Berger: Hamilton to jedyny kierowca, którego można porównać do Senny
Gerhard Berger przyznaje, że Lewis Hamilton jest jedynym kierowcą jakiego może porównać z poziomem prezentowanym przez swojego byłego kolegę z zespołu, Ayrtona Senny."Wszyscy pytają się mnie jak oceniam jakiegoś kierowcę w porównaniu do Ayrtona?" mówił Berger. "I przez lata zawsze mówiłem, że nie widzę nikogo kto mógłby zbliżyć się do Ayrtona. Niemniej Lewis jest pierwszym kierowcą, którego stawiam na tym samym poziomie co Ayrtona."
"Facet jest niesamowicie szybki. Popełnia odrobinę mniej błędów niż rywale, a to co robi na mnie największe wrażenie to jego podejście. Można by sądzić, że ktoś kto wygrał tyle co on może myśleć w taki sposób: to co, że dzisiaj jestem drugi, bądź rozjadę go i wygram lub odpadnę."
"On tak nie robi, on stoi i czeka. OK, ukończyłem wyścig na drugim miejscu, biorę te punkty. Wygląda to tak jakby rozgrywał grę w tak dobrym stylu, że obecnie jest nie do pokonania."
br /> "Naprawdę widziałem wiele mistrzostw, które w ostatnich latach wygrał Mercedes i w których chodził o Lewisa i silnik."
"Tak, silnik miał niesamowity. Niemniej na mokrym torze, na szybkim torze, na ulicznym torze, w kwalifikacjach, on zawsze potrafi jechać w szczytowej formie."
"Wygrał mistrzostwa pięciokrotnie, wygrywał wyścig po wyścigu. Tak, zasiada w najlepszym bolidzie, ale on też jest najlepszy- jak do tej pory najlepszy."
Berger wierzy, że Hamilton jest w stanie poprawić rekordy należące do Michaela Schumachera, a w szczególności ten dotyczący liczby tytułów mistrzowskich.
"Myślę, że jeżeli nic mu się nie stanie i będzie dalej tak jeździł przez kolejne dwa, trzy lata, to Lewis powinien liczyć się w mistrzostwach. Na pewno ma na to szanse."
"Trzeba również brać pod uwagę to co stało się Michaelowi. Z jednej strony broniłbym sukcesów Michaela, gdyż przytrafiła mu się ogromna tragedia i jest to bardzo smutne. Ale jeżeli to wszystko na chwilę odłoży się na bok i spojrzy na całość, to Lewis Hamilton jest bardzo wyjątkowym kierowcą na przestrzeni całego okresu jaki oglądałem F1."
"Jak dla mnie zawsze mieliśmy świetnych mistrzów świata takich jak Nelson [Piquet], Niki [Lauda] [Alain] Prost, jak Michael [Schumacher]. Ale zawsze ponad nimi znajdował się Ayrton. Teraz widzę, że Lewis znajduje się w tej samej lidze."
"Ciężko mi oceniać to gdzie umieściłbym Jima Clarka czy [Juana Manuela] Fangio. Kiedyś widziałem film dokumentalny o Fangio i zdałem sobie sprawę z tego jak mocny to był facet."
komentarze
1. giovanni paolo
Jeden rabin powie tak, a inny powie nie.
2. Raptor202
Senna nie był lepszy od Prosta.
3. TomPo
To jak Ali vs Tyson...
Inne epoki, inne bolidy, "inna" elektronika, inne przepisy...
4. Del_Piero
Może się mylę, ale gdyby Senna nie zginął to nie byłoby takiego kultu jego osoby
5. Miki42
On nie mówi chyba powarznie coś epoki mu się pomieszały
6. BAR 82_MCE
@4
Gdyby nie zginął to prawdopodobnie nie byłoby siedmiu tytułów w rękach Michaela. Nie ma jednak co gdybac a w tej chwili to Lewis pisze swoją historię i trzymam kciuki aby przynajmniej wyrównał rekord Schumachera.
7. Raptor202
@6 Tak, najwyżej byłoby sześć. A gdyby w 1988 roku obowiązywały normalne zasady punktowania, to Senna nie miałby nawet tych trzech tytułów. Gdybać to sobie możemy.
8. Vendeur
@4. Del_Piero
Słuszna uwaga. Każda osobistość, która umrze, a w szczególności gdy umrze przedwcześnie, i jeszcze bardziej w szczególności gdy zginie tragicznie, bardzo zyskuje wśród większości populacji. Nierzadko niesłusznie (akurat nie piszę o przypadku Senny), ale cóż, taki jest motłoch...
9. elin
Ja nie do końca zgodzę się z tym, co napisał @ Del_Piero.
Lorenzo Bandini, Ronnie Peterson, Gilles Villeneuve ... i wielu innych ( często ) znakomitych kierowców zginęło przedwcześnie na torach F1. Jednak żaden z Nich nie cieszy się aż takim kultem jak Senna. Dlaczego ? ... Ano dlatego, że Ayrton był już postacią kultową za życie. To Jego osobowość, charyzma i talent sprawiły, że przyciągał tłumy i wzbudzał uwielbienie.
Tragiczna śmierć sprawiła jedynie, że historia Senny stała się " niedokończona ", a przez to można snuć domysły - co by było gdyby nie 1 maja 1994 ... i to pobudza wyobraźnię fanów. Ale nie zmienia faktu, że Brazylijczyk zyskał sławę legendy F1 jeszcze za życia.
10. Vendeur
@9. elin
Oczywiście masz sporo racji, ja natomiast pisałem dosyć ogólnikowo. Świetny przykład na poparcie mojej tezy jest w nieco innej dziedzinie - aktorstwie oraz jego rankingu na Filmwebie. Jeśli jakiś aktor umrze, natychmiast zaczyna się pnąć w górę. Wystarczy zerknąć na topkę, aby zobaczyć kilka nazwisk, które nie pasują do grona. Oczywiście są to osoby, których już z nami nie ma.
11. Raptor202
@9 Owszem, z pewnością sława i ponadprzeciętne zdolności miały wpływ na to, jak odbierany jest dzisiaj. Tutaj jednak nakłada się nieco więcej czynników. Senna zginął na torze w czasach, gdy śmierć w F1 była czymś niepopularnym (prócz Ratzenbergera ostatni śmiertelny wypadek w F1 miał miejsce osiem lat wcześniej, a ostatni w trakcie weekendu wyścigowego w 1982), więc taka tragedia niewątpliwie musiała odcisnąć piętno zarówno na kierowcach, jak i na fanach. Gdy kierowcy ginęli średnio co roku, to raczej ciężko byłoby każdego z nich wynosić na piedestał i mówić, jakim wielkim mistrzem byłby każdy z nich (a opinii o niedoszłych mistrzach Petersonie i Villeneuve'ie (nie wiem, czy tak się to odmienia) i tak nie brakuje - nie będę się do nich odnosił, być może faktycznie zgarnęliby tytuły i przeszli do historii, tego nie wiem) Poza tym Ayrton przez wiele lat był dla fanów F1 ostatnią ofiarą śmiertelną tego sportu, co wg mnie jeszcze mocniej utrwaliło legendę jego osoby. Nie brakuje filmów dokumentalnych właśnie na jego temat. Chyba każdy widział co najmniej jeden taki na temat Brazylijczyka. Czy powstały filmy dokumentalne na temat innych tragicznie zmarłych kierowców, także mistrzów świata? No pewnie tak, ale jeśli mam być szczery to nie natknąłem się na takowe. Postać Senny i jego historia dobrze się sprzedała, co niespecjalnie dziwi. Najpierw zażarta rywalizacja z Prostem, później tragiczna śmierć, a wszystko to wzbogacone o charakter Senny (brawurowy, często przesadnie ryzykował, co w zestawieniu z chłodno kalkulującym Prostem rysuje nam obraz pozytywnego bohatera) i to, o czym wspomniałem wyżej. Scenariusz do filmu niemalże idealny. Zabrakło tylko odpowiedniego momentu na tragiczny finał - bo Prost wcześniej zdążył się wycofać (z góry przepraszam za to zdanie, które pewnie nie brzmi zbyt etycznie). Reasumując - gdyby sam talent czy osobowość decydowały o tym, jak odbierana jest obecnie postać tragicznie zmarłego kierowcy, to dzisiaj mielibyśmy więcej takich kultowych postaci. Jim Clark? Bez cienia wątpliwości jeden z najwybitniejszych w historii. Również doskonały przykład niedokończonej historii wielkiego mistrza. Zginął będąc w sile wieku, spokojnie mógł pojeździć jeszcze przez wiele lat. Zaryzykuję stwierdzeniem, że już w 1968 sięgnąłby po trzeci tytuł. Dwa lata później znów mógłby mieć okazję, w końcu wtedy także triumfował kierowca Lotusa. Ascari? Jedyny, który zwyciężył z Fangio. Do dzisiaj numer dwa w rankingu procentowym zwycięstw w wyścigach. W 1956 jego zespół - Ferrari, umożliwił Fangiowi sięgnięcie po kolejny tytuł mistrzowski. Co by było, gdyby Ascari nie zginął? Możemy gdybać. Kto dzisiaj pamięta o tych postaciach? Chyba tylko osoby dobrze obeznane z historią F1. Ich historie się przedawniły, zresztą tak samo wyglądają przypadki Villeneuve'a czy Petersona. Nie umiem powiedzieć, jakim kultem otaczany był Jim Clark trzydzieści lat temu, gdy Senna jeszcze żył, nie istniałem w tamtych czasach. Nie jestem też w stanie stwierdzić, co stanie się z legendą Senny przez najbliższe 20-30 lat. Czasy się zmieniają, mentalność ludzi również. Być może nadal będziemy mieli do czynienia z kultem, a może z czasem ta gloryfikacja zniknie, a sam Ayrton stanie się po prostu kolejnym Jimem Clarkiem. Mam tylko nadzieję, że już nikt następny nie zajmie jego miejsca.
12. Raptor202
@10 Kogo tutaj masz na myśli? Pytam bez wysuwania jakichkolwiek opinii, bo nie bardzo się znam, a chciałbym poznać twoje zdanie na ten temat.
13. Del_Piero
@9. Elin
Owszem inni wielcy również ginęli jak Gilles Villeneuve, Alberto Ascari czy Jim Clark, ale zwróć uwagę jakie to były czasy. To nie były czasy social media, tylko żelaznej kurtyny. To były czasy naszych rodziców, lub nawet dziadków. Media nie były tak rozwinięte. Wtedy nie wystarczyło jedno kliknięcie by zdobyć informacje. Senna zginął w 1994, czyli w sumie nie aż tak dawno temu, ale to już była epoka social media, telewizję miał już pewnie każdy, media miały już wtedy gigantyczny zasięg i żyło się już "w wolnym świecie". Nie neguję tego, że Senna był wtedy wielką gwiazdą nie tylko F1, ale ogólnie sportu. No, ale to też właśnie zasługa mediów, co sprawiło, że śmierć Ratzenbergera zeszła na dalszy plan bo był tylko Senna.
14. maca
Trudno to porównywać. To są takie opinie wyrwane z kontekstu. Jak mu się nic nie stanie to 2-3 lata
podstawa 90% bolid ..... ....
8% kierowca
2% rozwój wydarzeń na torze = szczęśliwy zbieg okoliczności
15. SilverX
10. Vendeur
Ledger zasługuje na swoje miejsce w panteonie jednego z najlepszych aktorów wszechczasów.
16. Vendeur
@ 15. SilverX
Jakiś argument za tym jego zasługiwaniem?
@12. Raptor202
Przykład powyżej. Heath Ledger - dopóki nie zginął, był daleko w rankingu. Nagle wyniesiono go na piedestał. Nie przeczę, że jest to dobry aktor, ale drugie miejsce za Jackiem Nicolsonem? To jest niesmaczny żart. Poza nim w topce jest jeszcze Alan Rickman - w tym przypadku także nie pasuje do otaczającego grona. Nie pasuje tam również Rami Malek, choć jeszcze żyje. Ale tak czasami bywa, gdy ktoś zasłynie jedną rolą w jakimś głośnym filmie.
Natomiast nie rozmawiajmy może tu o aktorach. Sytuacja w tamtym rankingu miała być tylko przykładem, co się dzieje z postrzeganiem tragicznie zmarłych osób przez społeczeństwo.
Z bliższego nam podwórka można przytoczyć postać Nicky'ego Haydena. Niczym nie wyróżniający się, solidny zawodnik, który w zasadzie nic nie osiągnął. Ale gdy zginął, nagle zaczęły się pojawiać artykuły z nagłówkami w stylu "Wielki Mistrz odszedł"... Wielkim mistrzem to jest Rossi, jest nim także Marquez, ale nie Hayden. Do tego ta nagonka na bogu ducha winnego kierowcę samochodu, podczas gdy winnym wypadku był Hayden, który jadąc rowerem nie zatrzymał się na podporządkowanej drodze i wjechał wprost pod samochód. Zachowanie rodziny zmarłego już pominę milczeniem...
17. Jameson
@16 Vendeur Otóż Hayden złamał przepis, co kosztowało go życie, ale mógłby przeżyć, gdyby kierowca też dostosował prędkość, w chwili uderzenia jechał 70km/h, a ograniczenie było do 50. Czy wyrok więzienia był zasłużony? Nie mnie to oceniać, ale przyznam rację co do zachowania jego rodziny. Włoch ten pewnie przeżył traumę, poleciała na niego wielka nagonka i hejt, bo zabił ważną osobę, a ci chcą jeszcze wyciągnąć od niego 6mln euro...
18. ryan27
Gdyby Hamilton jeździł w Ferrari takim bolidem, to nie miałby 5 tytułów a 6 + zdecydowanie większą liczbę wygranych wyścigów.
19. elin
@ 10. Vendeur
Wiem, wiem ... i ogólnie - jak najbardziej zgadzam się z Twoim zdaniem. Tym bardziej jeśli mowa o osobach z tzw. show-biznesu. Gdzie faktycznie można odnieść wrażenie, iż największy sukces i sławę osiągają ludzie umierający szybko i tragicznie. Wtedy z mało komu znanej osoby, nagle ktoś staje się niespełnionym talentem, jednostką wybitną ... itp., itd. .... wręcz postacią kultową, której nie wolno nie znać, szanować i podziwiać ... Jak dla mnie, taka sytuacja zdecydowanie jest chora.
Jednak w całej tej " samonakręcającej się maszynie " na tworzenie sukcesu osób tragicznie zmarłych, są również postacie, które faktycznie zasługują tym co osiągnęły za życia na miano - kultowy ... i kimś takim w F1 zdecydowanie jest Ayrton Senna.
@ 11. Raptor202
Według mnie Jim Clark, Juan Manuel Fangio, Graham Hill, John Surtees, Jackie Stewart .... i wielu, wielu innych, aż to obecnych czasów, to ikony F1 - i szczerze, nie wyobrażam sobie, aby ktoś interesujący się tym sportem nie znał takich nazwisk ( bez znaczenia, czy dany kierowca zmarł tragicznie na torze, czy szczęśliwie dożył sędziwego wieku ).
Jednak Senna to ktoś wyjątkowy i wyróżniający się, nawet w tak zacnym gronie. Posiadał magnetyzm, który sprawiał, że na torze nie można było od Niego oderwać wzroku i przyciągał do Niego fanów ... - głównie to sprawiło, jakim kultem cieszy się do dnia dzisiejszego ... Chociaż wszystkie czynniki, które wymieniłeś równie są ważne. Ale to nie sama śmierć wpłynęła na Jego popularność wśród kibiców. Ayrton zapracował na to całym życiem ( przynajmniej według mnie ).
@ 13. Del_Piero
Zgadzam się, że od czasu ogólnej dostępności mediów, łatwej zyskać i utrzymać popularność ... Ale gdyby to tylko od tego zależało, dzisiaj postacią kultową byłby Jules Bianchi - ostatni tragicznie zmarły kierowca F1.
Tak się jednak nie stało, tylko Senna cieszy się aż takim kultem.
20. Vendeur
@17. Jameson
Oczywiście, kierowca jechał szybciej, niż powinien. Ale ogromna większość winy leży po stronie Haydana. Domaganie się od niego zadośćuczynienia za śmierć to jest kpina i żenada, pewnie sam Hayden się w grobie przewraca. Do bardziej kierowca samochodu powinien się domagać zwrotu kosztów naprawy pojazdu, oraz zadośćuczynienia za traumę, jaką mu zgotowano. Tylko że w tym poronionym świecie, w którym mało kto kieruje się logiką, rzetelnością i obiektywnością, pewnie miałby małe szanse na wygraną.
21. tysu
18. ryan27
Jakby jeździł w Ferrari to dalej miałby 1.
Nawet Stroll by zdobył mś w bolidzie merca.
22. Vendeur
@21. tysu
"Nawet Stroll by zdobył mś w bolidzie merca."
Raczej nie, jesteś zbytnim optymistą.
23. Skoczek130
Może i pobić sobie rekordy Schumiego. Ja osobiście nie widzę go nawet w piątce. Widziałbym ją tak: Schumacher, Fangio, Senna, Clark, Alonso. ;)
24. Skoczek130
Gdyby jeździł dalej w McLarenie, miałby jeden tytuł, 26 PP i 21 zwycięstw. ;)
25. ryan27
21. tysu
Chodziło mi o to, że w Mercu musi walczyć ze swoim partnerem. W Ferrari nie byłoby takich sytuacji i stawiali by tylko na niego.
Po prostu inna polityka zespołów.
Gdyby Stroll jeździł w Mercu zamiast Lewisa, to tytuly by prawdopodobnie zdobył Rosberg i Bottas. Większe szanse miałby też Vettel w Ferrari.
26. XandiOfficial
Jak Hamilton w swoim 2 wyścigu dla Merca miał TO korzystne dla siebie aby Rosberg go nie wyprzedził i grzecznie dojechał 4. Te sezony 2014-16 nic nie mówią o Hamiltonie. Był, jest i zawsze będzie lepszy dla Rosberga. Merc to kontrolował. Nawet tego chciał mimo iż Rosberg był Niemcem. Uśmieszek Toto Wolfa jak Rosberg przestrzelił zakręt 1 na Monzy a Hamilton go wyprzedził powiedział jedno."Uff nie było walki na szczęście bo znów by mu oponę przebił, na szczęście jest już z przodu" Taka walka.
Skomentuj artykuł
Jeśli nie masz jeszcze konta, dołącz do społeczności Formula 1 - Dziel Pasję!
Zarejestruj się już teraz