Szefostwo F1 naciska na zmiany i chce dwóch kwalifikacji w trakcie weekendu
Mimo rozkwitu jaki przeżywa obecnie Formuła 1, sport nadal ma wiele do poprawy jeżeli chodzi o widowisko, a ludzie odpowiedzialni za ten spektakl próbują z różnym powodzeniem pracować nad tym, aby kibice otrzymywali największą wartość za wydane na bilety pieniądze. Przyglądamy się sprawom, o których dyskutuje się na padoku i które wkrótce mogą być wdrażane.Wyścig na torze Monza miał być wielkim świętem Formuły 1 we Włoszech, ale za sprawą feralnego zbiegu okoliczności zakończył się przy głośnych gwizdach kibiców, które musiały zostać wygłuszone przez realizatora transmisji telewizyjnej.
Chodziło oczywiście o okres neutralizacji po zatrzymaniu się na torze Daniela Ricciardo. Jego auto utknęło w takim miejscu, że ciężko było je uprzątnąć z toru przez długich siedem okrążeń, po których wyścig zakończył się za samochodem bezpieczeństwa, okradając brutalnie kibiców z pięknego finału.
Buczenie i gwizdy jeszcze długą będą odbijały się echem w uszach CEO F1 Stefano Domenicaliego oraz dyrektora ds. spotów motorowych F1 Rossa Brawna.
Samochód bezpieczeństwa nie był tak głośnym tematem dyskusji od czasu zakończenia słynnego już finału sezonu 2021 w Abu Zabi, gdzie przedstawiciele FIA z wyjątkową determinacją, łamiąc własne procedury chcieli za wszelką cenę wznowić wyścig przed jego zakończeniem.
Po GP Włoch jedyną osobą zadowoloną z postawy sędziów na Monzy był Toto Wolff z Mercedesa, który przyklaskiwał osobom kontrolującym wyścigi iż nie dały się ponieść presji publiczności i mediów, wskazując przy okazji, że tak powinno się zachować także na torze Yas Marina w zeszłym roku.
Jak się okazało władze F1 po kontrowersyjnym finale w Abu Zabi próbowały zmienić przepisy tak, aby w końcówce wyścigu pojawiała się zamiast samochodu bezpieczeństwa czerwona flaga. Każdy bez wahania wskaże tutaj przykład świetnego finału wyścigu w Baku w sezonie 2021, kiedy to po eksplozji opony w aucie Maksa Verstappena, jego rywale stoczyli zażarty pojedynek na ostatnich dwóch okrażeniech ze startu zatrzymanego.
Problem w tym, że takie rozwiązanie ma swoje wady i sprawia, że najzagorzalsi fani postrzegają je jako sztuczne podkręcanie atmosfery. Czerwona flaga powinna być uzasadniona jedynie w przypadku pojawienia się jakiś przeszkód, których nie można szybko usunąć z toru lub gdy pomocy medycznej potrzebuje jakiś kierowca.
Innym sposobem na poradzenie sobie z tym problemem mogłoby być proste rozwiązanie, które sprawiłoby, że samochód bezpieczeństwa zawsze wyjeżdżałby przed liderem wyścigi, a nie w dozwolonym miejscu stawki. Kierowcy podczas ogłaszania neutralizacji i tak muszą zwolnić do poziomy wymaganego wirtualną neutralizacją i nie mogą jechać pełną prędkością, więc nie stanowiliby w takim przypadku zagrożenia dla siebie czy zaparkowanego na poboczu auta.
Obecnie zdublowani kierowcy mogą również oddublować się na zakończenie procedury neutralizacji przez co traci się kolejne okrążenie, ale można przecież zrezygnować z takiego zabiegu.
Podczas wspomnianego weekendu na torze Monza doszło także do kolejnej farsy zaraz po czasówce, kiedy to kibice, a nawet sami kierowcy nie byli w stanie określić miejsc, z których przystąpią do niedzielnego wyścigu. Wszystko za sprawą kar silnikowych. Te ostatnie mimo iż opracowane z pewną metodyką są wyjątkowo skomplikowane dla większości kibiców. Najprostszym rozwiązaniem byłoby więc karanie kierowców przesunięciem na koniec pól startowych niezależnie od liczby elementów jakie wymieniają w swoich bolidach.
Powstawałyby wtedy dwie grupy zawodników: ci którzy mają kary i ci bez kar. W obu przypadkach o kolejności decydowałby wynik kwalifikacji z tą różnicą, że ci pierwsi ruszaliby z końca stawki. Jedyną obawą jest tutaj ograniczenie pola strategicznego ekip. Obecnie jak zrobił to Red Bull w aucie Verstappena można wymienić pojedynczy komponent silnika i stracić tylko pięć pozycji na starcie wyścigu. Rezygnując ze stopniowania kar zespoły zrezygnowałby ze strategicznych zmian komponentów na rzecz wymiany kompletnych układów.
Problemem, który włodarze F1 muszą rozwiązać jest także kwestia wirtualnej neutralizacji, które potrafi znacząco wpłynąć na straty między kierowcami w stawce. Nie jest tajemnicą, że gdy pojawia się taka przerwa uprzywilejowani są kierowcy, którzy znajdują się tuż przed wjazdem do alei serwisowej. Przy neutralziacji za samochodem bezpieczeństwa też tak jest, ale stracony w ten sposób czas można odzyskać na kolejnych okrążeniach jadąc za samochodem bezpieczeństwa.
Z wirtualną neutralizacją nie ma problemu, gdy działa ona na korzyść widowiska zmniejszając różnice między liderem a goniącą grupką zawodników, ale niestety działa to także w drugą stronę, jak to miało miejsce na torze Zandvoort w Holandii, gdy to lider zyskał kilka sekund.
Kolejny problem Formuły 1 uwypuklony przez nowe przepisy to tzw. pociągi DRS, czyli wiele bolidów jadących tuż za sobą gdzie każdy za wyjątkiem pierwszego może skorzystać z mniejszego oporu generowanego przez tylne skrzydło. Efekt cienia aerodynamicznego za sprawą efektu przyziemnego w tym roku również został ograniczony więc, aby wyprzedzić w takich warunkach kierowca tyłu musi być przynajmniej sekundę szybszy od kierowcy z przodu i na nic się tutaj zdaje fakt, że obecnie znacznie łatwiej jest podążać za drugim kierowcą w zakrętach.
Pojawiają się więc pomysły, aby zmieniać punkty aktywacji systemu w trakcie weekendu, aby ułatwić wyprzedzanie lub w ogóle je znieść, a wprowadzić limit czasu aktywacji tylnego skrzydła. Wtedy to kierowca decydowałby kiedy i jak długo może z takiej pomocy skorzystać, a broniący się zawodnik mógłby liczyć na to, że atakujący źle wyliczy korzystanie z DRSu i zbyt wcześnie go użyje.
Włodarze F1 naciekają również na poprawę widowiska poprzez ograniczenie liczby treningów i zwiększanie sesji mających jakieś znaczenie. W przyszłym roku po długich bojach FIA zgodziła się na podwojenie liczba weekendów sprinterskich, które sprawiają, że sesja kwalifikacyjna rozgrywana jest już w piątkowe popołudnie, ale to nie wszystkie planowane w tym zakresie zmiany.
Władze F1 mają naciskać na organizację dwóch sesji kwalifikacyjnych.
W piątek po pierwszym treningu, czasówka miałby ustalać kolejność do wyścigu sprinterskiego w sobotę po południu, a w sobotę rano, zamiast bezsensownego, ze względu na reguły parku zamkniętego treningu, miałaby się odbywać sesja kwalifikacyjna ustalająca kolejność do głównego, niedzielnego wyścigu. Do takiego pomysłu na przyszły sezon trzeba jednak przekonać jeszcze wszystkich, a w zasadzie to uzyskać tzw. superwiększość, czyli 28 z 30 uprawnionych głosów. Dlatego bardziej realnym planem jest wdrożenie go od sezonu 2024.
komentarze
1. Raptor Traktor
"sport nadal ma wiele do poprawy jeżeli chodzi o widowisko"
Dwa zespoły wygrały wyścig w tym sezonie, jeden kierowca spoza czołowych trzech ekip stanął na podium, a czwarty zespół ma jedną trzecią dorobku punktowego trzeciego zespołu. Do tego Verstappen najpewniej w Japonii zdobędzie już tytuł mistrzowski. Ale tak, to czasówka stanowi problem.
"zmiany w regulaminie miały wyrównać stawkę" - no i faktycznie wyrównały, szkoda tylko, że mówimy o stawce na miejscach 6-10 w tabeli konstruktorów.
2. HuskyContainer
Nie oszukujmy się, najciekawsza w F1 jest walka o mistrzostwo, wyrównana jak w poprzednim sezonie, a nie taka jak w tym
3. kiwiknick
W Monte Carlo wszędzie stoją dźwigi i potrafią natychmiast usunąć uszkodzony bolid.
Ale Włosi to Włosi.
4. marcinek99
Co za głupek wpada na takie pomysły. Chcą zniszczyć F1!
5. Zaps
@3 ale to jest tor uliczny, na zwykłych nie ustawia się tylu dźwigów. jeśli zauważą że nie da się fury przepchnąć to wtedy wzywają ciężki sprzęt i taktym razem było. są też procedury kiedy mogą wychodzić i kiedy to jest bezpieczne. bardziej bym winił to jak SC zebrał samochody za sobą
6. kiwiknick
@5 wystarczyło by postawic parę dźwigów w miejscach gdzie nie ma bramek.
Dla F1 to nie są koszty.
7. Zaps
@6 z naszej perspektywy łatwo się mówi ale pytanie czy w tych miejscach rzeczywiście się da, czy nie zablokuje to jakiejś drogi ewakuacyjnej, lub będzie mógł się wystarczająco wzdłuż tej drogi poruszać o ile w ogóle. Jeśli tak to też jestem za
8. Max3
Oglądam równolegle od 20 lat MotoGp, co tam się nie dzieje...!!!
To byłoby widowisko, kiedy 8 aut w połowie wyścigu oddziela tylko 2 sekundy.Dużo przetasowań. Są wyścigi kiedy od startu do mety ogląda się wyścig z zapartym tchem, a w F1, wystarczy oglądnąć start i metę, niestety takie są realia.
Żadne dodawanie sprintów, kwalifikacji, nic nie daje. Potrzeba jak najbardziej zrównać stawkę, więcej standardowych elementów.
P.S. ale i tak bardziej lubię F1... :)
9. kombajn2
Kwalifikacje i sprint to poroniony pomysł. Albo jedno albo drugie. Niech dadzą im dłużej pojeździć w piątek w treningu. Według najlepszych czasów jakie uzyskają do końca dnia niech startują do sprintu w sobotę a wynik sprintu ustala kolejność wyścigu w niedzielę. I każdy kolejny dzień ma wpływ na to co się dzieje dalej. I każdy jest ważny. Ja nie wiem w tym FIA to chyba nie myślą.
10. greg32
Cięcia kosztów, oszczędności i limity...z drugiej wincy,j wincyj kwali, sprintów czyli okazji do crashowania i mega kosztów...Czy leci z nimi pilot czy jest jak u nas w kraju ?
Skomentuj artykuł
Jeśli nie masz jeszcze konta, dołącz do społeczności Formula 1 - Dziel Pasję!
Zarejestruj się już teraz