jednak zauważyć, że nie jechał (w tym miejscu, podczas żółtych flag) szybciej od innych oraż wypadł dokładnie w tym samym miejscu co chwilę wcześniej Sutil, a warunki do jazdy w tym czasie były fatalne. Generanie można powiedzieć o tym, że mógł zrobić coś inaczej podobnie jak w punkcie poniżej.
4) Czy FIA mogła coś zrobić inaczej? Wszystko da się zrobić inaczej znająć konsekwencje swoich decyzji, to oczywiste. Trzeba jednak przyznać, że FIA w swoim dochodzeniu nie znalazła najmniejszych uchybień po swojej stronie co mogło trochę rodzinę Bianchi zdenerwować. Sam wyścig z powodu trudnych warunków zaczynał się ze startu za samochodem bezpieczeństwa, a później został wstrzymany. Oglądając to co się działo na torze można było się spodziewać kolejnej czerwonej flagi. Moim zdaniem uprzątnięcie bolidu Sutila bez wyjazdu Safety Cara było ryzykowaniem życia porządkowych. Wg mnie po prostu starano się ten wyścig "jakoś" doprowadzić do końca z założeniem, że się uda.
5) Czy kolizja z dźwigiem mogła być następstwem przyczyn technicznych? Jasne, że tak. W szczególności z powodu układu odzyskiwania energii z hamowania. Z tego co pamiętam Dexter wszystko (jak zwykle) szczegółowo opisał.
Czy zatem pozwy rodziny Bianchi są żenadą? FIA sądząc sama siebie być może przeprowadziła dochodzenie w sposób niedbały, jedynie w celu udowodnienia z góry ustalonej tezy. Sam bardziej wierzę w to, że wypadek był splotem wielu różnych okoliczności (błędem wielu osób) - na pewno znacznie większej liczby niż przed chwilą wymieniłem. Prawdopodobnie rodzina nie chce, aby ich syn został zapamiętany jako człowiek, który się zabił bo "nie dostosował prędkości do warunków drogowych". W zasadzie patrząc teraz na wpisy na forum to tak właśnie został zapamiętany. Sąd to może zweryfikować i rodzina tego po prostu chce.
Sorry za przydługi tekst, ale tu też nastąpił splot zdarzeń. Forum i tą stronę (razem z komentarzami) przeglądadam od początku jej istnienia nie posiadając konta. Niestety z powodu wysypu "troli" pokroju Waleriana oraz braku moderacji Kempy zmuszony zostałem założyć konto, aby posiadać opcję "ignoruj". Tak więc raczej nie będę więcej męczył długimi wpisami, ale komentarze w tym wątku mnie po prostu zbulwersowały.
PS. RyzyWuj wróć!!!
12. dexter
"Sytuacja z Japonii jest jednak inna i wiele rzeczy organizatorzy mogli zrobić, żeby ograniczyć ryzyko jakiegokolwiek wypadku"
Jakie rzeczy? Sytuacja w Japonii byla taka sama, jak w kazdym innym wyscigu samochodowym organizowanym przez FIA.
"Ale niestety zaniedbania były"
Jakie zaniedbania byly?
13. Cwirs
Mysle, ze kolega nr 8 juz wszystko powiedzial. Bardzo mi szkoda Julesa i jego rodziny, ale stalo sie. Nikt tu niczego nie jest winny, takie "bledy" popelniane sa w kazdym wyscigu. Zlep nieszczesliwych przypadkow
14. Mat5
Nie wiem po co rodzina Bianchiego chce pozwać Marussię. Przecież był to tak naprawdę nieszczęśliwy wypadek, którego nikt nie był w stanie przewidzieć. Tamten wyścig odbywał się w koszmarnych warunkach. W ogóle to było nieporozumienie, że ten wyścig się odbył zgodnie z terminarzem. Można gdybać co by było, gdyby coś tam, ale nic Julesowi życia nie wróci. Na szczęście w nieszczęściu ten wypadek przyczynił się do wdrożenia nowych regulacji dotyczących bezpieczeństwa. Miejmy nadzieję, że kolejne zmiany dotyczące bezpieczeństwa nie będą następstwem kolejnego wypadku.
15. dexter
Bianchi wypadl z toru, to jest jego wina, tutaj nie ma zadnych watpliwosci. Kazdy kto choc troche liznal w swoim zyciu sportu motorowego wie ze dzisiejsze tory F1 sa tak zaprojektowane, aby byly podczas wypadku w miare bezpieczne (strefa bezpieczenstwa, bariery ktore musza zdac swoj egzamin itd. itp). Dlatego tez dochodzenie bylo prowadzone wobec osob odpowiedzialnych za tor i wobec kierownictwa wyscigu - przy takim wypadku jest to normalna procedura.
Wypadek zawsze sklada sie z pewnej kombinacji nieszczesliwych okolicznosci czy czynnikow ktore doprowadzaja do katastrofy.
1. Nadmierna predkosc kierowcy wyscigowego
2. obiekty w strefie bezpieczenstwa (ladowarka)
3.Warunki na torze wyscigowym (woda)
4. Zolta flaga/SC
1. mozna przypisac Bianchi, 2. musiala byc, poniewaz rozbite bolidy musza zostac usuniete, a ladowarka byla standardem. 3. mozna postawic pytanie czy tor podczas takich warunkow zgodnie z regulaminem moze zostac dopuszczony do uzytku? Gdyby nie mogl zostac dopuszczony do uzytku - czerwona flaga.
Z kierowcow wyscigowych podczas zoltej podowojnej flagi wypadl tylko Bianchi z toru (przeoczyc podwojnej zoltej flagi nie mozna poniewaz: a) kierowca przez radio informowany jest w ktorym sektorze jest zolta flaga, b) na displayu kierownicy miga zolty kolor, c) widzi marszalkow z boku ktorzy machaja zoltymi flagami, d) widzi lampy ostrzegajace ktore zamontowane sa na torze i migaja zoltym kolorem). Auto A. Sutila jako jedyny bolid w warunkach wyscigowych wypadlo z toru w poprzedzajacym okrazeniu. Tzn. Sutil nie wypadl z toru jak J. Bianchi podczas zoltej fazy. Dodatkowo auto Sutila znajdowalo sie w strefie wylotowej, a nie gdzies bezposrednio na obrzezach samego toru. Adrian wyszedl o wlasnych silach z cockpitu i samochod pogotowia ratunkowego nie byl potrzebny, a to oznacza ze czerwona flaga nie byla konieczna, SC bylby wystarczajacy. Ale w normalnych okolicznosciach uwzgledniajac warunki pogodowe dojechalby dwa albo trzy okrazenia pozniej.
SC zamiast zoltej flagi - to zalozenie czesto bylo powtarzane, ale jest bledne. Uwzgledniajac warunki pogodowe wyjazd SC nie byl jeszcze konieczny, ale nawet gdyby SC na skutek wypadku Sutila zostal wypuszczony na tor, to trzeba pamietac ze decyzje nie podejmuje sie w ciagu sekundy, tylko kilka sekund wszystko trwa. Trzeba ocenic sytuacje, trzeba skontaktowac sie z marszalkami, doradzic sie, ocenic warunki na torze czyli na miejscu wydarzenia itd. itp. Dodatkowo gdy stawka porusza sie jeszcze tempem wyscigowym SC musi najpierw wyjechac z alei serwisowej. I uwzgledniajac te wszystkie aspekty, patrzac na odstepy jakie wtedy panowaly to SC z bardzo wysokim prawdopodobienstwem wyjechalby na tor za samochodem J. Bianchi - i tym sposobem nie moglby zapobiec tragicznym wydarzeniom (wypadek).
Podwojna zolta flaga w sporcie motorowym oznacza: „Wysokie niebezpieczenstwo i nalezy byc w kazdej chwili przygotowanym do zatrzymania bolidu“. Z predkoscia z ktora Bianchi podrozowal po torze, przy takim tempie nigdy nie zatrzymalby auta. A kazdy kierowca ktory potrafilby w takiej sytuacji zatrzymac bolid, pokonalby zakret bez wiekszych problemow.
O nonsensie ze przed miejscem wypadku byla zielona flaga nawet nie bede wspominal. Jest tylko jedna osoba ktora odpowiedzialna jest za wypadek - niestety sam kierowca wyscigowy. Z pewnoscia jest to smutne stwierdzenie, ale tak wlasnie jest. Sciganie sie po torze jest niebezpiecznym sportem w ktorym wypadek wkalkulowany jest w ryzyko. Kierowcy wyscigowi znaja ryzyko swojego zawodu. Oczywiscie, nigdy nie jest milo gdy sie cos stanie. Na ogol dzieje sie jednak niewiele...
Dawno temu gdy dziadek J. Bianchi podczas wyscigu w Le Mans rozbil sobie glowe na latarni ulicznej, jego ojcowi nie udalo sie oskarzyl organizatorow ani kierownictwa wyscigu, a wiec przepisy FIA (2014), ogranizatorzy -kierownictwo wyscigu bylo wciaz tak mizerne, ze jego wnukowi w bardzo podobnym wypadku zostala rowniez..., rozbita glowa, posrednio, przez kierownictwo wyscigu.
Trzeba wiedziec, ze juz w starozytnym Rzymie w "Circus Maximus" byl kiedys podobny problem. Z jednej strony Gajusz Juliusz Cazar, Bernardus Angulus Lapidus a z drugiej strony zawodnik wyscigowy Maurus Juliusz Blancus ktory nie chcial zaakceptowac kciuka wskazujacego w dol. (mistrzem byl wtedy: Ben Hur).
Pomalu robi sie to wszystko bardzo niesmaczne. Jak powiedzial kiedys stary Sterling Moss? Dla kogo sciganie jest zbyt niebezpieczne, powinien udac sie na ryby. Za wypadek w Japonii nie mozna oskarzac kierownictwo wyscigu. Jedynie, do czego doprowadzi sprawa sadowa (poza tym ze kieszen ojca Bianchi bedzie grubsza) do zmian w F1. Standardy bezpieczenstwa sa juz i tak na najwyzszym poziomie.
16. dexter
Przepisy mowia wyraznie: zolty kolor - noga z gazu, poniewaz ewentualnie mozna narazic na niebezpieczenstwo marszalkow i sluzby porzadkowe Wiem, ze niektorzy kierowcy probuja podczas zoltej flagi swiadomie nadrobic. Ale to jest jak przejazd przez skrzyzowanie na swiatlach pomaranczowych. W takim przypadku nie mozna policji czy miasto oskarzyc gdy pozniej wydarzy sie wypadek albo wypadek smiertelny ze policja nie interweniowala.
Oj czlowieku, czlowieku, czlowieku... odnosze wrazenie tak jak koledzy @Jahar i @MarTum ze tutaj kreci sie wszystko wokol czegos innego, a mianowicie: o pieniadze, o naglowki w mediach i zemste. I obludne jest teraz twierdzenie ojca jesli on mowi, ze chodzi mu o bezpieczenstwo podczas wyscigow F1. Gdyby wczesniej zaczal myslec, to swojemu synowi zaproponuje curling albo biegi narciarskie. Jako ojciec ma taka mozliwosc i wladze. Podazajac jego logika myslenia, mozna teraz ojca oskarzyc za kariere syna w sporcie motorowym.
Nie wiem, co jest dla mnie bardziej niesmaczne: wypadek smiertelny J. Bianchi, czy to co teraz robi jego ojciec. RIP Mauro Bianchi, Jules Bianchi, Ayrton Senna, Roland Ratzenberger i wiele innych kierowcow wyscigowych. Co oni teraz mogliby powiedziec?
„Gdyby Dan Wheldon, Justin Wilson, Ayrton Senna albo kazdy inny kierowca, ktory w ostatnich latach odszedl od nas, mogl stanac przed nami, przed kierowcami i powiedziec jak mamy radzic sobie z ich smiercia w tak trudnych chwilach, wszyscy jednoglosnie odpowiedzieliby to samo, mianowicie: „smigajcie z waszymi tylkami do samochodow!“. Wiec zrobimy tak. To moze wydawac sie dziwne, ale trzeba byc troche szalonym aby wykonywac to, co my robimy. I nie mamy z tym problemu. Nie chcielibysmy tez nic innego.“
Tony Kanaan, kierowca wyscigowy
17. dexter
*Stirling
18. dexter
"Jeżeli FIA nic nie ustaliła to niby skąd mają się dowiedzieć co się stało?"
A koncowy raport z wypadku ktory obejmuje 400 stron, to jest papier toaletowy?
Skomentuj artykuł
Jeśli nie masz jeszcze konta, dołącz do społeczności Formula 1 - Dziel Pasję!
Zarejestruj się już teraz