Czwartek przed GP Singapuru przyniósł kilka interesujących i niespodziewanych rozstrzygnięć na rynku transferowym. Czy to koniec Kubicy i Hulkenberga w F1, a Grosjean dostał nowe życie?
Jeszcze nie tak dawno temu wydawało się, że w Haasie jeździć będzie Nico Hulkenberg, a Romain Grosjean będzie mógł się oddać gotowaniu. Robert Kubica nie chciał czekać do końca sezonu, ale stanowcze "nie" już w drugiej połowie września też jest pewnym zaskoczeniem.Sytuacja wszystkich trzech kierowców jest przez to bardzo interesująca. W przypadku Francuza dotyczy to bardziej przyczyn pozostawienia go w zespole. Polaków najbardziej interesuje oczywiście ich rodak, który być może jest w podobnej pozycji co Nico Hulkenberg. W tym wszystkim jest też Williams, który chyba poczuł się zbyt pewnie.
Co po odejściu z Grove?
Ruch Roberta dość wcześnie stawia go w pozycji, w której wiadomo, kiedy jego obecny pracodawca nie będzie miał już nic do powiedzenia. To ułatwia wiele negocjacji z innymi stronami, wyjaśnia to, co było jeszcze niedawno niewyjaśnione. Wszyscy zyskują trochę czasu, by ograniczyć ryzyko, sprawdzić siebie nawzajem, a nie organizować coś na gwałt.
Chyba najlepiej opisał to sam kierowca. Otworzył sobie wiele opcji, które może nie są krokiem do przodu, ale czy jest sens dalej iść po tak grząskim gruncie? Możliwe, że przed tym pytaniem stał Kubica. Było znacznie inne niż rok temu, gdy rozważał powrót. Teraz wie na co go stać, ale wie też jaka jest rzeczywistość. Nie ma sensu kopać się z koniem, szczególnie w pozycji człowieka, który tyle przeszedł i naprawdę nic nie musi.
Co dalej? Prawdopodobnie symulator i jakieś wyścigi. Obecnie na rynku musiałoby dojść do małego trzęsienia ziemi, by otworzyły się inne opcje i ktoś nagle ratował się późnym transferem. Teoretycznie jest jeszcze mała szansa tu i tam, ale póki co nie ma na ten temat wielu informacji, a pisanie o nich jest już niemałym plotkowaniem.
Czy ławka rezerwowych to zła opcja? Cóż, a czy Williams to dobra? Jeśli Robert nadal chce być przy F1 - a po deklaracjach Orlenu wygląda na to, że chce i to ze wsparciem - to raczej nie po to, żeby móc sobie pooglądać wyścigi na żywo. Żeby było jasne - o kolejny powrót będzie niesamowicie trudno, ale jeśli uda się pokazać w jakichś testach, że sezon 2019 jednak trochę zakrzywił rzeczywistość - kto wie. A nawet jeśli Kubicy naprawdę wybitnie nie pasują obecne bolidy, to przecież w 2021 roku będą inne, których nikt nie będzie znał. Wtedy będzie liczyło się szybkie uczenie, a nie próba nadrobienia 8 lat w kilkanaście godzin za kierownicą.
Zobaczymy, co wynegocjuje Orlen, ale im więcej jazdy z kimś innym - tym lepiej. Robert nadal chce być przy F1, więc sam musi czuć, że ma coś jeszcze do pokazania. Rok 2020 będzie czasem specyficznym, tuż przed wielką rewolucją i może jest to jeden z niewielu momentów, w których utrata fotela wyścigowego zaboli trochę mniej.
A jeśli z końcem sezonu 2019 nadejdzie też koniec kariery Kubicy w F1? Cóż, widać to po pytaniach nawet tych dziennikarzy, którzy wyniki oceniali surowo. Jeśli ktoś jest jedną nogą w grobie, a potem ściga się w F1, to zawsze będzie miał szacunek w padoku. To nie jest mała rzecz.
Pstryczek w nos Williamsa
Przy okazji z ręki zespołu wytrącona została potężna karta przetargowa w postaci straszenia obecnym kierowcą. Miejsce w Williamsie cały czas jest przecież prestiżowym miejscem w Formule 1 (czy poprawniej - miejscem w prestiżowej Formule 1), ale przy takiej formie i takim stanie zespołu, jego wartość (czy też cena, to lepsze słowo) nie jest nieskończona, a do tego nie ma zbyt wielu chętnych na przepłacanie.
Jest to też kupowanie kota w worku, żeby nie mówić o czymś w pozłótku. Czy miliarder i jego ludzie od finansów będą chcieli przepłacać, gdy tak naprawdę to oni mają coś, czego druga strona potrzebuje bardziej? Niekoniecznie. Kubica przekazał pałeczkę Latifim i kulturalnie wyszedł.
Wymowne jest też, że człowiek, który walczył tyle lat o powrót, po 2/3 sezonu stwierdził, że to on nie chce jeździć w tej ekipie. Można sobie przytaczać wyniki, ale dla osoby, która ma wyłożyć grube pieniądze, na pewno to odejście jest zastanawiające. Tak samo jak to, że komuś o niewątpliwie gigantycznej skali talentu, było tak trudno w tym sezonie, trudniej niż kiedykolwiek indziej. Z pewnością Nicholas, który bywa w zespole, wie znacznie więcej niż inni, którzy komentują. Wie, na co się pisze, może myśli, że gorzej być nie może. Tylko, że wielu myślało tak jeszcze na początku tego roku.
Jeśli faktycznie rodzina Latifich ma teraz naprawdę niezłą pozycję negocjacyjną i dopóki ktoś nie wyskoczy jak Sirotkin w Abu Zabi, mogą sobie ustalać lepsze warunki. Matthew Carter wspominał kiedyś, że Pastor Maldonado, którego skarbonka również nie była pusta, zagwarantował sobie przynajmniej równą pozycję, np. przy przydzielaniu części. I warto, by państwo Latifi to robili, brali garściami tyle, ile się da, bo przy obecnych warunkach utalentowany George Russell powinien znokautować Nicholasa w pierwszej rundzie i wybić mu następne sezony z głowy.
Dziwny wybór Haasa
Skoro mowa o kolejnych latach w zespole, one jeszcze niedawno nie były pisane Romainowi Grosjeanowi. Reakcje kibiców mówią wszystko, bo to nie tak, że wściekli są fani z Niemiec i z Polski, ale ludzie po prostu są zaskoczeni.
Prawdę mówiąc, Francuza mogło nie być w stawce już w tym roku. Gunther Steiner zaserwował mediom całkiem niezłe argumenty i mimo wszystko, one nie wydają się być takie głupie, szczególnie ten o próbie poradzenia sobie z kapryśnym autem i nowym człowieku, który nie znałby zespołu.
Cała sytuacja jest dziwna, bo poza tym, że każdy wie na co stać Romaina, pozytywnego i negatywnego, jest mnóstwo sprzecznych informacji. Jedna strona mówi, że dostała ofertę, ale ta druga twierdzi, że jej nie złożyła. Możliwe, że obu było nie po drodze do siebie i dla obu byłoby to coś w stylu wymiany, która nie przyniosłaby niczego nowego, żadnej poprawy. Może nie widzieli w tym sensu.
Ze strony Haasa byłaby to wymiana średniego kierowcy, który jest niestabilny, na równie średniego, ale równego. I tutaj faktycznie argument Steinera wydaje się niezły - jak już ma być średni, to niech przynajmniej wie, co się dzieje. Inna sprawa, że ktoś mógłby już znać zespół, gdyby zastąpił Grosjeana po 2018 roku. Gdyby kózka nie skakała.
Sytuacja trochę podważa też status Gunthera, który po serialu Netflixa stał się tym fantastycznym szefem, który głośno mówi jak jest, nie boi się krytykować i cieszy się wielkim autorytetem. Magia telewizji, bo to miły facet, lubiany w padoku, który trochę poprzeklinał i akurat nagrały go kamery. Najwyraźniej nie jest taki skory do podejmowania trudnych decyzji.
Ryzyko Hulkenberga
Być może więcej odwagi ma Nico, który dał do zrozumienia, że byle jakie oferty go nie interesują. Z jednej strony jego zachowanie trochę przypomina atrakcyjną osobę, która jest pewna, że kogoś poderwie, ale ma bardzo duże wymagania. Z drugiej - czy jest sens, żeby podrywał kogoś tylko dla samego podrywania?
Z jego perspektywy Haas byłby krokiem wstecz bez możliwości pójścia do przodu (o Williamsie nie ma co mówić, za mało pieniędzy). Jeśli nie uporają się z problemami, a raczej na rok nie zrobią auta od zera, to dalej będą tylko okazjonalnie szybcy.
Nico ma już tyle startów w F1 i jednocześnie jest tak niespełniony, że branie byle czego nie jest mu na rękę. On nic nie musi - może sobie odejść do innej serii i dobrze się bawić. Może też spróbować przeczekać rok i zobaczyć, co przyniesie rewolucja. I właśnie tutaj jego sytuacja jest trochę podobna do tej, którą ma Kubica.
Z jakiegoś powodu wielu kierowców regularnie chwali tempo "Hulka" i mówi, że jest źle oceniany. Ściany w Baku są innego zdania, ale akurat one głosu nie mają. Tak jak przy Robercie - gdyby udało mu się zrobić dobrą robotę w symulatorze, to mając atut doświadczenia i pokazując w testach, że jest bardzo dobry, ktoś mógłby rozważyć zatrudnienie go, licząc, że nie zawiedzie, gdy wszyscy ruszą od zera.
To jest ryzykowne, bo jedna zmiana na rynku nie w tę stronę i może mieć po karierze w F1, ale skoro nie jest zdesperowany, by tu być, to co mu szkodzi? Bycie ciągle na końcu musi być torturą dla kierowcy pokroju Kubicy. Tak samo bycie ciągle średnim musi być niesamowicie frustrujące dla Hulkenberga. Obaj w innych seriach będą mogli trochę oderwać się od tego, a potem liczyć na dobre rzeczy lub dać sobie spokój.
Nie jest to usprawiedliwianie odejścia na siłę, tylko pokazanie innej perspektywy i strategii, którą mogą mieć w głowach niektórzy kierowcy. Teoretycznie może zdarzyć się cud i obaj znajdą miejsca, a cały tekst będzie nietrafiony, ale taki jest urok pisania. Na podsumowania całego sezonu, a także tego, co się faktycznie zdarzy i omówienie powodów, przyjdzie jeszcze czas.
21.09.2019 18:16
0
Brawo Heytham, a pan mediolańczyk do blokowanych i kolejny forumowy pajac z głowy, alleluja. Art dobry, brakowało tego typu tekstów, zwłaszcza od czasu jak F1 Talks rzadko pisuje.
22.09.2019 00:47
0
Naprawdę ktoś uważa Kubicę za średniaka nawet przed wypadkiem? Te 0,014 za Webberem w Monaco i by zamknął *** reszcie. Wtedy zapewne by ten wyścig wygrał. Strach się bać co by było gdyby dostał RedBulla. Zapewne Senna z 88 roku.
Jeśli nie masz jeszcze konta, dołącz do społeczności Formula 1 - Dziel Pasję!
zarejestruj się