Władze Formuły 1 wykorzystują swoje pięć minut i prowadzą aktywne rozmowy z potencjalnymi nowymi gospodarzami wyścigów Grand Prix. Od dłuższego czasu w spekulacjach medialnych przewija się temat wyścigu w Tajlandii, a w przyszłym tygodniu rozmowy na ten temat wejdą na kolejny poziom. Po wizycie w Melbourne Stefano Domenicali uda się bowiem do tego kraju na kolejne negocjacje.
W grę wchodzi oczywiście organizacja wyścigu na ulicach Bangkoku i na przeszkodzie dodawania nowych przystanków wcale nie przeszkadza napięty do granic możliwości harmonogram wyścigowy.
W tym roku kalendarz wyścigów składa się z 24 rund i mało kto na padoku wyobraża sobie dalszą jego ekspansję, tym bardziej, że już na przyszły roku zaplanowany jest nowy wyścig w Madrycie na powstającym właśnie torze o dźwięcznej nazwie Madring.
W środę poprzedzającą inaugurację sezonu w Melbourne ogłoszono również, że Stefano Domenicali przez przynajmniej kolejne pięć lat dalej będzie sprawował rolę CEO F1.
W agendzie na kolejną kadencję jednym z głównych celów Włocha ma być docieranie na nowe rynki.
"Zwracają na nas uwagę w wielu miejscach na świecie" mówił szef F1.
"Przy okazji, zaraz po zakończeniu wyścigu w Melbourne, udaję się do Bangkoku, żeby zobaczyć czy istnieje potencjalne zainteresowanie ze strony rządu, aby coś tam rozwinąć."
"Mamy także inne miejsca w Europie, a jak wiecie, jest zainteresowanie w Afryce i teraz także w Ameryce Południowej."
Stefano Domenicali z pewnością odnosił się tutaj do potencjalnego powrotu F1 do Republiki Południowej Afryki lub zupełnie nowej rundzie w Rwandzie, która ostatnio gościła Galę FIA. W tym drugim przypadku pojawiły się jednak ostrzeżenia dla władz F1, wskazujące na krwawy konflikt, w jaki zaangażowany jest ten kraj z Demokratyczną Republiką Kongo.
Po sukcesie Franco Colapinto, który pokazał się ze świetnej strony, debiutując w zeszłym roku z Williamsem, głośno mówi się też o powrocie F1 do Argentyny.
Tajlandia również wcześniej przewijała się w spekulacjach dotyczących ekspansji kalendarza F1, a premier tego kraju osobiście wizytował w zeszłym roku wyścig na torze Imola.
"Zgodnie z zamiarem rządu, aby w niedalekiej przyszłości sprowadzić wyścigi F1 do Tajlandii, odwiedziłem Autodromo Enzo e Dino Ferrari i przeprowadziłem rozmowę z przedstawicielami kierownictwa Formula One Group" pisał wtedy Srettha Thavisin. "To współgra z naszą polityką umieszczania Tajlandii na globalnej mapie międzynarodowych wydarzeń i aktywności."
Kalendarz wyścigów z całą pewności nie jest z gumy, ale i na nadmiar chętnych władze F1 nakreśliły kilka lat temu plan, który powoli zaczyna się materializować. Chodzi oczywiście o rotacyjne rozgrywanie wyścigów. Pierwszą taką umowę władze F1 podpisały na początku roku z Belgią, która będzie organizowała swój wyścig w latach nieparzystych.
Zak Brown z McLarena chwali taki pomysł, a zapytany o to czy F1 osiągnęła już szczyt jeżeli chodzi o ekspansję kalendarza, odpierał: "Nie sądzę i kwestia ta jest dość elektryzująca."
"Wyraźnie pewne rzeczy osiągnęły już swój szczyt - 24 wyścigi. Nie możemy rozegrać ich więcej. Chciałbym zobaczyć - i jest to coś, o czym mówiło się w przeszłości - że w celu ekspansji kalendarza może warto mieć 20 stałych wyścigów i osiem rotujących co dwa lata."
"To sposób, aby wejść na 28 rynków, ale jednocześnie utrzymać kalendarz z 24 wyścigami. Kalendarz jest bardzo wymagający dla wszystkich, ale w ten sposób można nadal rozwijać ten sport."
Jeśli nie masz jeszcze konta, dołącz do społeczności Formula 1 - Dziel Pasję!
zarejestruj się