Siedmiokrotny mistrz świata nadal nie odpuszcza ws. kontrowersyjnego tylnego skrzydła Red Bulla. Brytyjczyk domaga się, aby FIA jak najszybciej zaczęła egzekwować złamanie przepisów przez austriacki team.

Podczas weekendu pod Barceloną Lewis Hamilton nieoczekiwanie zarzucił ekipie Red Bulla korzystanie z tzw. ruchomego tylnego skrzydła. Oskarżenia Brytyjczyka wywołały ogromną konsternację w padoku, ponieważ dobrze wiemy, że takie elastyczne elementy są niedozwolone w F1.

Według wyliczeń różnych ekspertów, Red Bull miał zyskiwać na tym rozwiązaniu ok. trzech dziesiątych na głównej prostej hiszpańskiego toru.

Mercedes od razu skierował całą sprawę do FIA, a organ ten poinformował wszystkie zespoły, że zaostrzy testy obciążeniowe tylnych skrzydeł. Wszystko po to, aby inżynierowie zniechęcili się do poszukiwania poprawy osiągów w tym miejscu.

Jednakże Federacja zaznaczyła także, że nowe regulacje będą obowiązywać dopiero od GP Francji, a to oznacza, że stajnia z Milton Keynes oraz inne teamy bezkarnie skorzystają z elastycznego tylnego skrzydła w trackie GP Monako i GP Azerbejdżanu.

Zdaniem Lewisa Hamiltona - FIA chce w taki sposób pomóc ekipie Red Bulla:

"Prawdopodobnie takie rozwiązanie poskutkuje około 0,6 sekundy w Baku. Moim zdaniem musimy nadal wywierać presję na FIA w tej kwestii, aby lepiej kontrolowała te wszystkie rzeczy", mówił kierowca Mercedesa przed kamerami Sky Sports.

"Dla przykładu, jeśli zerknięcie na ostatnią rundę, to wszyscy musieli mieć koce na swoich oponach w kwalifikacjach. Z kolei Red Bull mógł ich nie zakładać, a inni nie mogli sobie na to pozwolić. Zasady powinny być konsekwentne dla wszystkich."

"Ci inżynierowie są geniuszami, więc jeżeli dasz im trochę swobody, oni to wykorzystają."