Ferrari testowało w piątek mieszankę nowych i starych komponentów silnika

Aktualizacja włoskiej jednostki napędowej przyniosła niewątpliwie zamierzone efekty. Odkąd Charles Leclerc i Carlos Sainz otrzymali takowe elementy, osiągi bolidu SF21 na prostych są znacznie lepsze i nie tracą tak dużo do Mercedesa czy Hondy, o czym mówił sam Mattia Binotto.

Modyfikacja silnika akurat w końcówce tegorocznych zmagań jest częścią planów inżynierów związanych z sezonem 2022, od którego rozwój będzie już zamrożony. Ferrari skupiło się przede wszystkim na poprawkach w obszarze układu hybrydowego.

Mogłoby się wydawać więc, że do końca tego roku obu zawodników Scuderii nie będą już czekać żadne niespodzianki po stronie jednostki napędowej. Natomiast tak do końca nie będzie.

Podczas weekendu w Meksyku okazało się bowiem, że w piątek Sainz jeździł z pomieszanymi komponentami motoru (silnik spalinowy w starszej specyfikacji i nowe układy hybrydowe). Według informacji dziennikarza, Giuliano Duchessa, Włosi zamierzają do końca sezonu stosować taką praktykę, gdyż obawiają się o przebieg jednostki.

Co ciekawe, mimo posiadania w swoim bolidzie starszego komponentu Hiszpan - w przeciwieństwie do Leclerca - nie miał żadnych problemów z silnikiem. Z kolei Monakijczyk pod koniec drugiego treningu zgłaszał przez radio takowe kłopoty.

Po wczorajszych zajęciach 24-latek pokusił się o wytłumaczenie tych problemów:

"W tle pojawiło się wiele rzeczy, przez które samochód nie prowadził się przyjemnie. Natomiast to nic poważnego. Możemy to spokojnie kontrolować. Trochę trudniej jeździ się po prostu w takich warunkach", mówił Leclerc, cytowany przez Autosport.