Bianchi doznał przeciążenia na poziomie 254G
Źródła do jakich doszedł serwis Auto Motor und Sport podają, że szczytowe przeciążenie w przypadku wypadku Julesa Bianchiego, do którego doszło w zeszłym roku na torze Suzuka miało wartość aż 254G.Jules Bianchi w wyniku obrażeń mózgu jakich doznał w wypadku zmarł w piątek w nocy. We wtorek jego rodzina, przyjaciele i koledzy z torów wyścigowych pożegnali go w rodzinnej Nicei.
Ujawnione dane pochodzą z nowej bazy danych wypadków prowadzonej przez FIA.
Dane z systemów GPS sugerują, że Bianchi na mokrym torze stracił panowanie nad swoim autem przy prędkości 212 km/h. Dokładnie 2,61 sekundy później uderzył w, zbierający z pobocza bolid Adriana Sutila, dźwig ważący 6,8 tony, poruszając się z prędkością 125 km/h i uderzając w niego pod kątem 55 stopni.
Wstępne dane z czujników przeciążenia znajdujących się w stoperach zawodnika, mówiły o przeciążeniu na poziomie 92G, jednak istnieje duże prawdopodobieństwo, że te w kluczowym momencie wyśliznęły się z uszu. Obecne kalkulacje określają przeciążenie jakiego doznał kierowca na poziomie 254G.
„Problemem było to, że Marussia częściowo zanurkowała pod przeciwwagę i została ściśnięta od góry przez dźwig.”
„To zadziałało jak hamulec i doprowadziło do nagłego wyhamowania. W tym procesie doszło do kontaktu między kaskiem a dźwigiem. Nigdy nie mieliśmy do czynienia z taką sytuacją.”
Peter Wright, komisarz ds. bezpieczeństwa FIA, który był odpowiedzialny za badanie wypadku dodawał: „Cały czas często jest tak, że najpierw musi dojść do pewnych wypadków, aby móc się czegoś z nich nauczyć- wypadek Bianchiego jest tego dobitnym przykładem.”
„Takiego scenariusza nie potrafiliśmy sobie wcześniej wyobrazić. Dlatego tak ważne było dokładne zbadanie tego wypadku wraz z najdrobniejszymi szczegółami.”
„Nigdy nie poświęciliśmy tyle czasu i energii w analizy.”
Wright zaprzecza jednak, że proponowany tuż po wypadku zamknięty kokpit w bolidach F1 zmieniłyby stan rzeczy.
„Bolid zostałby zatrzymany przez dach i mimo iż głowa kierowcy nie uderzyłaby w dźwig, uderzyłaby w dach z takim samym efektem.”
FIA po tragicznym wypadku francuskiego kierowcy wdrożyła procedurę tzw. wirtualnego samochodu bezpieczeństwa, która w założeniu ma być stosowana zawsze wtedy, gdy na torze musi pojawić się samochód obsługi toru lub gdy na torze zachodzi nieprzewidywalna sytuacja, nie wymagająca wypuszczenia na tor prawdziwego samochodu bezpieczeństwa.
komentarze
1. RyżyWuj
Przeciążenie to mi bardziej pasuje do sytuacji z analizą rozkładu siły odśrodkowej, grawitacji itd. a nie praktycznie centralnym uderzeniem i wyhamowaniem do 0. Każdy kto widział wypadek Julesa mógł się od razu domyślić, że uderzenie głową w obciążniki dzwigu z taką prędkością to jest game over. Spodziewałem się śmierci na miejscu, ale widać organizm próbował jeszcze walczyć.
2. irek323
@Ryżywuj - True story... A wg mnie to on zginął podczas wypadku..do piątku żył dzieki aparaturze, po prostu go odłączyli.
3. Rimaro
@1 Słowo 'przeciążenie' pasuje tu jak najbardziej, przeciążenie wzdłużne. Na chłopski rozum:
W momencie uderzenia 'grawitacja' występowała między dźwigiem a głową Julesa na poziomie 254G, czyli 254 razy większa niż grawitacja ziemska. Względem dźwigu głowa kierowcy ważyła ok. 1150kg i z takim naciskiem tył głowy naciskał na czoło, które stykało się z kaskiem, który to stykał się z dźwigiem. Również jak Ty, dziwie się, że sama czaszka jak i tkanka mózgowa to wytrzymała a umysł Bianchiego był w stanie funkcjonować jeszcze tyle czasu. Naprawdę, koszmarny wypadek.
4. TomPo
Od kilku lat mówiłem o pomyśle wirtualnego SC, gdzie wszyscy w tym samym momencie zaczynają jechać z tą samą mocno ograniczoną prędkością, po naciśnięciu guzika przez sędziego.
5. Jacko
@4
Co też wcale idealnym rozwiązaniem nie jest, bo niektórzy na tym zyskają, inni stracą.
6. przesio
@5 Ale przynajmniej by przeżyli
7. Del_Piero
Gdyby nie ten dźwig to by nic się nie stało. Żaden SC by nic nie wskórał. Po prostu to był pech. Nie wiem jak to było z Bianchim, ale on chyba umarł tak naprawdę już na Suzuce. Aparatura po prostu go podtrzymywała. Dzisiaj mamy bardzo rozwiniętą technologię. Gdyby ten wypadek wydarzył się w czasach Senny, to Bianchi pewnie odszedłby jeszcze tego samego dnia. Senna zmarł parę godzin po wypadku a obrażenia były podobne.
8. TomPo
@5 jeśli puszczasz wyścig dalej w takim momencie że kierowcy są w tych samych miejscach gdy ich spowolniono, różnice nie byłyby aż tak duże. Ktoś będący w połowie prostej straci więcej niż ten co właśnie jest w serii wolnych zakrętów, ale wszyscy żyją. Lepsze to niż zwykły SC.
Skomentuj artykuł
Jeśli nie masz jeszcze konta, dołącz do społeczności Formula 1 - Dziel Pasję!
Zarejestruj się już teraz